Problem dla Ukraińców jest duży, bo gra idzie o ominięcie od zachodu Konstantynówki, która jest ważnym centrum oporu w całej okolicy. Jeśli Rosjanom uda się przebić polami na tyły tego miasta, to jego ukraińscy obrońcy znajdą się w trudnej sytuacji i najpewniej zostaną w końcu zmuszeni do wycofania się z dużymi stratami. Problem w tym, że nie widać poważniejszych fortyfikacji na drodze Rosjan. Te, które były, właśnie zostały przełamane.
Budowanie sukcesu przez pół roku
Ponieważ wojna ma teraz charakter pozycyjny, to nie ma tutaj mowy o wielkim przełamaniu rodem z podręcznikowych operacji wojsk zmechanizowanych, które by oznaczało po nawet kilkadziesiąt kilometrów postępów dziennie przy pomocy wielkich kolumn ciężkiego sprzętu. Od początku tej fazy rosyjskich sukcesów mowa o maksymalnie kilkunastu kilometrach postępu w linii prostej. Na ponad miesiąc. Tempo w teorii żółwie, ale jak na tę wojnę znaczące.
Miejscem opisywanych wydarzeń są pola i małe wsie w obwodzie donieckim, na przestrzeni 50 kilometrów pomiędzy miastami Pokrowsk i Konstantynówka. Oba są połączone dobrą drogą, w pobliżu której, wykorzystując małe rzeki, stawy i zagajniki, ciągnęła się ukraińska linia umocnień. Od mniej więcej wiosny 2024 roku front był tam względnie stabilny. Początkowo Rosjanie skupiali się na bezpośrednim uderzeniu na Pokrowsk, ale zostali tam skutecznie zatrzymani wczesną jesienią. Na drugim końcu tego odcinka do początku tej wiosny byli uwikłani w krwawe i statyczne walki o miasto Toreck położone na południe od Konstantynówki. Z Pokrowska jednak tymczasowo zrezygnowali, a drugie miasto opanowali w marcu. W tym samym okresie zaczęli atakować na mniejszą skalę pomiędzy nimi i szybko okazało się, że to ma przyszłość.
Ponieważ wspomniany odcinek frontu pomiędzy Pokrowskiem a Konstantynówką był spokojny prawie rok, to stopniowo Ukraińcy ogołocili go z wartościowych jednostek. Kołdra wszędzie jest przykrótka, więc żeby wzmocnić jeden punkt, trzeba zabrać z innego. Pierwsze próbne ataki Rosjan w styczniu były częściowo udane, ale Ukraińcy zdołali ściągnąć skromne rezerwy, kontratakować i ustabilizować sytuację po utracie dwóch wiosek. Czując jednak słabość, rosyjskie wojsko zgromadziło jeszcze większe siły i w marcu nacisnęło ponownie, do końca miesiąca osiągając pierwsze sukcesy. Jednocześnie Rosjanie atakowali też nieco dalej na wschód w kierunku niedawno zajętego Torecka, zaczynając tworzyć worek wokół mocno trzymanej przez Ukraińców wsi Stara Mikolaiwka. Pod koniec kwietnia po stronie ukraińskiej coś pękło i zaczęły się szybkie postępy Rosjan.
Mapa w większej rozdzielczości
Mapa w większej rozdzielczości
Przed Rosjanami głównie pola
Sukces jest efektem głównie słabej ukraińskiej obrony cierpiącej na skrajny niedobór piechoty. Całe umocnione pozycje są zazwyczaj bronione przez kilku żołnierzy, których jedyną nadzieją na przetrwanie ataków jest skuteczne wsparcie artylerii i dronów. Rosjanie jednak nie próżnują i ze swojej strony okładają każdą taką pozycję bombami lotniczymi, artylerią i własnymi dronami, wyczerpując obrońców. Dodatkowo w całym regionie aktywność rosyjskich bezzałogowców ma być bardzo wysoka i poważnie utrudniać funkcjonowanie ukraińskiej logistyki. Zaopatrzenie frontowych pozycji w wodę, żywność i amunicję, a do tego wymienianie żołnierzy i ewakuacja rannych, to karkołomne zadania zazwyczaj muszące się odbywać na piechotę. Rejon 15-20 kilometrów w głąb od linii kontaktu to strefa śmierci od dronów.
Rosjanie też mają taki problem, ale w przeciwieństwie do Ukraińców nie brakuje im ludzi. Ciągle ponawiają więc swoje małe ataki, w których zazwyczaj bierze udział nie więcej niż 10 ludzi, 1-2 pojazdy opancerzone, albo kilka samochodów czy motocykli. Ich zadaniem jest jak najszybsze przebycie ziemi niczyjej, wpadnięcie do ruin wioski czy ukraińskiej pozycji, zajęcie jej i trwanie. Następny atak idzie dalej i tak stopniowo front jest przesuwany. Wioska po wiosce, pozycja po pozycji.
Nagranie zniszczenia przez ukraiński dron samotnego rosyjskiego bojowego wozu piechoty, który dotarł w rejon wsi Popiw Jar, wyznaczającej obecnie najdalszy zasięg postępów Rosjan. Widać jakiego rodzaju to teren
W obecnej sytuacji problemem jest to, że na atakowanym przez Rosjan odcinku skończyły się widoczne z satelitów poważniejsze ukraińskie pozycje obronne. Cały obszar aż do odległej o około 25 kilometrów na północ Drużkiwki to głównie pola z niewielką ilością wiosek i jednym słabym pasem fortyfikacji. Rosjanie najpewniej skupią się teraz na jego zajęciu, co pozwoli im obejść od zachodu Konstantynówkę, poważnie utrudniając życie jej obrońcom. Tym bardziej że z tego kierunku umocnienia miasta są najsłabsze. Jednocześnie umożliwi to atakowanie od boku silnych ukraińskich fortyfikacji na południe od Konstantynówki. Zajmie to pewnie miesiące, ale może oznaczać utratę tego ważnego miasta przez Ukraińców jeszcze w tym roku. Jednocześnie analogicznie utrudniona zostanie obrona Pokrowska, bo Rosjanie będą mogli na nią naciskać też ze wschodu, choć tam ukraińskie umocnienia są znacznie silniejsze.
Przeciąganie za krótkiej kołdry
Powaga sytuacji jest ewidentna, co udowadnia rzucenie na opisywany odcinek istotnych ukraińskich posiłków. W ostatnich dniach zauważono obecność elementów z między innymi 36. Brygady Piechoty Morskiej, 82. Brygady Desantowo-szturmowej czy 44. Brygady Zmechanizowanej. Do tego szereg innych mniejszych pododdziałów. Przy aktualnym stanie ukraińskiej armii każde takie przesunięcie to wydarzenie, bo właściwie wszędzie brakuje sił, a rezerwy nieuwikłane w walki są na wagę złota. Być może to, co rzucono teraz celem zatrzymania opisanej rosyjskiej ofensywy, wystarczy na jej zastopowanie na kilka kolejnych miesięcy. Jednocześnie oznacza jednak osłabienie innych odcinków, gdzie akurat teraz sytuacja jest bardziej stabilna. Za jakiś czas Rosjanie mogą spróbować tam i sytuacja się powtórzy. Taka jest teraz natura tej wojny. Rosyjskie wojsko nieustannie wywiera presję na różnych kierunkach, starając się rozciągnąć i tak już rozciągniętych ukraińskich obrońców. W końcu gdzieś musi dojść do ugięcia, jak teraz pomiędzy Pokrowskiem i Konstantynówką.
Tym bardziej że od połowy kwietnia Rosjanie utrzymują wysoką intensywność swoich ataków. Ukraińcy donoszą już od tygodni o 150-200 dziennie. To dużo, porównywalnie z dotychczas najintensywniejszą rosyjską presją jesienią ubiegłego roku. W kwietniu i przez większość maja nie przełożyło się to na znaczący wzrost zdobyczy terenowych, ale od połowy tego miesiąca widać już wyraźny. Jednocześnie Ukraińcy nie donoszą o jakichś nadzwyczajnych stratach zadawanych wrogowi. Wręcz przeciwnie, są one niższe niż w teoretycznie spokojniejszym marcu. Prawdopodobnie jest to efekt tego, że rosyjskie ataki są teraz prawie zawsze małe, co przekłada się na relatywnie mniejsze straty. Interesująca jest też względnie niska raportowana przez Ukraińców aktywność rosyjskiej artylerii i lotnictwa. Około 8 tysięcy ostrzałów i 100 bomb dziennie, podczas gdy przez większość marca i kwietnia było to odpowiednio około 9 tysięcy i 100-150 dziennie. Stabilne pozostaje jedynie użycie dronów FPV na poziomie około 3 tysięcy dziennie.
W ostatecznym rozrachunku sytuacja nie jest dla Ukraińców tragiczna i nie sypie się cały front. Zdecydowanie nie jest jednak stabilna. Rosjanie zauważalnie zaczęli odnosić większe sukcesy. Ciągle na małą skalę, ale jednak. Przy czym według samych Ukraińców nie wiąże się to ze znaczącym wzrostem strat, czyli kosztów. Trend niepokojący, bo dotychczas największe sukcesy Rosjanie okupili krwawo.