59-letnia pani Ewa sprzedawała obwarzanki w pobliżu jednego z placów targowych w Krakowie. Na samym placu mąż kobiety, pan Janusz, handlował odzieżą. 12 stycznia 2024 r. tuż przed godz. 15 pani Ewa przekazała mu utarg oraz pusty wózek po obwarzankach. Zamierzała wrócić do domu. Pan Janusz twierdził później, że wyczuł od małżonki alkohol, a kobieta miała mówić nieco niewyraźnie.
Wrócił do domu po 16, ale żony jeszcze nie było. Dodzwonił się do niej dopiero ok. godz. 17.40 i usłyszał, że jechała autobusem, ale nie wie którym. Wysiadła z niego, ale nie ma pojęcia gdzie. Do tego twierdziła, że złamała nogę.
Mąż kobiety od razu zadzwonił na numer alarmowy 112. Przekazał, że jego żona może znajdować się w okolicach ulicy Stycznej w Krakowie, a z jej relacji wynika, iż widzi duże drzewo. To był jedyny punkt odniesienia. Dodał, że pani Ewa cierpi na cukrzycę i przez to może mieć zaburzenia świadomości. Sytuacja bardzo komplikowała się jeszcze bardziej, bo kobieta powinna była o godz. 17 przyjąć insulinę.
„Mówiła chaotycznie, nieskładnie, niewyraźnie”
Pan Janusz, synowie pani Ewy oraz policjanci łączyli się z kobietą telefonicznie. „Kontakt był jednak od samego początku znacząco utrudniony, mówiła ona bowiem chaotycznie, nieskładnie, niewyraźnie, nie odpowiadała na pytania, rozłączała się oraz nie odbierała części połączeń” – przedstawiła potem przebieg zdarzeń Prokuratura Okręgowa w Krakowie.
Kobieta mówiła przez telefon m.in., że w odległości ok. 800-1000 metrów widzi dwa duże kominy z mrugającymi czerwonymi światłami oraz że najbliższe zabudowania są mniej więcej 100 metrów od niej.
Na ulicę Styczną skierowano początkowo dwóch funkcjonariuszy. Poszukiwania prowadzono też m.in. w okolicach miejsca zamieszkania kobiety oraz na obszarze Wadowa, w tym na polach ornych. Policyjne psy nie podejmowały tropów. Sprawdzano tereny w pobliżu przystanków autobusowych, z których zwykle korzystała pani Ewa.
Brano pod uwagę również te rejony, na które wskazywała lokalizacja telefonu zaginionej. Uzyskane w ten sposób dane nie były jednak precyzyjne. Wieczorem telefon pani Ewy logował się do różnych stacji przekaźnikowych na obszarze kilku powiatów.
Sprawdzono monitoringi dwóch linii autobusowych – 110 i 160. Bez rezultatu.
Policjantom towarzyszył cały czas pan Janusz, który przekazywał informacje otrzymywane od żony. W trakcie poszukiwań policjanci poprosili go w pewnym momencie, żeby ograniczył kontakt telefoniczny z małżonką. Obawiali się, że kobiecie rozładuje się telefon, co jeszcze bardziej utrudni akcję.
W trakcie jednej z rozmów pani Ewa wspomniała, że widzi jakiś stadion. Mąż zaginionej ocenił, że może chodzić o stadion Grębiałowianki. Jeden z policjantów uruchomił syreny radiowozu i poprosił, by kobieta ich nasłuchiwała. Kiedy potwierdziła, że słyszy sygnał dźwiękowy, zaczęto przeszukiwać pobliskie pola. Wkrótce pani Ewa dodała, że widzi patrol policji, który porusza się w pobliżu „orlika” na ul. Darwina. By zweryfikować tę informację i ustalić kierunek, radiowóz przejeżdżał dwa metry do przodu i do tyłu. Niestety próba ta nie przyniosła efektów.
Kobieta miała też rzekomo dostrzec na niebie drona, co – jak się później okazało – nie było możliwe. Dron wykorzystywany do poszukiwań znajdował się wtedy kilka kilometrów dalej.
Ok. godz. 1 w nocy z kobietą rozmawiał jeden z jej synów. Powtórzyła, że leży w śniegu ze złamaną nogą, że widziała drona oraz dostrzega w oddali migający komin.
Poszukiwania pani Ewy z Krakowa. Tragiczne wieści
Poszukiwania kontynuowano następnego dnia. O godz. 7.30 zastępca komendanta miejskiego ogłosił alarm o kryptonimie „Bursztyn”, po którym wszyscy dostępni funkcjonariusze mieli stawić się w jednostce.
Straż miejska przekazała policjantom nagrania z kamer monitoringu. Panią Ewę w dniu zaginięcia zarejestrowała kamera przy rondzie Kocmyrzowskim. Kobieta przechodziła przez przejście dla pieszych, najprawdopodobniej w kierunku przystanku. Kamera nie uchwyciła jednak momentu, w którym pani Ewa wsiadłaby do któregokolwiek z autobusów.
Dopiero tego dnia przed południem jeden synów miał przekazać policji, że pani Ewa choruje nie tylko na cukrzycę, ale również na nowotwór mózgu. Kobieta prawdopodobnie dowiedziała się o tym rok wcześniej i przez to coraz częściej sięgała po alkohol. Syn przyznał, że jego matce zdarzało się w takim stanie wsiadać do autobusu, wysiadać w nieznanym dla niej miejscu, a wtedy jechał po nią. Te informacje potwierdzili później pozostali synowie.
Drugiego dnia poszukiwań okazało się też, że dzień wcześniej panią Ewę w okolicy siedziby jednej z firm w Kocmyrzowie (ok. 10 kilometrów od targowiska w Krakowie) miała widzieć znajoma. Kobieta powiadomiła o tym policję, gdy rano przeczytała w internecie informację o jej zaginięciu. W związku z tym poszukiwania skoncentrowano na tamtym terenie.
Przed godz. 14 jedna z funkcjonariuszek odnalazła ciało pani Ewy na polu uprawnym w okolicy Kocmyrzowa, ok. 300 metrów od najbliższych zabudowań przy ulicy Wąwozowej. Temperatura wynosiła wówczas ok. -1 stopnia Celsjusza. Na polu leżał śnieg.
Ostatnie godziny życia pani Ewy
„Zgon nastąpił w mechanizmie ostrej niewydolności krążenia u osoby z przewlekłymi wielonarządowymi zmianami chorobowymi samoistnymi, a istotnym czynnikiem było działanie niskiej temperatury otoczenia – oziębienie” – czytamy w dokumencie przekazanym nam przez Prokuraturę Okręgową. We krwi kobiety nie stwierdzono alkoholu, natomiast w płynie z gałki ocznej – poniżej 0,2 proc. Pani Ewa nie miała złamanej nogi. Zmarła w nocy lub wczesnym rankiem. Została pochowana na cmentarzu Grębałów w Nowej Hucie.
Ostatecznie ustalono, że 12 stycznia pani Ewa wsiadła do autobusu linii 212 na rondzie Kocmyrzowskim i wysiadła na przystanku Prusy Szkoła. Stamtąd przeszła w kierunku pól uprawnych w Kocmyrzowie. Na nagraniach otrzymanych później z kamer monitoringu widać było, że kobieta szła płynnie, nikt jej nie towarzyszył. Potwierdzono też, że kobieta chorowała na cukrzycę, co w stanach obniżenia lub podwyższenia glukozy we krwi może skutkować dezorientacją.
„Te wszystkie służby nie dały jej szans”
Prokuratura podsumowała, że w poszukiwaniach na różnych etapach brało udział łącznie ponad 350 policjantów i ponad 40 strażaków. Korzystano z pomocy czterech psów tropiących, użyto również dwóch dronów.
Przy nieco innej wersji zdarzeń obstawał pan Janusz, który – także w medialnych wypowiedziach – zarzucał policji, że poszukiwania prowadziła nieudolnie. Twierdził wręcz, że funkcjonariusze ignorowali przekazywane przez niego informacje i nie odnaleźli jego małżonki, mimo że w pewnym momencie mieli znajdować się ok. 150 metrów od żyjącej jeszcze wtedy kobiety. Utrzymywał, że policjanci głównie siedzieli w radiowozach i nie zajmowali się szukaniem pani Ewy.
– Te wszystkie służby nie dały jej szans. Mówiła przez telefon. Błagała, pytała: „Dlaczego nie chcecie mnie uratować, ja tu zamarznę”. Mam żal do nich, ona umierała, a oni nie potrafili zlokalizować jej telefonu. Kręcili się w kółko. Płacimy podatki w tym kraju i co z tego mamy? – mówił w styczniu ubiegłego roku w rozmowie z „Faktem”.
Prokuratura: Sprawę traktowano priorytetowo
Po tych opiniach męża prokuratura – oprócz analizy samych okoliczności zaginięcia i śmierci kobiety – badała również, w jaki sposób prowadzono poszukiwania.
Śledztwo umorzono w czerwcu tego roku, blisko półtora roku od śmierci pani Ewy. Wnioski z analizy opisano na 44 stronach postanowienia o umorzeniu śledztwa, do którego dotarliśmy. Niektóre informacje zawarte są w części niejawnej, w związku z działaniami operacyjnymi funkcjonariuszy Komend Wojewódzkich w Krakowie, Kielcach i Katowicach.
„Zebrana w sprawie dokumentacja wskazuje na to, że w trakcie poszukiwań Ewy P. podjęto znaczną ilość czynności, w które zaangażowano znaczną ilość rozmaitych sil i środków policyjnych oraz pozapolicyjnych (m.in. funkcjonariuszy Policji, Państwowej Straży Pożarnej, OSP, grup poszukiwawczo-ratowniczych), stosownie do możliwości i poczynionych ustaleń. Od początku potraktowano sprawę priorytetowo, nadając poszukiwaniom status poziomu I, w związku z uzyskanymi informacjami o stanie zdrowia zaginionej, a funkcjonariusze działali w związku z tym pod presją czasu” – oceniła Prokuratura Okręgowa w Krakowie.
„Czynności poszukiwawcze podejmowano stosownie do posiadanej na chwilę ich przeprowadzania wiedzy, w tym informacji pozyskanych od Janusza P. oraz samej zaginionej”. „Niewątpliwie na stan poszukiwań wpłynął stan zdrowia zaginionej, w tym możliwe zaburzenia świadomości – okresy dezorientacji – u zaginionej, wzmocnione być może spożyciem alkoholu” – stwierdziła prokuratura.
„Nie da się stwierdzić, że gdyby Janusz P. poszukiwał Ewy P. na własną rękę, to udałoby się mu ją odnaleźć” – czytamy dalej w dokumentach Prokuratury Okręgowej w Krakowie. „Wszak jak wynika z jego zgłoszenia o zaginięciu na numer 112, początkowo sam jej bezskutecznie poszukiwał. Nadto, bezskutecznie poszukiwali jej synowie. (…) Ostatecznie jej zwłoki znaleziono w znacznej odległości od miejsca jej zamieszkania i z dala od zwyczajowych tras jej powrotu do domu” – podsumowano.
Jak ustalił portal Gazeta.pl, po tym, gdy prokuratura umorzyła śledztwo, do sądu wpłynęło zażalenie ze strony rodziny pani Ewy. Sąd jednak nie doszedł do wniosku, by prokuratura nieprawidłowo przeanalizowała sprawę i zażalenie odrzucił.
17 stycznia 2024 roku, a więc kilka dni po tym, gdy odnaleziono ciało pani Ewy, oświadczenie wydała Komenda Miejska Policji w Krakowie, zwracając uwagę, że w działaniach poszukiwawczych uczestniczyło łącznie ponad 400 osób. „W sytuacji, kiedy zagrożone jest życie człowieka, policjanci dokładają wszelkich starań i wykorzystują wszystkie dostępne środki, aby odnaleźć osobę żywą. Czynności poszukiwawcze prowadzone były na bardzo szeroką skalę, zarówno jeśli chodzi o wykorzystanie sił, jak i środków” – podkreślono.
Co zrobić w przypadku zaginięcia?
„W przypadkach zaginięć to czas odgrywa najważniejszą rolę, dlatego, jeśli podejrzewasz, że ktoś bliski mógł zaginąć, nie wahaj się ze zgłoszeniem zaginięcia w najbliższej jednostce policji. Co ważne, nie musisz czekać, aż upłynie 48 godzin” – radzi na swoich stronach mazowiecka policja.
„Zgłaszając się do komendy, pamiętaj, aby zabrać ze sobą w miarę możliwości aktualne zdjęcie zaginionego. W trakcie przyjmowania zawiadomienia policjant będzie zadawał dużo pytań, aby poznać jak najwięcej faktów” – wskazują funkcjonariusze.