– Ukraina chciałaby zbudować razem ze swoimi europejskimi partnerami wspólną tarczę obrony powietrznej w celu ochrony przed zagrożeniami ze strony Rosji – zadeklarował 29 września Wołodymyr Zełenski podczas transmitowanego online przemówienia w ramach Warsaw Security Forum.
– To jest możliwe – przekonywał słuchaczy i panelistów ukraiński prezydent. Jak zapewnił: – Ukraina potrafi zwalczać wszystkie rodzaje rosyjskich dronów i rakiet, a jeśli będziemy działać w regionie razem, będziemy dysponować wystarczającą ilością broni i odpowiednimi zdolnościami produkcyjnymi.
Propozycja Zełenskiego jest śmiała i, przynajmniej na pierwszy rzut oka, logiczna. Nie spotkała się jednak z entuzjastycznymi reakcjami potencjalnych partnerów Ukrainy w takim projekcie. Nie podjęli jej też czołowi europejscy przywódcy. Jak się okazuje, nie bez powodu.
Zełenski odbił się od ściany. „Nie do zaakceptowania”
– Na ten czas nie jest to możliwe do zrealizowania – ocenia inicjatywę Wołodymyra Zełenskiego gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy strategicznego NATO ds. transformacji. Wojskowy podkreśla, że takie rozwiązanie można przeanalizować i przemyśleć w kontekście opcji na przyszłość, ale w tym momencie realizacja takiego projektu jest wykluczona.
– Wejście Unii Europejskiej i zwłaszcza NATO w taki projekt oznaczałoby zaangażowanie się w wojnę z Rosją. A w Sojuszu wszyscy twierdzą, że Sojusz nie jest w stanie wojny z Rosją i nie chce takiej wojny – argumentuje gen. Bieniek. I dodaje: – Nie bez powodu nie ma odzewu ze strony państw NATO na tę propozycję. Turcja, Niemcy, Francja, Stany Zjednoczone czy nawet Polska? Czy ktoś się do tego odniósł, zaczął to rozważać? Nie. I to nie jest przypadek. Ta propozycja jest dla NATO nie do zaakceptowania.
Generał podkreśla jednak przy tym, że samo złożenie takiej oferty przez Kijów zupełnie go nie dziwi. – Zapewne każdy z nas na jego miejscu próbowałby podobnych ruchów. On walczy o życie swoje i swoich rodaków, o przetrwanie państwa i narodu ukraińskiego – uważa rozmówca Interii.
Również dr Piotr Lewandowski, ekspert od geopolityki i bezpieczeństwa międzynarodowego, nie widzi szans na przejście od słów do czynów w sprawie propozycji złożonej europejskim przywódcom przez Zełenskiego. Zwraca też jednak uwagę na ważny detal, o którym ukraiński przywódca nie powiedział. – Po samej Ukrainie i jej problemach z atakami rosyjskich dronów, które dewastują ukraińskie miasta, widać, że obrona przeciwlotnicza i przeciwpowietrzna Ukrainy nie jest aż tak skuteczna, jak chciałby to przedstawiać prezydent Zełenski – analizuje.
Turcja pokazała wówczas swoją silną pozycję nie tylko w NATO, ale również w regionie czy wobec samej Rosji i podobnych problemów z Rosją później już nie miała. Czas na nas, czas, żebyśmy zrobili podobnie
Sam ruch prezydenta Zełenskiego dr Lewandowski odczytuje z jednej strony jako manifestację siły i politycznej inicjatywy ze strony Ukrainy, a z drugiej przynajmniej na zainicjowanie w gronie przywódców Zachodu dyskusji o wspólnych działaniach obronnych, których celem byłoby zabezpieczenie nieba nad wschodnią flanką NATO, w tym również Ukrainą. – Ochrona przez Zachód ukraińskiego nieba od początku wojny jest jednym z jego głównych celów militarnych – przypomina ekspert z Sieci Badawczej Łukasiewicz.
Moment przełomowy dla działań NATO?
Przemilczenie propozycji Wołodymyra Zełenskiego przez NATO pokazuje spójność z poprzednimi deklaracjami i działaniami NATO w tym kontekście. Sojusz już kilkukrotnie odmówił Kijowowi objęcia ochroną nieba nad Ukrainą, co miałoby zniwelować przewagę wojsk rosyjskich w powietrzu i dać Kijowowi cenny atut w działaniach frontowych.
– My jako NATO nie jesteśmy w stanie wojny z Rosją, my bronimy swojego terytorium i pomagamy Ukrainie wszystkimi możliwymi środkami – przyjmujemy uchodźców, dostarczamy sprzęt, broń, amunicję, szkolimy ich wojska – tłumaczy taką postawę Sojuszu gen. Mieczysław Bieniek.
Pytany o to, czy i jaka forma współpracy z Ukrainą w kwestii zabezpieczenia nieba nad Europą Środkowo-Wschodnią jest możliwa, odpowiada, że kraje członkowskie NATO „mogą chronić przestrzeń powietrzną, ale swoją, bo do tego prawo dają nam traktaty”. – Dlatego to, co byłoby do zrobienia, to strącanie zmierzających w naszą stronę rosyjskich obiektów latających, które byłyby strącane jeszcze na terytorium Ukrainy. Warunkiem jest zgoda strony ukraińskiej – precyzuje wojskowy.
Podobny scenariusz kreśli również dr Piotr Lewandowski. Zaznacza przy tym jednak, że zestrzeliwanie rosyjskich obiektów latających zmierzających w stronę państw wschodniej flanki NATO mogłoby stać się problematyczne, gdy dotyczyłoby statków powietrznych nadlatujących od strony Rosji. Te musiałyby bowiem zostać unieszkodliwione już na terytorium Rosji, a na to w NATO niemal na pewno zgody nie będzie.
Nasz rozmówca uważa jednak, że rosyjski atak dronowy na Polskę może stanowić moment przełomowy w postrzeganiu zabezpieczenia swojej przestrzenie powietrznej przez NATO. – To rzeczywiście może stanowić dla NATO pretekst, żeby od teraz państwa członkowskie broniły swojego terytorium tak, jak jest to zapisane w Traktacie Północnoatlantyckim – przewiduje.

O takiej reakcji mówił pod koniec września, podczas szczytu ONZ w Nowym Jorku, prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump. Dopytywany przez dziennikarzy po rosyjskich prowokacjach wobec Polski i Estonii, czy kraje NATO powinny w takich sytuacjach zestrzeliwać rosyjskie samoloty, odparł krótko: – Tak, tak myślę.
Być jak Turcja. Pokazać Rosji siłę
Dr Piotr Lewandowski przykłada dużą wagę do zauważalnej w ostatnim czasie zmiany retoryki Donalda Trumpa wobec Rosji i rosyjskich prowokacji na wschodniej flance NATO. – To nie jest pokazówka czy pusta gadanina. To przesuwanie granicy odpowiedzi NATO w stronę tego, co w 2015 roku zrobiła Turcja, która błyskawicznie zestrzeliła rosyjski myśliwiec, który naruszył jej przestrzeń powietrzną – przypomina analityk. I dodaje: – Ten myśliwiec w tureckiej przestrzeni powietrznej był 16 sekund, decyzja o tym, czy go zestrzelić, czy nie zapadła znacznie wcześniej. Procedury i decyzje w tym zakresie były już gotowe na taką ewentualność.
Wejście Unii Europejskiej i zwłaszcza NATO w taki projekt oznaczałoby zaangażowanie się w wojnę z Rosją. A w Sojuszu wszyscy twierdzą, że Sojusz nie jest w stanie wojny z Rosją i nie chce takiej wojny
Pokaz siły i zdecydowania ze strony Turcji zaskoczył Kreml. Mimo że Rosja odgryzła się Turcji ekonomicznie – m.in. zakazem eksportu oraz odpływem rosyjskich turystów, co łącznie kosztowało turecki budżet kilkanaście miliardów dolarów – to nie próbowała już podobnych militarnych prowokacji.
– Turcja pokazała wówczas swoją silną pozycję nie tylko w NATO, ale również w regionie czy wobec samej Rosji i podobnych problemów z Rosją później już nie miała. Czas na nas, czas, żebyśmy zrobili podobnie – zachęca ekspert Sieci Badawczej Łukasiewicz.
Jak podkreśla, ryzyko jest niewspółmierne do potencjalnych korzyści, ale przede wszystkim skumulowanego potencjału wojskowego państw europejskich, jeśli chodzi o siły powietrzne. – Państwa europejskie sumarycznie mają zdecydowaną przewagę nad Rosją w powietrzu – mówi wprost dr Lewandowski. – A w dzisiejszej doktrynie wojennej obowiązuje paradygmat, że zdobycie przewagi w przestrzeni powietrznej przeciwnika w pierwszych dniach wojny decyduje o ostatecznym wyniku całego konfliktu. Dlatego Europa musi przestać się bać, a zacząć pokazywać i zaznaczać swoją siłę, bo w powietrzu ma wyraźną przewagę nad Rosją – konkluduje.