Zamachy 11 września i późniejsze zamachy w Europie, strach przed Al-Kaidą, inwazja George’a Busha na Irak pokazywana intensywnie w telewizji. Te wydarzenia spulchniły grunt, na którym na Zachodzie wyrosły strach i niechęć do islamu jako takiego. A także do ludzi, którzy go wyznają. Zohran Mamdani w swojej kampanii wyborczej opowiadał, że jego ciotka po 11 września przestała jeździć nowojorskim metrem, bo wrogość ludzi wobec kobiety w hidżabie była tak wyczuwalna, że nie czuła się tam bezpiecznie. Rządzący w tym czasie albo nie robili wiele, żeby z tą islamofobią walczyć, albo wręcz cynicznie na niej grali. Wzmacniała to też popkultura – wystarczy wspomnieć seriale takie jak amerykański „Homeland” albo brytyjski „Bodyguard”. W Polsce też islamofobia wyrosła jak na drożdżach. Wspomnijmy choćby polską internetową kulturę dla chłopców z początków XXI wieku – np. przeróbki Świnki Peppy, na których Peppa stoi w kominiarce z karabinem, woła „Allahu Akbar” i wybucha.
Strach przed językiem
To sklejanie islamu i terroryzmu doprowadziło także do strachu przed samym językiem arabskim. Jak pisał w swoim tekście dla Al Jazeery Yasir Suleiman, profesora arabistyki z Cambridge, w roku 2016:
Konflikt polityczny czy społeczny może sprawić, że pierwszoplanowe znaczenie języka staje się pozajęzykowe. W skrajnych przypadkach same języki mogą być kryminalizowane. Język arabski na Zachodzie stanowi smutny tego przykład. Mechanizm wygląda tak: skoro język arabski jest organicznie związany z islamem i muzułmanami jako język wiary, a w zachodnich społeczeństwach wiąże się islam i muzułmanów z brutalnym ekstremizmem i terroryzmem, to z tym ekstremizmem, przemocą i terroryzmem musi być związany sam język arabski.
Przykłady tej kryminalizacji arabskiego, które Suleiman podaje, są niesamowite:
- „Love for all”, czyli arabska flaga. 15 lutego 2016, czyli dzień po Walentynkach. Na jednym z miejskich budynków w Lubbock w Teksasie zawisa baner z białym napisem na czarnym tle i serduszkiem. Jest na nim napisane „Miłość dla wszystkich”. Tyle że po arabsku. Rezultat? Totalna panika. Burmistrz nakazuje, żeby ściągnąć tę „arabską flagę” w asyście Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, policji i FBI.
- „Modlitwa” na lotnisku. Brytyjczyk nigeryjskiego pochodzenia na londyńskim lotnisku nie został wpuszczony na pokład samolotu, bo innego pasażera zaniepokoiło to, że zobaczył na ekranie jego telefonu słowo „modlitwa”. Niewiele myśląc, zgłosił to jako zagrożenie dla bezpieczeństwa. Brytyjczyka przesłuchała policja, a kiedy powiedział, że jest chrześcijaninem, funkcjonariusze zaczęli mu zadawać podchwytliwe pytania o to, do jakiego kościoła chodzi i czy nigdy nie myślał, żeby zmienić wiarę.
- Kaligrafia po arabsku. Rok 2015, USA, Wirginia. Na przedmiocie, który nazywa się „geografia świata”, dzieci dostały pracę domową. Mają wykaligrafować napis po arabsku. Opis zadania brzmi dosłownie tak: „To jest szahada, muzułmańskie wyznanie wiary. Spróbujcie ją odręcznie skopiować w polu poniżej. To powinno wam pokazać, jak złożona artystycznie jest kaligrafia”. Efekt? Rodzicielska reakcja eskaluje do tego stopnia, że tymczasowo zamykają się szkoły w całym hrabstwie – ze względu na rzekome zagrożenie dla bezpieczeństwa. To brzmi jak scenariusz odcinka „South Parku”. Czy rodzice myśleli, że podstępna nauczycielka chciała kaligrafią nawrócić dzieci na islam tak jak Mahdi w „Pustyni i w puszczy” pragnął uczynić muzułmanina ze Stasia Tarkowskiego? Nie wiadomo.
Sienkiewicz i „Love is blind”
A skoro o Stasiu Tarkowskim mowa, to zostawmy już sobie te Stany. Przejdźmy do Polski. I zacznijmy od książki, która dla całych pokoleń młodych Polek i Polaków stała się pierwszym źródłem informacji o Arabach i islamie. Staś Tarkowski, mały dzielny Polak, i Nel Rawlison, Angielka pozostająca pod jego opieką, zostają uprowadzeni z Egiptu przez porywaczy, którzy wiozą ich przez Saharę przed oblicze Mahdiego. Sudańczycy i Beduini, którzy wiozą Stasia i Nel przez pustynię, często i w różnych kontekstach mówią „Inszallach”, „Bismillach”, „Allach akbar” (pisownia za Sienkiewiczem). Sam autor w jednym z przypisów wyjaśnia młodemu czytelnikowi, co oznacza „Allach akbar!”. Cytuję: „Okrzyk ten znaczy tylko: „Bóg jest wielki”, ale Arabowie wydają go w chwilach trwogi, wzywając ratunku”. Czy jest tak do końca? Nie bardzo. Zamiast ufać ekspertyzie Sienkiewicza, postanowiłam zaufać ekspertyzie kogoś, kto się trochę lepiej zna i na arabskim, i na islamie. W tym odcinku „Co to ma znaczyć” o tym, co naprawdę znaczą po arabsku związane z religią słowa i w jakich codziennych kontekstach się ich używa, rozmawia ze mną imam Adam Wajeeh Abdel Fattah:
Te same wyrażenia, które po arabsku brzmią dla polskiego ucha często egzotycznie, obco czy wręcz groźnie, bardzo podobnie funkcjonują w języku polskim. Polacy też mówią – nawet kiedy w ogóle nie są religijni – „O Jezu”, „O Boże”, „Chryste Panie”, „Dzięki Bogu”, „Chwała Bogu”, „Jak Boga kocham” itd. Rozumiemy, że wypowiadanie takich haseł bardzo często w ogóle nie ma religijnego charakteru. Kiedy osoba, dla której pierwszym językiem jest arabski, mówi „Inszallah” albo „Bismillah”, to też niekoniecznie za każdym razem musi to mieć dla niej głębokie znaczenie religijne.
Związane z religią frazy po arabsku w zupełnie świeckim kontekście można usłyszeć we wspaniałym dziele popkultury, jakim jest randkowe reality show „Love is blind Habibi”. To bliskowschodnia edycja formatu Netfliksa, w której biorą udział osoby z całego arabskojęzycznego świata, od Maroka przez Jordanię po Zjednoczone Emiraty Arabskie. Typowy kadr wygląda tak: mężczyzna i kobieta, ubrani po europejsku, ona z dekoltem, bez hidżabu, z pięknie ułożonymi włosami, rozmawiają terapeutycznym językiem o swoich granicach w związku – i mówią przy tym „Inszallah”.
Chrześcijaństwo po arabsku
Ale „Inszallah” czy „Maszallah” mówią nie tylko muzułmanie. Tych samych słów używają też arabskojęzyczni chrześcijanie – wzywając tego samego Boga co ksiądz z polskiej parafii. Bo słowo „Allah” znaczy po prostu „Bóg”. Istnieją choćby prawosławne pieśni żałobne śpiewane po arabsku. Arabskie napisy znajdziemy na obrazach wywodzących się np. z tradycji kościoła melchickiego – jednego z katolickich Kościołów wschodnich. Należą do niego głównie etniczni Arabowie, a liturgia jest prowadzona w języku arabskim.
A w Algierze, w katolickiej Bazylice Matki Bożej Królowej Afryki nad witrażem wyobrażającym Maryję znajdziemy napis po arabsku: „Miłość braterska pochodzi od Boga. Jest ona samym Bogiem”. I inny, po francusku: „Matko Boża Afrykańska, módl się za nami i za muzułmanami”.
I w tym ekumenicznym duchu postawmy kropkę. Podsumowując: nie ma się co bać – niczym burmistrz Lubbock – arabskiego alfabetu. Nie ma się co bać wyrażeń po arabsku, które się do Boga odwołują. Nie ma też ma co sądzić, że każdy, kto ich używa, jest nad wyraz religijnym muzułmaninem. Tak samo jak polscy katolicy, agnostycy czy ateiści – wcale nie myśląc o Absolucie – potrafią głośno wołać „O Jezus”.
„Co to ma znaczyć” to tworzony przez Martę Nowak solowy cykl materiałów w ramach podcastu „Co to będzie”. Możecie go obejrzeć i posłuchać na YouTube, Spotify i Apple Podcasts. Na tych samych kanałach czeka na Was także „Co mi to da” – solowego cyklu Miłosza Wiatrowskiego-Bujacza.












