W Polsce od kilkudziesięciu godzin trwa polityczna przepychanka o to, dlaczego przedstawiciela naszego kraju nie było na waszyngtońskim szczycie pokojowym z udziałem Donalda Trumpa, Wołodymyra Zełenskiego i czołowych europejskich przywódców. Niektóre głosy w tej dyskusji jako skalę porażki Polski wskazują, że w uprzywilejowanym gronie uczestników szczytu znalazł się nawet prezydent liczącej nieco ponad 5,5 mln mieszkańców Finlandii. Nikogo nie powinno to jednak zmylić. Jeśli ktoś miał (i powinien był) znaleźć się na arcyważnych rozmowach w Białym Domu, był to właśnie Alexander Stubb.
Dyplomacja golfowa, która podbiła Trumpa
Fiński polityk to dzisiaj jeden z najbliższych partnerów Donalda Trumpa w Unii Europejskiej i NATO. Amerykański przywódca znany jest ze swojej sympatii do prezydenta Francji Emmanuela Macrona czy słabości do włoskiej premier Giorgii Meloni, ale to Alexander Stubb ma aktualnie najlepszy dostęp do ucha Trumpa. Chociaż „zaklinaczem Trumpa” nazywa się w Europie sekretarza generalnego NATO Marka Rutte, to właśnie o Stubbie mówi się, że jest „najlepszym kumplem” amerykańskiego polityka.
Ktoś słusznie zapytałby w tym miejscu: jak to możliwe, że lider małej Finlandii stał się oczami i uszami Stanów Zjednoczonych w Europie? Odpowiedź jest prosta i prozaiczna zarazem: wspólna pasja i wiele godzin spędzonych razem na rozmowie. Tą wspólną pasją jest golf, a godziny spędzone na rozmowie obaj panowie zaliczyli w końcówce marca tego roku, gdy Stubb udał się z wizytą do Mar-a-Lago, posiadłości Trumpa na Florydzie.
Fin i Amerykanin rozegrali wtedy partię golfa, podczas której rozmawiali nie tylko o wywodzącym się ze Szkocji sporcie, ale też o wojnie w Ukrainie, zagrożeniu ze strony Rosji, geopolitycznych zmianach na świecie i wyzwaniach dla całego Zachodu. To właśnie tam, miesiąc po karczemnej awanturze Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim w Białym Domu i kilkanaście dni po wstrzymaniu amerykańskiej pomocy dla Ukrainy, Stubb zdołał przekonać Trumpa, że Władimir Putin wcale nie jest jego przyjacielem, a dobre intencje Trumpa traktuje jako naiwność i środek do osiągnięcia swojego celu, którym niezmiennie pozostaje wymazanie Ukrainy z mapy świata.
– Dyplomacja zazwyczaj opiera się na dwóch filarach. Pierwszy to relacje państwo-państwo. Chodzi o historię, kulturę, wartości i interesy – tłumaczył Stubb w sierpniowej rozmowie z „The Wall Street Journal”. – Drugi filar jest osobisty. A ludzie często nie doceniają znaczenia relacji międzyludzkich – dodał fiński polityk.
Fiński pomost między Ameryką, Ukrainą i UE
W Mar-a-Lago Stubb spędził z Trumpem siedem godzin, co – jak sam zaznacza – nie zdarza się często na szczytach międzynarodowej polityki. Zwłaszcza między przywódcą małego i wielkiego państwa. – Kiedy byłem mały, mój tata powtarzał mi, że nawet jeśli nigdy nie zostanę profesjonalistą – a chciałem nim zostać – to golf pewnego dnia okaże się bardzo przydatny. W tej kwestii tata miał zupełną rację – śmiał się w trakcie wspomnianego wywiadu dla „The Wall Street Journal” fiński prezydent, który poza golfem w wolnym czasie biega również maratony i uprawia triathlon.
Nie ukrywa jednak, że dzisiaj z Trumpem są „sojusznikami i przyjaciółmi”. – Dużo rozmawiamy z Trumpem i o Trumpie wraz z naszymi europejskimi kolegami. Więc tak, okazało się to pomocne. Golf okazał się użytecznym narzędziem, muszę to przyznać – podsumował.
Mamy jedną z największych armii w Europie. I nie posiadamy jej dlatego, że obawiamy się Szwedów
W Unii Europejskiej jest uważany za idealnego łącznika między UE a Stanami Zjednoczonymi w trudnych czasach transakcyjnej polityki i potężnych geopolitycznych wyzwań, którym ani Ameryka, ani UE nie sprostają w pojedynkę. Jest też pomostem między Trumpem a Zełenskim, ciesząc się szacunkiem i zaufaniem obu polityków.
– Mogę przekazywać Trumpowi, co myślą Europejczycy albo co myśli Zełenski. Z drugiej strony mogę rozmawiać z moimi europejskimi kolegami o tym, co na dany temat sądzi Trump – tak swoją rolę Stubb określił w wywiadzie dla „WSJ”. – Dzięki temu możemy przewidywać, czego spodziewać się po Zełenskim, i komunikować to Trumpowi, a z drugiej strony mogę sugerować Zełenskiemu, jakie stanowisko Trump zabierze w przyszłości w danej sprawie – kontynuował fiński polityk.
Putinosceptyk i sojusznik Ukrainy
Partyjka golfa między Alexandrem Stubbem a Donaldem Trumpem wydarzyła się w najlepszym możliwym momencie. A w zasadzie: w najgorszym. Pod koniec marca wydawało się, że dzięki lawinie tanich pochlebstw i nierealnych obietnic Władimir Putin omotał amerykańskiego prezydenta, a relacje amerykańsko-ukraińskie otrzymały cios, po którym już się nie pozbierają. Na domiar złego administracja Trumpa to Kreml i Putina przedstawiała jako stronę, której zależy na pokoju i zakończeniu wojny, jednocześnie kompletnie pomijając to, że działania Rosji w Ukrainie całkowicie temu przeczą.
Europejscy przywódcy mieli wówczas również świeżo w pamięci Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa z połowy lutego. W stolicy Bawarii wiceprezydent Stanów Zjednoczonych J.D. Vance wygłosił szokującą dla politycznej wierchuszki Starego Kontynentu antyunijną i antyliberalną tyradę, która zwiastowała, że relacje transatlantyckie znalazły się na najpoważniejszym zakręcie w swojej historii.
W tym kryzysowym momencie Europie, Unii Europejskiej, ale przede wszystkim Ukrainie potrzebny był właśnie ktoś taki jak Stubb. Nie tylko doświadczony, sprawny i skuteczny dyplomata, ale również polityk niemiejący najmniejszych złudzeń co do Putina i Rosji. Z racji historycznych doświadczeń własnego kraju – „wojna zimowa” z lat 1939-40, wskutek której Finlandia co prawda straciła na rzecz Związku Radzieckiego 10 proc. terytorium, ale ocaliła swoją niepodległość – doskonale rozumiejący także położenie Ukrainy i to, jaka naprawdę jest stawka w wywołanej przez Kreml wojnie.
– Dochodzimy do punktu, w którym wszyscy rozumieją, że musimy zakończyć tę wojnę. Postronne ofiary tej wojny to coś niewyobrażalnego – mówił w lipcowym wywiadzie dla telewizji CBC News Stubb. – Jeśli mamy pat i wojnę na wyniszczenie, to jak długo mamy pozwalać temu trwać? Musimy znaleźć narzędzia i instrumenty do zakończenia tej wojny. A jedyną rzeczą, którą rozumie Rosja, a w szczególności Putin, jest siła – przekonywał.

To samo tłumaczył w Mar-a-Lago Trumpowi. I przy każdej kolejnej sposobności, bo od marcowego spotkania obaj politycy są ze sobą w stałym kontakcie. Efekty „pracy nad Trumpem”, którą wykonał i wykonuje Stubb coraz częściej widać. Oczywiście amerykański prezydent wciąż jest łasy na pochlebstwa, a czasami przykłada zbyt dużą wiarę do słów i obietnic Putina. Widać jednak, że coraz wyraźniej dostrzega, kto w tej wojnie jest agresorem, a kto ofiarą. A także to, że agresora trzeba powstrzymać. Jeśli będzie trzeba, to siłą. Bo stawką jest nie tylko sama Ukraina.
– Ukraina nie walczy tylko o swoją niepodległość, suwerenność i integralność terytorialną. To jest wojna o światowy porządek, w którym żyjemy, o międzynarodowej instytucje, zasady i normy – tłumaczył Stubb w rozmowie z CBC News. I dodał: – Jeśli je wyrzucimy, to co nam pozostanie? Jeśli mamy żyć w świecie, gdzie decyduje siła, gdzie większy gracz może zagarniać nieswoje terytorium, to będzie anarchiczny i bezprawny świat.
Musimy znaleźć narzędzia i instrumenty do zakończenia tej wojny. A jedyną rzeczą, którą rozumie Rosja, a w szczególności Putin, jest siła
Nawet po konstruktywnych i dających nadzieję rozmowach na szczycie w Waszyngtonie fiński polityk nie dzieli skóry na (rosyjskim) niedźwiedziu. Wręcz przeciwnie, wobec Rosji nadal jest bardzo nieufny i to samo zaleca swoim partnerom z innych krajów. – Putin rzadko bywa godny zaufania. Pozostaje więc pytanie, czy starczy mu odwagi, by (…) przybyć na spotkanie trójstronne, czy też po raz kolejny spróbuje grać na czas? – tak w rozmowie z dziennikarzami podsumował zapowiedź spotkania Putina z Wołodymyrem Zełenskim.
Od „teczkowego” do prezydenta
Chociaż szczególna relacja z Donaldem Trumpem to kwestia ostatnich kilku miesięcy, nikogo nie powinno to zmylić. Alexander Stubb nie wziął się ani w fińskiej, ani w europejskiej polityce od wczoraj. 57-latek ma za sobą bogatą i usłaną sukcesami karierę.
Po studiach w Belgii, Francji i Stanach Zjednoczonych pracował w instytucjach unijnych – m.in. jako doradca ówczesnego przewodniczącego Komisji Europejskiej Romano Prodiego. W latach 2004-08 był europarlamentarzystą z ramienia fińskiej liberalno-konserwatywnej Partii Koalicji Narodowej.
Z Brukseli i Strasburga przeniósł się prosto do fińskiego rządu. W gabinecie Mattiego Vanhanena, a potem Marii Kiviniemi, był szefem fińskiej dyplomacji (2008-11). Kolejne trzy lata, już w rządzie Jyrkiego Katainena, zajmował się handlem zagranicznym i sprawami europejskimi. W międzyczasie wywalczył mandat do fińskiego parlamentu. W czerwcu 2014 roku wygrał wybory na szefa Partii Koalicji Narodowej, co poskutkowało objęciem funkcji premiera Finlandii, którą pełnił przez niecały rok. W 2015 roku, już w ramach nowej koalicji rządzącej, Stubb wrócił na stanowisko ministerialne, tym razem obejmując pieczę nad finansami.
W 2016 roku przegrał walkę o przywództwo w partii i w konsekwencji musiał opuścić rząd. Już rok później objął stanowisko wiceprezesa Europejskiego Banku Inwestycyjnego, którą pełnił do początku 2020 roku. W międzyczasie bezskutecznie ubiegał się w 2018 roku o nominację Europejskiej Partii Ludowej na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej. Po odejściu z Europejskiego Banku Inwestycyjnego objął stanowisko dyrektora School of Transnational Governance w Europejskim Instytucie Uniwersyteckim.
W sierpniu 2023 roku ogłosił, że będzie ubiegać się o urząd prezydenta Finlandii. Wyścig ten ostatecznie wygrał w lutym następnego roku, pokonując w drugiej turze wyborów Pekkę Haavisto stosunkiem głosów 51,6 do 48,4 proc. Urząd głowy państwa objął 1 marca tego samego roku.
Jeszcze zanim Stubb został prezydentem Finlandii, aktywnie działał na rzecz przystąpienia tego kraju do NATO po kilku dekadach neutralności. Oficjalnie Finlandia została 31. członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego 4 kwietnia 2023 roku. Od tego czasu ani fiński rząd, ani sam Stubb nie zasypiają gruszek w popiele. – Mamy jedną z największych armii w Europie. I nie posiadamy jej dlatego, że obawiamy się Szwedów – skwitował prezydent Finlandii w rozmowie z „The Wall Street Journal”.