
O dokonaniach drugoligowca IM Rekord Volley Jelcz-Laskowice pisaliśmy już przy okazji ostatniego, sensacyjnego zwycięstwa nad CUK Aniołami Toruń (3:1). To była IV runda Tauron Pucharu Polski. Nie tylko klub dowodzony przez Wilfredo Leona – jako właściciela – musiał uznać wyższość rewelacyjnie spisującej się drużyny z Dolnego Śląska. Zespół kierowany przez trenera Krzysztofa Janczaka potrafił odprawić też inną czołową, pierwszoligową drużynę, wygrywając z GKS Katowice (3:2).
Tauron Puchar Polski do zmiany? Tak powinno promować się siatkówkę!
Oprawa środowego (tj. 17 grudnia) meczu o wejście do ćwierćfinału krajowego pucharu, była naprawdę godna. Na trybunach pojawiło się ponad 1000 osób i czuć było wiarę, że Jelczańskie Lwy – jak nazywani są gospodarze – ponownie oszukają przeznaczenie. Po drugiej stronie siatki stanęła Stal Nysa, kolejny gigant na pierwszoligowym poziomie, spadkowicz z PlusLigi z poprzedniego sezonu.
Spoglądając na argumenty sportowe, wydawało się, że goście z Opolszczyzny przejadą się po gospodarzach. Jak jednak pokazało boisko, do odważnych świat należy. Zespół trenera Janczaka postawił na bezkompromisowość, mocno „kopiąc” na zagrywce, walcząc w obronie i… długo prowadząc w partii otwarcia. Dopiero na ostatniej prostej to goście skończyli te kluczowe piłki, zamykając seta na 27:25. Swoją drogą, już chwilę wcześniej powinno być po wszystkim, ale po ataku Janusza Górskiego sędzia ostatecznie zweryfikował akcję na korzyść gospodarzy, choć wydawało się, że piłka nie zahaczyła rąk w bloku i bezpośrednio wpadła poza punktowane pole.
Mecz obfitował zresztą w kilka nerwowych momentów. Sędziowie popełnili kilka błędów, a im bliżej rozstrzygnięcia, tym więcej było emocji. Drugi set i pogoń gospodarzy ze sporego, punktowego deficytu, sprawiła, że w końcówce zabrakło trochę sił. Przy 22:23 prosty błąd dotknięcia siatki i chwilę później było 22:25 na niekorzyść gospodarzy.
Co do wspomnianych emocji, partia trzecia i 14:12 dla Jelczańskich Lwów, żeby za chwilę było 14:16, a w tle m.in. czerwona kartka dla trenera gospodarzy. Janczak nie wytrzymał po jednej z decyzji, gdzie punkt przyznano gościom, po stykowej akcji. Słowo przeciwko słowu, jedni widzieli skuteczny blok, inni piłkę w aucie, kolejni dotknięcie po „czapie” zawodnika atakującego. Wideoweryfikacja jednak na tym poziomie w Tauron Pucharze Polski nie obowiązuje, więc skończyło się, jak skończyło.
Stal takiej okazji już nie wypuściła. Trener Mark Lebedew, prowadzący pierwszoligowca, to zbyt doświadczony strateg. Nieprzypadkowo w wyjściowym składzie Stali postawił Kamila Kosibę i Dominika Depowskiego, dwóch solidnych przyjmujących, trzymających linię w obliczu ofensywy przeciwnika. MVP wybrano za to Dimitriosa Mouchliasa. Grecki atakujący kilka razy pokazał, jak wysoko potrafi skakać, a dodatkowo, jak skutecznie może grać w ofensywie. Stal zamknęła mecz na 3:0, dołączając tym samym do grona ćwierćfinalistów – jako jeden z dwójki klubów spoza PlusLigi. Tym drugim jest również pierwszoligowiec, BBTS Bielsko-Biała.
Ćwierćfinały Tauron Pucharu Polski odbędą się pod koniec grudnia b.r., wstępna data to 28.12. Turniej finałowy rozgrywek odbędzie się w Krakowie w dniach 10-11 stycznia 2026.
I tu pojawia się zasadnicze pytanie, czy tak powinna wyglądać formuła rozgrywania Pucharu Polski. Patrząc na to, jak kibice bawili się w Jelczu-Laskowicach, jakim zainteresowaniem cieszył się przyjazd pierwszoligowca z Nysy, trudno nie odnieść wrażenia, że gdzieś tu jest marnowany potencjał rozgrywek. Wydaje się bowiem, że w wielu miejscach w Polsce mogłoby to tak wyglądać.
Terminarz siatkarskiego życia jest napięty do granic możliwości, to jasne. Można jednak odnieść wrażenie, że w przypadku tych najmocniejszych, są oni właściwie praktycznie niedostępni dla klubów, mających swoje aspiracje. Nie wszędzie bowiem będzie PlusLiga, ale w popularyzacji dyscypliny nie ma nic lepszego, aniżeli walka tego słabszego z mocniejszym i momenty, w których ta granica potrafi się zatrzeć. Może zatem mając takie postaci w kraju, jak Wilfredo Leon, Jakub Kochanowski, Aaron Russell i wielu innych, warto pokombinować. I bardziej otworzyć się na kolejne ośrodki siatkarskie.
Wydaje się bowiem, że koniec końców, to właśnie w takich miejscach, jak Jelcz-Laskowice, zaczyna się droga wielu późniejszych gwiazd. Czy to w roli gracza, kibica, czy dziecka podającego piłki wielkim postaciom pod siatką.
A jak wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie…












