Sławosz Uznański-Wiśniewski to pierwszy polski astronauta, który leci na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Start misji Ax-4, która zabierze Uznańskiego-Wiśniewskiego oraz trójkę innych astronautów na ISS planowany jest obecnie wtorek 10 czerwca.
Paulina Sowa, Interia: Panią i męża dzieli ocean, oboje macie wiele obowiązków. Udaje się znaleźć w tym wszystkim czas na związek i codzienne sprawy?
Aleksandra Uznańska-Wiśniewska: – Mamy siedem godzin różnicy czasu. Oboje mocno stąpamy po ziemi, pochłania nas proza życia, ale na pewno nie było jej dużo w próbach szukania przestrzeni wspólnej przez ostatnie miesiące. Ta relacja, mimo wielu wyzwań, które mamy teraz przed sobą, nadaje wielowymiarowości i głębi życiu. Sprawia, że ten nasz wszechświat jest mniej samotny. Biorąc ślub, postanowiliśmy podzielić się tą informacją. Bo chcieliśmy normalnie tworzyć rodzinę.
– Przypadkiem. Prawie całe nasze życie akademickie i zawodowe spędziliśmy za granicą. Pewnego dnia zetknęliśmy się jednak na ulicy Piotrkowskiej w naszej rodzinnej Łodzi. Jechałam na rowerze i zachęcałam przez megafon do oddania głosu w wyborach parlamentarnych, do zaangażowania obywatelskiego. Jedną z osób, która mnie wtedy zobaczyła, był Sławosz. Akurat szedł do galerii sztuki, którą na ulicy Piotrkowskiej prowadził jego tata. Mówi, że mój uśmiech zatrzymał mu się w pamięci. Odezwał się, potem spotkaliśmy się znów na naszej rodzinnej Piotrkowskiej, poszliśmy na lunch.
Dużo nas łączy. Nosimy w sobie pewną obsesyjność zarówno w marzeniach jak i w działaniu i z zapałem staramy oddać się czemuś większemu niż my sami. Jednocześnie zależało nam na tym, by jak najdłużej zachować naszą relację w ciszy, bo oboje pełnimy służbę publiczną. Być może wielu osobom z naszych najbliższych wydawało się, że i ja i Sławosz będziemy rzucali się z pasją w misje zawodowe, a następnie wracali do pustych mieszkań. Nie byliśmy skupieni na szukaniu szczęścia osobistego, ono samo nas odnalazło.
Następnym razem zobaczę Sławosza z daleka, z odległości około ośmiu metrów. Będzie już w okresie kwarantanny przed startem rakiety
Jak pani zareagowała na wieści o ewentualnej misji kosmicznej męża?
– Poznaliśmy się ze Sławoszem w momencie, kiedy oboje byliśmy na podobnych etapach transformacji naszych dotychczasowych żyć. On z naukowca i inżyniera został wybrany na rezerwowe miejsce korpusu astronautów Europejskiej Agencji Kosmicznej. Ja z pracowniczki humanitarnej zostałam wybrana na posłankę. Przestaliśmy być osobami dotąd całkowicie prywatnymi, oboje zdecydowaliśmy się na służbę ojczyźnie. Nasze życia zmieniły się w tym samym czasie i wtedy się poznaliśmy. Od początku widziałam w Sławoszu ogromną ciekawość świata i pasję do nauki i eksploracji przestworzy kosmicznych. To mnie w nim ujęło.
Co jeszcze panią ujęło?
– Sławosz ma pewien wyjątkowy zestaw cech, który pozwolił mu dziś znaleźć się w tym szczególnym miejscu przygotowań do lotu na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Ale to był ten sam zestaw cech, który widać w Sławoszu w innych aspektach jego życia. Jest wnikliwy, ma wiecznie nienasycony umysł i intelekt. Cechuje go też samodyscyplina, surowość do samego siebie i łagodność do drugiego człowieka. Jest otwarty, życzliwy, pełen pasji, odważny. To pozwoliło mu zdobywać szczyty, żeglować. I z taką samą pasją oddawać się pracy naukowej w CERN (Europejska Organizacja Badań Jądrowych), gdzie nadzorował pracę Wielkiego Zderzacza Hadronów. A Sławosz fragment lustra tych swoich cech dostrzegł we mnie.
Pani życie bardzo się zmieniło przez misję męża?
– Staram się go jak najlepiej wspierać i dzielę życie między Warszawę, gdzie mam pracę parlamentarną, rodzinną Łódź, delegacje zagraniczne i Houston, gdzie Sławosz odbywa ostatni etap swojego treningu w NASA. W połowie maja mogłam ostatni raz zobaczyć go z bliska i dotknąć. Następnym razem zobaczę Sławosza z daleka, z odległości około ośmiu metrów. Będzie już w okresie kwarantanny przed startem rakiety.
Start rakiety planowany jest na 10 czerwca. To już pewne?
– Dokładna data do samego końca nie jest pewna, bo wiele zależy od warunków pogodowych i technicznych. Na dziś jest to 10 czerwca o 14:22 czasu polskiego.
Jest jakiś rytuał, który mąż wykona przed wejściem do kapsuły?
– Jest taki symboliczny moment dla każdego astronauty. Przed lotem kosmicznym może wykonać z wieży ostatni, jednominutowy telefon. Tradycja pochodzi z czasów programu Apollo. Mąż będzie startował z platformy 39, z której właśnie startowały misje księżycowe. Procedura jest taka, że najbliższe rodziny astronautów są oddzielone, pod opieką psychologów i doświadczonych astronautów NASA, na wszelki wypadek, gdyby coś poszło niezgodnie z procedurą.
Podczas misji Sławosz będzie prowadził też badania z dziedziny psychologii, medycyny czy biologii, na własnym ciele
Ile czasu mąż spędzi w kosmosie?
– Sam pobyt na stacji będzie trwał około 14 dni, co może się wydawać krótko, ale nawet taki czas jest obciążeniem dla ludzkiego organizmu. Sławoszowi zależy na tym, żeby adaptacja do panujących tam warunków przebiegła jak najszybciej, żeby mógł sprawnie wejść w codzienną pracę i rozpocząć eksperymenty.
Co może się okazać najtrudniejsze w adaptacji w kosmosie?
– To wielka niewiadoma dla każdego organizmu. Na Ziemi nie ma warunków, nawet laboratoryjnych, które byłyby w stanie odtworzyć warunki panujące na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Każdy astronauta może zareagować inaczej na różne kwestie, np. to czy uda mu się zasnąć naturalnie, czy będzie musiał skorzystać z pomocy medycznej. Sprawy błahe mogą się tam okazać medycznym zagrożeniem. Sławosz oczekuje od siebie funkcjonowania na możliwie najwyższych obrotach i czuje ogromną odpowiedzialność, żeby praca tysięcy ludzi nie poszła na marne. Podczas misji Sławosz będzie prowadził też badania z dziedziny psychologii, medycyny czy biologii, na własnym ciele.
– Intensywna praca parlamentarna i istotne wyzwania polityczne w naszym kraju poniekąd spadły mi z nieba, bo dzięki nim nie mam zbyt wiele czasu myśleć o obawach. Ale nie znaczy to, że ich nie mam. Oczywiście, że boję się o zdrowie i życie męża. Szczególnie dwóch momentów misji: startu rakiety i powrotu na Ziemię. Start łączy się z osiągnięciem ogromnej prędkości przez rakietę Falcon 9, aż do 28 tysięcy kilometrów na godzinę, żeby wzbić się na orbitę okołoziemską. Rakieta wynosi kapsułę Dragon, w której będzie podróżował Sławosz razem z załogą. To kilkanaście do kilkudziesięciu godzin lotu, po których nastąpi dokowanie do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To jest ogromne przeciążenie dla organizmu. Drugi newralgiczny moment dotyczy powrotu na Ziemię, kapsuła spada z siłą grawitacji. Jest otoczona tarczą termiczną, ale z ogromną siłą przebija się przez atmosferę i spada do oceanu. Następnie kapsuła zostanie wyłowiona i członkowie załogi zostaną natychmiast poddani opiece medycznej.
– Mój mąż będzie przetransportowany z Houston do specjalnej kliniki przy Europejskim Centrum Astronautów w Kolonii w Niemczech. Tam będzie wracał do zdrowia pod obserwacją medyczną. Rekonwalescencja jest obowiązkowa po misji kosmicznej. Mam nadzieję mu towarzyszyć i go wspierać.
Mam nadzieję, że jako państwo będziemy potrafili mądrze wykorzystać to ryzyko i oddanie, które bierze na siebie Sławosz
Mąż może zabrać ze sobą w kosmos jakieś rzeczy osobiste?
– Będzie mógł ze sobą wziąć kilka jak najlżejszych rzeczy osobistych. Na kolanie ma kieszonkę, w której będzie miał nasze obrączki. Bierze też kilka rodzinnych zdjęć. To symbole tego, co zostawia na Ziemi. Ale przede wszystkim pamiętajmy, że jest to misja o ogromnym znaczeniu dla naszego państwa. Jako posłanka mam świadomość, że mój mąż uczestniczy w czymś, co może mieć ogromny pozytywny wpływ na rozwój polskiej gospodarki, nauki i technologii. Mam nadzieję, że jako państwo będziemy potrafili mądrze wykorzystać to ryzyko i oddanie, które bierze na siebie Sławosz.
Jak Polska może skorzystać?
– Jesteśmy w trochę innym momencie niż wtedy, kiedy generał Mirosław Hermaszewski leciał w kosmos po raz pierwszy w historii Polski. Sławosz nie jest pilotem wojskowym, jest naukowcem. Polskie eksperymenty, które są przygotowane na misję, wybijają się zaawansowaniem i wyrafinowaniem na tle innych krajów. Widzę tutaj ogromny potencjalny wpływ na gospodarkę.
Przykładowo, księżycowe misje Apollo pochłaniały ogromne pieniądze, kilku amerykańskich astronautów straciło przy nich życie, ale odbywały się pod politycznym wizjonerstwem prezydenta Kennedy’ego, który rozumiał wartość tego ryzyka i eksploracji kosmicznej. Zwrot naukowy dla ludzkości był ogromny, a zwrot inwestycyjny dla amerykańskiej gospodarki około siedemnastokrotny. Teraz jesteśmy w historycznym momencie rozwoju przemysłu kosmicznego – zbliżonym do rewolucji internetu w latach 90-tych. Pytanie brzmi, czy jako Polska będziemy potrafili przełożyć to na mądre inwestycje, czy stracimy ten moment i za kilkanaście lat będziemy kupować technologię kosmicznego cywilnego czy wojskowego zastosowania od innych państw.
Technologie kosmiczne zmieniają nasz świat.
– Zdecydowanie. Przez 12 miesięcy prowadziłam misję dostarczającą pomoc medyczno-psychologiczną na Ukrainie i może nam się wydaje, że wojna toczy się głównie w okopach, ale ona w dużej mierze toczy się w oparciu o zaawansowane technologię przyszłości. Polska ma teraz wyjątkową szansę, żeby pokazać, że bierzemy kwestie bezpieczeństwa ekstremalnie poważnie również w tym aspekcie.
Dlaczego Polska miałaby nie przewodzić w Europie w kwestii zastosowania technologii kosmicznej w obronności? Albo będziemy potrafili ściągać inżynierów i naukowców, takich jak Sławosz, z powrotem do Polski, żeby tworzyli naszą niezależność technologiczną, albo będziemy uzależniać się w przyszłości od innych państw.
Dziś Europa jest niestety kilkanaście lat do tyłu w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi czy Rosją, jeżeli chodzi o rozwój technologii kosmicznej. To dobrze, że cieszymy się w Polsce tym, że Sławosz zabiera ze sobą kilka polskich symboli, jak na przykład wiersze Szymborskiej, manuskrypt dzieła Chopina, bursztyn i liofilizowane pierogi, ale marzy mi się, żebyśmy podeszli do tego ambitnie i naprawdę przyłożyli to na twardy rozwój technologii, nauki i na zwrot gospodarczy.
Ma pani poczucie, że uczestniczy w czymś wielkim dla kraju, w takim wydarzeniu, które zapisze się na kartach historii?
– Na pewno uczestniczy w tym mój mąż, ale Sławosz w bardzo piękny i bardzo hojny sposób dzieli się swoją drogą z najbliższymi. Zawsze podkreśla też pracę tysięcy osób, które pracują na rzecz naukowo-technologicznego i operacyjnego sukcesu misji. Ale ostatecznie w kapsułę wsiądzie sam, jedynie z trójką innych astronautów.
Poznała pani pozostałych członków załogi męża?
– Miałam okazję poznać z prywatnej strony całą załogę misji Axiom-4 – Peggy Whitson, Shubanshu Shukle i Tibora Kapu, oraz osoby z nim współpracujące. Ostatnim razem jak byłam w Houston, spędziliśmy weekend z członkami załogi Sławosza i ich rodzinami. Cieszyliśmy się chwilą normalności przed ich wejściem w kwarantannę. Nie mam wątpliwości, że jest to wyjątkowy zespół, który połączył nie tylko profesjonalizm i wielomiesięczny, surowy trening, ale również głęboka przyjaźń. Stali się sobie bardzo bliscy, to już kosmiczna rodzina.
Mąż obiecał pani coś szczególnego po powrocie z misji? Długie wakacje?
– Mamy wiele planów, które musieliśmy odsunąć w czasie. Jak Sławosz wróci Ziemię może znajdziemy czas, żeby odwiedzić miejsca, w których dorastaliśmy. Sławosz spędził wiele lat we Francji i w Szwajcarii. Wiem, że chciałby mi pokazać fragmenty swojego świata, wspinając się i żeglując. A mnie się marzy, żeby pokazać mu miejsca istotne dla mnie, jak Bliski Wschód i Ukrainę, gdzie pracowałam. Może kiedyś będzie nam dane pojechać z północy Iraku, z Erbilu i Mosulu, które znam, na południe do Bagdadu, gdzie nigdy nie udało mi się dotrzeć. Albo ukraińskim pociągiem, według wskazówek zegara – z Lwowa do Winnicy, Kijowa, Poltawy, Charkowa, Dnipro, aż do Odessy i Morza Czarnego. Może podróż poślubna będzie właśnie taka, śladami naszych wspomnień. Ale teraz przede wszystkim czekam, aż wróci bezpiecznie na Ziemię.