-
Radosław Sikorski zarzuca prezydentowi opóźnianie kwestii podpisania wniosków o mianowanie ambasadorów.
-
Marcin Przydacz zarzucał wcześniej rządowi, ze doprowadził do „paraliżu” polskiej dyplomacji.
-
W wielu placówkach w miejsce ambasadorów wysłani dyplomaci, którzy mają status charge d’affaires. Taka sytuacja jest np. w USA.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
„Prezydent ma konstytucyjne prawo i obowiązek mianować albo odmówić mianowania ambasadora, a minister spraw zagranicznych zgodnie z ustawą ma prawo złożyć o to wniosek” – napisał minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
W ten sposób odniósł się do słów szefa prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcina Przydacza, który stwierdził, że Polska „nie ma ambasadorów w większości zagranicznych placówek”, a sytuację tę określił „całkowitym paraliżem”. Według Przydacza „odpowiedzialność” spada na premiera Donalda Tuska oraz szefa MSZ.
Radosław Sikorski odpowiada Przydaczowi. „Nie pozwolę”
Sikorski odpowiedział Przydaczowi wpisem w serwisie X. „Nie pozwolę ani na odbieranie rządowi jego kompetencji, ani na ponowne upartyjnienie polskiej służby dyplomatycznej” – oświadczył minister.
„Prawie wszystkie polskie placówki zagraniczne mają swoich kierowników. Ciężko pracują na rzecz polskich interesów, także nad obsługą wizyt pana prezydenta. Jedyne, czego niektórym z nich brakuje, to jego podpisu na zgodnie z ustawą złożonych wnioskach” – zaznaczył Sikorski.
Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej mówił podczas czwartkowej konferencji z przedstawicielami MSZ, że prezydent Karol Nawrocki „jest otwarty na dyskusję o nominacjach ambasadorskich, ale wymagana jest jego wstępna zgoda na procedowanie danej kandydatury„. Dodał, że kandydatury procedowane za prezydentury Andrzeja Dudy muszą zostać powtórzone.
Po spotkaniu Przydacz ocenił z kolei, że prezydent Nawrocki, obejmując kilka tygodni temu urząd, zastał polską dyplomację „w stanie paraliżu”, a w ponad połowie polskich placówek dyplomatycznych nie ma obecnie ambasadora. Za ten stan rzeczy odpowiedzialnością obarczył premiera Donalda Tuska i szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
Zamieszanie wokół ambasadorów. Przydacz o „próbach dominacji i szantażu”
Przydacz w czasie konferencji zapewniał, że prezydent jest „gotowy na dialog personalny” w kwestii ambasadorów.
– Oczekujemy, że po pierwsze będą przestrzegane zasady konstytucyjne, po drugie – przepisy ustawy, a po trzecie – dobra tradycja, (liczymy), że MSZ wycofa się ze złej tradycji, prób dominacji i szantażu, a powróci do konstruktywnego dialogu – powiedział.
Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej dodał też, że „nie można się zgodzić na to, aby były procedowane kandydatury bez wstępnego sygnału ze strony prezydenta RP, co do zgody na daną kandydaturę”.
– Uważamy, że wszystkie te kandydatury, które były procedowane za czasów poprzedniego prezydenta (Andrzeja Dudy), w oczywisty sposób muszą zostać powtórzone, ze względu na fakt zasiadania w fotelu prezydenckim innej osoby – zaznaczył.
Jednocześnie – jak zauważył Przydacz – prezydent Nawrocki mówi wprost – „każda osoba, która bez jego wstępnej zgody, sygnału – który powinien paść w pierwszej kolejności z Pałacu Prezydenckiego – weźmie udział w tej nie do końca legalnej i omijającej procedurze (…) nie będzie mogła już w trakcie kadencji prezydenta Nawrockiego uzyskać akceptacji na ambasadora”.
Spór o nominacje ambasadorskie. Spotkanie ekipy prezydenta z przedstawicielami MSZ
W czwartek odbyło się spotkanie z udziałem szefa prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcina Przydacza oraz wiceszefa MSZ Marcin Bosackiego oraz dyrektora generalnego MSZ Rafała Wiśniewskiego. Rozmowa dotyczyła m.in. obsady placówek dyplomatycznych.
Spór o nominacje ambasadorskie między rządem a Prezydentem RP trwa od marca 2024 r. Wtedy Sikorski zdecydował, że ponad 50 ambasadorów zakończy misję, a kilkanaście kandydatur zgłoszonych do akceptacji przez poprzednie kierownictwo resortu zostanie wycofanych. Ówczesny prezydent Andrzej Duda podkreślił natomiast, że „nie da się żadnego ambasadora polskiego powołać, ani odwołać bez podpisu prezydenta”.
W miejsce ambasadorów, którzy opuścili placówki, ale nie zostali formalnie odwołani przez prezydenta, trafili wskazani przez MSZ dyplomaci, którzy nie mają statusu ambasadorów, lecz charge d’affaires – taka sytuacja jest np. w USA, gdzie były szef MON w rządzie PO-PSL Bogdan Klich zastąpił Marka Magierowskiego. Andrzej Duda wielokrotnie dawał do zrozumienia, że nie uważa Klicha za odpowiednią postać na stanowisku ambasadora w USA.