Rosja próbuje wykorzystać narrację o „ukraińskiej prowokacji” przeciwko Polsce i Rumunii, aby przerzucić na Kijów odpowiedzialność za eskalację wojny. Jak zauważa amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW), scenariusz powtarza się od miesięcy: rosyjskie służby wywiadowcze publikują alarmistyczne komunikaty, w których Ukraina przedstawiana jest jako państwo gotowe zaatakować infrastrukturę krytyczną krajów NATO. W rzeczywistości to Kreml może przygotowywać grunt pod własne dywersje, które następnie spróbuje zrzucić na stronę ukraińską.
Analitycy przypominają, że w podobny sposób Rosja obarczała Ukrainę winą za incydenty z dronami w polskiej i rumuńskiej przestrzeni powietrznej. Według ISW te działania są elementem szerszej kampanii dezinformacyjnej, której celem jest osłabienie wsparcia Zachodu dla Kijowa i sianie nieufności między sojusznikami. – Kreml najpewniej przygotowuje informacyjne alibi do oskarżenia Ukrainy o przyszłe ataki, które sam może przeprowadzić przeciwko Polsce lub innym państwom NATO – napisano w raporcie.
Były pracownik SBU: Rosja technicznie może to zrobić, ale to wciąż gra propagandowa
– Rosja i Białoruś mają techniczne możliwości, by przeprowadzić sabotaż wobec polskiej infrastruktury krytycznej albo uderzyć dronami, a później obwinić o to Ukrainę. Ale trzeba oddzielić fakty od propagandy – mówi dla Gazeta.pl Iwan Stupak, ekspert wojskowy i były pracownik Służby Bezpieczeństwa Ukrainy.
Jego zdaniem pierwsze pytanie zawsze powinno dotyczyć źródeł takich informacji. – Jeśli w raportach czy analizach pojawiają się stwierdzenia o rzekomej wspólnej operacji Putina i Łukaszenki przeciwko Polsce, to trzeba od razu pytać, skąd pochodzą te dane. Takie doniesienia powinny być poparte informacjami z wiarygodnych wywiadów, a nie wyglądać jak spekulacje – tłumaczy ekspert.
Według Stupaka Rosja rzeczywiście może przeprowadzić prowokacje z wykorzystaniem dronów, i to w różnej skali. – Może być dwa, dziesięć czy nawet trzydzieści dronów. To mogą być realne ataki albo inscenizacje. Drony można też oznaczyć ukraińskimi napisami i symbolami, żeby stworzyć fałszywy obraz. Technicznie możliwe jest nawet wykorzystanie wcześniej znalezionych maszyn – podkreśla.
Ekspert dodaje, że rosyjska propaganda coraz częściej działa w próżni. – Ostatnio przejrzałem komunikaty rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego i przez dwa miesiące nie znalazłem żadnego, który by się potwierdził. Wygląda to jak wymyślanie scenariuszy tylko po to, żeby udawać aktywność. Nawet w samej Rosji ta instytucja nie cieszy się powagą, funkcjonariusze niższego szczebla traktują ich z politowaniem – mówi Stupak.
Rosja szuka „idealnego scenariusza”, ale wciąż nie znajduje
– Prowokacje są dla Kremla niezwykle ważne, ale Rosji wciąż nie udało się wymyślić „idealnego scenariusza”, który poróżniłby Polskę i Ukrainę – mówi Iwan Stupak. Według niego Moskwa próbuje różnych podejść: od grania historycznymi narracjami, po podsycanie tematów wrażliwych w mediach społecznościowych. – Cel jest prosty: wywołać wzajemne oskarżenia, a następnie przenieść konflikt na szczebel międzynarodowy. Gdyby Polska ograniczyła lub wstrzymała dostawy wojskowe dla Ukrainy, byłby to ogromny geopolityczny sukces Rosji – wyjaśnia Stupak.
Ekspert dodaje jednak, że jak dotąd Kremlowi nie udało się znaleźć skutecznej metody. – Polska wciąż pozostaje kluczowym partnerem Ukrainy. Dlatego obecne rosyjskie narracje to raczej desperackie poszukiwanie słabego ogniwa, a nie realna operacja, która już przyniosła efekt – podkreśla Stupak.