W ostatnim czasie amerykański Instytut Badań nad Wojną ostrzegł przed rosyjskim i białoruskim sabotażem na terenie Polski. W opublikowanym raporcie napisano, że działania rosyjskich służb specjalnych tych krajów mogą obejmować krytyczną infrastrukturę oraz naruszenie przestrzeni powietrznej przez drony. Winą za te naruszenia Rosja będzie próbowała obarczyć Ukrainę, podobnie jak w przypadku wtargnięcia dronów we wrześniu. Akcji może towarzyszyć kampania dezinformacyjna. Takie działania mające zdezorientować obywateli i zmanipulować prawdziwy przebieg zdarzeń są powszechnie stosowane przez stronę rosyjską w ramach wojny hybrydowej – piszą specjaliści. Więcej na temat rosyjskich sabotaży powiedział w rozmowie z nami dr Michał Piekarski z Zakładu Studiów nad Bezpieczeństwem Uniwersytetu Wrocławskiego i członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego.
Akcje sabotażowe w Polsce się nasilą?
– Obawiam się, że najgorsze jest dopiero przed nami. Do tej pory widzieliśmy sabotaże na małą skalę, dokonywane przez tych bieda agentów z Telegramu o ograniczonych zdolnościach i predyspozycjach. Byli to ludzie przypadkowi, którzy nadają się do zadań bardzo prostych – typu pobicie kogoś czy dokonanie prostego podpalenia. To ludzie zbyt głupi, żeby się zorientować, w co się wpakowali. Nawet jeżeli się już zorientowali, że to jest coś poważnego, to nie umieli się z tego wyplątać – powiedział nam dr Michał Piekarski. Zdaniem eksperta „powinniśmy się obawiać tego, co może się teraz zmaterializować”. – To będą jak najbardziej działania z użyciem dronów. Nie tylko takie przeloty, jakie mieliśmy nad Niemcami czy loty upozorowane na przypadkowe, jak ostatnio, tylko może dojść do sytuacji, że ktoś wypuści drona i uderzy na przykład w jakiś obiekt infrastruktury krytycznej – uznał dr Piekarski.
Według naszego rozmówcy „może dojść do sytuacji, w której Rosjanie sięgną po lepiej przygotowanych, być może przeszkolonych specjalnie do tego celu ludzi„. – To mogą być Rosjanie lub osoby przez nich wynajęte, najemnicy, osoby niekoniecznie narodowości rosyjskiej, ale przez Rosjan przeszkoleni, finansowani i wyposażeni – stwierdził ekspert. Według naszego rozmówcy może dojść do sytuacji, w której „ktoś wysadza słupy energetyczne dookoła dużej aglomeracji i ogranicza dostawy prądu o 50 albo wręcz o 100 proc.”. Możliwe jest także to, że „ktoś podłoży materiały wybuchowe na pięciu najważniejszych liniach kolejowych prowadzących do Warszawy”. – W tym momencie funduje nam gigantyczny paraliż transportu na znacznej ich części. Tego typu zdarzenia jak najbardziej mogą wystąpić i to, co do tej pory zobaczyliśmy, może być tylko przedsmakiem tego, co nas może czekać – ocenił dr Piekarski.
– Im dłużej trwa wojna w Ukrainie, Rosji nie (udaje – red.) się osiągnąć czegoś, co mogą określić jako zwycięstwo i nadal będzie napływać wsparcie z Europy, tym bardziej prawdopodobne jest to, że Rosjanie spróbują silniej uderzyć w zaplecze Ukrainy – my jesteśmy de facto zapleczem dla frontu, a jako Europa transportem logistycznym – zwrócił uwagę dr Piekarski. Podkreślił, że „bez pomocy europejskiej Ukrainy dawno już by nie było jako państwo, bo zostałaby przez Rosjan pokonana. Bez uzbrojenia, dostaw, sprzętu byłoby im dużo ciężej”.
Co powinno niepokoić?
Naukowiec podkreślił, że „o zdarzeniach sabotażowych trzeba mówić, bo to uczula społeczeństwo”. – Przykładem zagrożenia może być to, że ktoś się kręci w miejscu, w którym nie powinien przebywać. Ktoś robi zdjęcia czegoś, czego zwykle się nie fotografuje – udaje, że robi zdjęcia pociągów, ale tak naprawdę nie interesują tej osoby pociągi pasażerskie, ale poluje na pociągi przewożące paliwa czy sprzęt wojskowy – to już jest podejrzane. Nietypowe może być też to, że kogoś interesują obiekty, które wyglądają na ważne – infrastruktura energetyczna, wodociągowa, transportowa, przemysłowa. Uwagę powinny zwracać podejrzanie dobrze wyglądające propozycje pracy oferujące bardzo dobry zarobek za jakieś proste zadania – na przykład namalowanie jakichś napisów, wykonanie zdjęć czy dostarczenie informacji. Konieczne jest zwrócenie uwagi na niecodzienne rzeczy. Jakiekolwiek próby testowania systemu bezpieczeństwa też powinny niepokoić, w szczególności latanie dronami nad miejscami, gdzie latać nie wolno – mówił dr Piekarski.
Nasz rozmówca zwrócił uwagę, że „nie bez powodu Niemcy rozpoczęli akcję 'Nie bądź agentem jednorazowego użytku’, ostrzegając przed takimi sytuacjami”. – Po pierwsze ważna jest obywatelska czujność – ona jest tutaj najważniejsza. Po drugie konieczny jest spójny system ochrony infrastruktury krytycznej, który my w tej chwili przebudowujemy, ponieważ czeka nas wdrożenie dyrektywy CER i przebudowa systemu ochrony infrastruktury krytycznej. Po trzecie, właściwa praca służb odpowiedzianych za bezpieczeństwo państwa. I tu w tym momencie pojawia się kilka kwestii – kompetencje, przygotowanie i zaufanie społeczne – podkreślił ekspert.
Zdaniem naukowca „jedną z tych najważniejszych służb jest policja, która kilka lat temu zaliczyła ogromny kryzys zaufania”. – W tym momencie to przekłada się to choćby na zaufanie do tej instytucji i na wolę zgłoszenia czegoś podejrzanego. Ktoś może poczuć się niekomfortowo, kontaktując się z policją, która w przeszłości miała takie, a nie inne interwencje, chociażby podczas strajków kobiet – zwrócił uwagę badacz. – Kilka lat temu we Wrocławiu dwóch policjantów zginęło, bo ewidentnie zaniedbano przeszukania zatrzymanego. Tego lata mieliśmy wielki pościg za jednym sprawcą zabójstwa, wówczas po internecie krążyły zdjęcia policjantów w tych starych hełmach, ewidentnie źle wyposażonych, pojawiły się wręcz doniesienia, że policjanci skierowani do działań nawet nie mieli broni. Mamy spore problemy systemowe, które się ujawniały przy okazji różnych działań – ocenił dr Piekarski. – W tym momencie jak ta policja ma wyglądać w konfrontacji z grupami dywersyjno-rozpoznawczymi? – zastanawiał się naukowiec.