-
Rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną, co na chwilę odsunęło polityczne spory między rządem a prezydentem.
-
Politycy zadeklarowali współpracę i wspólne podejmowanie decyzji dotyczących bezpieczeństwa, jednak szybko powróciły wzajemne oskarżenia między rządem a opozycją.
-
Eksperci przewidują, że chwilowy „„efekt flagi” nie wpłynie trwale na notowania rządu, a istotne podziały polityczne i społeczne szybko dadzą o sobie z powrotem znać.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Rosyjskie drony nad Polską. Polityczne spory zeszły na dalszy plan
Wlot rosyjskich dronów zepchnął tamte spory na dalszy plan. Premier i prezydent zadeklarowali współpracę, ogłaszając, że decyzje w sprawie bezpieczeństwa podejmują wspólnie. Tak też przedstawili m.in. decyzję o uruchomieniu art. 4. NATO, dotyczącego konsultacji z sojusznikami.
„Narasta fala prorosyjskich nastrojów i niechęci do walczącej Ukrainy, kreowanych przez Kreml na bazie autentycznych lęków i emocji. Rolą polityków jest zatrzymanie tej fali, nie płynięcie na niej. To test na patriotyzm i dojrzałość całej polskiej klasy politycznej” – napisał premier w mediach społecznościowych. „W PiS i Konfederacji trwa dyskusja, czy drony to prowokacja Ukrainy, polskiego rządu czy pomyłka. Wbrew temu, co mówią polskie służby, wojsko, prezydent i premier” – dodał.
Natychmiast premierowi odpowiedział Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS i były minister obrony narodowej. „Pisze to (chodzi o wpis premiera – red.) człowiek, który nazywał Putina swoim człowiekiem w Moskwie, doprowadził do tego, że przez lata obowiązywała doktryna na linii Wisły, rządził Polską, gdy zlikwidowano ponad 600 jednostek Wojska Polskiego” – wyliczał Błaszczak. „Gdyby do takiej samej sytuacji, jak 10 września, doszło za czasów rządu PiS, Donald Tusk rozpętałby polityczne piekło, które w 100 proc. spełniłoby oczekiwania Putina czyli chaos, destabilizacja i pogłębienie wewnętrznego konfliktu” – dodał polityk PiS.
Pojednanie między PiS a PO tylko na chwilę
Politolog prof. Rafał Chwedoruk, gdy pytamy go o to, jak w tej sytuacji interpretować zapewnienia o współpracy i jedności, odpowiada, że bez większych złudzeń. Mówi, że od początku przewidywał, że „będzie jak zawsze”.
– Najpierw mieliśmy sygnały wysyłane przez rządzących i opozycję, że w obliczu zagrożenia potrafią współpracować, zapewnienia o jedności, manifestacje w sferze gestów, bo takie było w tamtym momencie oczekiwanie społeczne i politycy mieli tego świadomość – wyjaśnia.
– Wiadomo było, że będzie jak ze słynnym pojednaniem kibiców Wisły Kraków i Cracovii po śmierci Jana Pawła II. Wtedy przetrwało ono jakieś 48 godzin. Pojawienie się kilkunastu dronów w przestrzeni powietrznej nie jest w stanie przykryć realnych podziałów społecznych i politycznych, które partie muszą obsłużyć – wyjaśnia prof. Chwedoruk.
Rozmówca Interii dodaje przy okazji, że prezydent i premier są dziś uosobieniem trwającego od lat sporu miedzy PiS a Platformą i w ich politycznym interesie jest i będzie, by ten spór podtrzymywać.
Pojawienie się kilkunastu dronów w przestrzeni powietrznej nie jest w stanie przykryć realnych podziałów społecznych i politycznych, które partie muszą obsłużyć
– Karol Nawrocki wygrał wybory tylko dzięki temu, że zjednoczył wokół siebie bardzo różne grupy wyborców, które głosowały na niego w sprzeciwie wobec nawet nie tyle samego Rafała Trzaskowskiego, co przede wszystkim Donalda Tuska. Gdyby prezydent nagle definitywnie, a nie tylko na chwilę, wyszedł z roli głównego krytyka rządu i Tuska, dużo by politycznie ryzykował. Na dłuższą metę nie może sobie na to pozwolić – analizuje politolog.
Zdaniem prof. Chwedoruka chwilowe zawieszenie broni między prezydentem i premierem służy zarówno prezydentowi, który potrzebuje akceptacji wśród elit, jak i premierowi, który potrzebuje rewitalizacji w obliczu słabych ocen swojego rządu, ale długofalowo nikomu się nie opłaca.
Mniej wzajemnych uszczypliwości na linii rząd – prezydent?
Politolog prof. Bartłomiej Biskup dodaje, że oczekiwałby jednak, iż w obliczu tego, co się dzieje, wzajemne uszczypliwości, zwłaszcza te między rządem a prezydentem, powinny zostać ograniczone. Zwłaszcza te w mediach społecznościowych, których obserwowaliśmy za dużo.
– Dobrze, że w świat poszedł sygnał, że nasi politycy nawet jeśli ostro się kłócą, to kiedy przychodzi co do czego, potrafią stanąć na wysokości zadania, chociaż w tym kluczowym momencie – dodaje prof. Biskup.
-
Rosyjskie drony nad Polską. Ekspert: Putin otwiera drugi front w Europie
-
Wybuchowa noc w Rosji. Pożar rafinerii, wykolejone pociągi
Zupełnie innym pytaniem jest to, czy i jak sprawa rosyjskich dronów i naruszenia poczucia bezpieczeństwa wśród obywateli wpłynie na notowania samego premiera i rządu? Czy Donald Tusk może liczyć na efekt flagi? Nasi rozmówcy są raczej sceptyczni.
– Chwilowo może tak, bo będzie „efekt flagi”, gdy ludzie w przypadku zagrożenia skupiają się wokół rządzących, ale w dalszej perspektywie trudno oczekiwać, by ten kryzys przykrył trwale inne sprawy, którymi na co dzień żyjemy – uważa politolog prof. Bartłomiej Biskup.
Teatrem jest ciągła eskalacja emocji i stawianie okopów. Dlatego to, że gdy trzeba, wszyscy potrafią z nich wyjść, choćby na moment, to i tak pozytywny wniosek z całej tej sytuacji
– Jeśli nie będzie kolejnych ataków, kolejnych prób naruszania naszych granic, to temat zaraz zejdzie na dalszy plan, a opinia publiczna wróci do zajmowania się niekorzystnymi dla rządu tematami, jak kształt budżetu i deficyt budżetowy – dodaje nasz rozmówca.
Podobnego zdania jest także prof. Chwedoruk.
– Mobilizacja społeczna wokół flagi długofalowo niewiele politycznie daje. Przekonał się o tym PiS, który miał kilka kryzysów jak COVID, potem agresja rosyjska na Ukrainę, kryzys na granicy białoruskiej, więc sprawy, które dotykały mocno poczucia bezpieczeństwa wśród obywateli, a mimo to przegrał wybory – przypomina ekspert.
Polityczny teatr czy realne różnice między partiami
Pozostaje jeszcze jedno pytanie, które pojawia się przy tej okazji: skoro politycy, którzy na co dzień odsądzają się od czci i wiary, wojując ze sobą w sytuacji zagrożenia, potrafią normalnie usiąść przy jednym stole i podejmować wspólnie decyzje, to co jest prawdą? Czy nie mamy do czynienia z serwowanym nam na co dzień teatrem politycznym, który ma niewiele wspólnego z rzeczywistością?
Prof. Biskup odpowiada, że to nie do końca tak wygląda, bo różnice między partiami i ich liderami istnieją naprawdę, podobnie jak różnice w poglądach między obywatelami. I że jest to coś naturalnego.
– Teatrem jest ciągła eskalacja emocji i stawianie okopów. Dlatego to, że gdy trzeba, wszyscy potrafią z nich wyjść, choćby na moment, to i tak pozytywny wniosek z całej tej sytuacji – konkluduje nasz rozmówca.
-
Samolot wypadł z pasa na lotnisku w Balicach. Trwa akcja służb
-
Ma pożegnać się z funkcją marszałka. W sondażu padło pytanie o Hołownię