-
Wycofywanie się USA z aktywnej roli na Bałkanach powoduje, że odpowiedzialność za stabilizację regionu coraz mocniej spoczywa na Turcji i częściowo na Unii Europejskiej.
-
Stosunki pomiędzy Serbią a Kosowem są napięte, jednak otwartego konfliktu zbrojnego nie będzie ze względu na sytuację wewnętrzną Serbii i obecność sił stabilizacyjnych.
-
Zachód, zwłaszcza Unia Europejska, naciska na Serbię, by jasno określiła swoje priorytety – czy wybiera relacje z Rosją, czy z Europą.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Christopher Hill, były ambasador USA w Serbii 14 czerwca udzielił wywiadu Radiu Wolna Europa, w którym oznajmił, że czasy, w których bałkańskie państwa mogły, w wypadku konfliktu, przybiegać do Stanów Zjednoczonych i prosić o mediacje, minęły. „Każdy ma sąsiadów” – mówił Hill – „i każdy musi się z nimi jakoś porozumieć”.
Zasady te, jak stwierdził Hill, odnoszą się również do relacji pomiędzy Serbią a Kosowem. A to natowska baza Bondsteel, leżąca na terenie Kosowa, była uważana za najważniejszy gwarant pokoju pomiędzy tymi dwoma państwami.
Do niedawna prezydent Serbii Aleksandar Vucić mógł sobie rozstawiać – jak to miało miejsce w 2023 i 2024 roku – wojsko albo siły specjalne przy granicy tego rządzonego przez lokalnych Albańczyków państwa wykrojonego z części terytorium Serbii (czego nie uznaje sama Serbia, jej tradycyjny sojusznik – Rosja, ale też wiele innych państw, w tym niektóre należące do NATO i UE) – jasne było, że i tak więcej z tym wojskiem nie bardzo może zrobić: nie stać go bowiem na konfrontację z NATO, a tym by się skończyła inwazja na kraj, w którym stacjonują na stałe NATO-wskie wojska zdominowane przez USA.
W obecnej sytuacji jednak, gdy Trumpowska administracja coraz częściej umywa ręce od bałkańskich spraw i chciałaby przekazać je w nadzór Unii Europejskiej – na co ta niespecjalnie jest jeszcze gotowa – nie jest pewne, czy ten amerykański straszak będzie nadal na Vucicia działał.
Turcy przejmują wpływy na Bałkanach
– To przypieczętowanie trwającej już od jakiegoś czasu tendencji – mówi Interii Marta Szpala, specjalistka od Bałkanów w Ośrodku Studiów Wschodnich. – A w Bondsteel i tak już od jakiegoś czasu dominują Turcy, a nie Amerykanie.
Turcy to też potężna siła, nie tylko aspirująca do posiadania stabilizującego wpływu na Bałkany w ramach powidoku dawnego Imperium Ottomańskiego, ale również historycznie zaangażowana po stronie bałkańskich muzułmanów jako ich protektor i obrońca.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan podczas swoich oficjalnych wizyt w Kosowie mówił nie raz o tym, że łączą ich więzi cywilizacyjne i kulturowe, że są „ludźmi tej samej struktury” i „braćmi”.
– Turcja jest Kosowem, Kosowo jest Turcją! – mówił w Prisztinie, wzbudzając aplauz, w 2013 roku.
Co ciekawe, Turcja utrzymuje poprawne relacje również ze swoim historycznym wrogiem, który za nic by się nie podpisał pod stwierdzeniem, że posiada razem z Turkami „wspólną strukturę” – czyli Serbią.
Ta przyjaźń oparta jest jednak w sporym stopniu na tym, co można nazwać „międzynarodówką silnych, prawicowych liderów”, zwanych przez polityków z krajów liberalnej demokracji – autorytarystami, a do tej kategorii należy zarówno prezydent Serbii Aleksandar Vucić, jak i prezydent Turcji – Recep Tayyip Erdogan. Jeśli więc na kimś aktualnie spoczywa duża część faktycznej odpowiedzialności za pokój na Bałkanach – to tym kimś byłaby dziś Turcja.
Kosowska pięta Achillesa
– Do tej pory gdy Serbowie rozstawiali wojska na granicy Kosowa, to Amerykanie reagowali od razu i sytuacja była ucinana – mówi Marta Szpala. – Teraz sytuacja jest inna. Amerykanie przestaną reagować i ich funkcja odstraszania się skończy.
Szpala jednak jest daleka od obaw, że powolne wycofywanie się Amerykanów z Bałkanów musi koniecznie oznaczać nadchodzący konflikt zbrojny.
Pierwszy powód to to, że Vucić ma problemy wewnętrzne: studenckie strajki i protesty, z którymi musi się uporać, a przywódców ukarać – w białych rękawiczkach, bo społeczeństwo ani Unia nie pozwoli na białoruską wersję represji, ale jednak. I nawet jeśli Vucić właśnie wzrostem napięcia z Kosowem będzie chciał przykryć swoje problemy wewnętrzne, to pozostają jeszcze inne powody.
Choćby taki, że Kosowo przejęło efektywną władzę policyjną nad Północnym Kosowem, które do tej pory było kosowską piętą Achillesa: zamieszkane przez Serbów i do pewnego stopnia ignorujące fakt, że znajduje się pod Prisztiną, za to mocno infiltrowane przez Belgrad wydawało się łatwym łupem dla serbskiego wojska czy choćby „zielonych ludzików” (oczywiście zakładając, że Zachód, a w szczególności USA by tu umyły ręce, co jednak jest mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że samo Kosowo to przecież zachodni, a w zasadzie po prostu amerykański projekt).
Teraz widać już, że Serbowie, nawet gdyby chcieli do Kosowa wjechać militarnie, to nie weszliby już tam jak nóż w masło.
Kolejny powód jest taki, że elementem stabilizującym w Kosowie jest obecnie Turcja, i – do pewnego stopnia – Unia Europejska, a Vucić nie może sobie pozwolić na zupełne ignorowanie brukselskich wytycznych, bowiem to w Unii są pieniądze i jakakolwiek przyszłość: przy całej serbskiej tradycyjnej sympatii do Rosji Serbowie widzą, jak wygląda tam życie i polityka oraz umieją liczyć.
Rzecz w tym, że Zachód zaczyna być niecierpliwy i domaga się od Serbii jasnej deklaracji: Rosja czy Europa. Kaja Kallas, szefowa unijnej dyplomacji, wzywała do takiego wyboru Aleksandra Vucicia, serbskiego prezydenta. A i Christopher Hill we wspomnianym na początku wywiadzie domagał się tego od Serbów i jako pozytywny przykład podał niedawną wizytę Aleksandra Vucicia w Kijowie, podczas której spotkał się z Wołodymyrem Zełenskim i proponował mu pomoc w odbudowie, jak to ujął Vucić – „jednego, lub dwóch miast”.
Trudno jednak też zapomnieć, że ten sam Vucić jeszcze niedawno, wbrew zaleceniom Unii Europejskiej, wybrał się do Moskwy na propagandowe putinowskie uroczystości rocznicy zakończenia II wojny światowej.