– Z dumą patrzę, że w tym roku na koniec sierpnia wakatów było znacznie mniej niż dwa i trzy lata temu na koniec sierpnia. (…) To oznacza, że rozwiązania, które wprowadziliśmy w Karcie Nauczyciela, są rozwiązaniami korzystnymi – powiedziała 1 września minister edukacji Barbara Nowacka w rozmowie z dziennikarzami.
W teorii jej słowa mają potwierdzenie w liczbach prezentowanych przez resort edukacji. Według nich na 25 sierpnia 2025 r. w szkołach i placówkach publicznych i niepublicznych odnotowano 12721 ofert pracy dla nauczycieli. Daje to 8506 wolnych etatów. Jak przypomniał Portal Samorządowy, wygląda to optymistycznie, biorąc pod uwagę, że trzy lata temu o tej porze liczba wakatów była trzykrotnie wyższa. Do tego Ministerstwo Edukacji Narodowej podkreśliło w komunikacie z końca sierpnia, że braki kadrowe dotyczą głównie dużych miast, a małych tylko w marginalnym stopniu.
Jednak w praktyce nie ma powodów do radości. – Pamiętajmy, że mamy do czynienia z niżem demograficznym. W pewnych rejonach jest przez to mniej uczniów, a co za tym idzie, potrzeba mniej nauczycieli – mówi w rozmowie z Interią Artur Sierawski, radny gminy Wieliszew i były nauczyciel historii. Jego słowa potwierdza Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Braki kadrowe w szkołach. „W małych miejscowościach oświata się kurczy”
– W małych miejscowościach oświata się kurczy. Być może w niektórych miejscach trzeba będzie łączyć klasy wielopoziomowo. Rosną też obawy związane z niewątpliwie nadchodzącą likwidacją wielu szkół – tłumaczy w rozmowie z Interią Pleśniar, dodając, że w związku z tym dyrektorzy szkół muszą wykazać się dużą zapobiegliwością.
Dyrektor OSSKO podkreśla, że dyrektorzy szkół przyzwyczaili się już do tego rodzaju kombinacji przed 1 września. – Muszą uratować sytuację, więc dzwonią do emerytów, wlepiają nadgodziny innym nauczycielom – wymienia. To z kolei przekłada się na nie do końca miarodajne statystyki MEN. Resort opracowuje je bowiem na podstawie ogłoszeń o wolnych miejscach pracy, które kuratorzy oświaty otrzymują od dyrektorów szkół. Ci z kolei zgłaszają je w ostateczności, gdy nie są w stanie zapełnić braków kadrowych samodzielnie.
Z obserwacji dyrektora OSKKO wynika, że w rzeczywistości liczba wakatów zamiast maleć, rośnie. A wraz z nią elastyczność dyrektorów. Jak zauważa, sytuacja w oświacie nie jest dramatyczna, dopóki najstarsi nauczyciele nie odchodzą od tablic. Wciąż jest jednak zbyt mało młodych osób, które chcą podjąć się tego zawodu.
Sprzed tablicy do zakładu pogrzebowego. „Zapytała, czy zwariowałem”
– Nie wrócę już do szkoły – mówi dziś stanowczo Artur Sierawski. Z zawodu odszedł trzy lata temu – zmęczony i zniechęcony biurokratyzacją, niskimi płacami, niedocenianiem zawodu nauczyciela. Wcześniej „budował sobie bezpieczną przystań”. Najpierw uruchomił żłobek i przedszkole. Gdy pewnego wieczoru oznajmił partnerce, że otwiera zakład pogrzebowy, zapytała go, czy zwariował. Pomysł nie tylko wypalił, ale pociągnął za sobą kolejne kroki. Para poszerzyła działalność o prowadzenie kwiaciarni, a sam były nauczyciel z czasem wystartował w wyborach na radnego gminy. Rola samorządowca dała mu nowe spojrzenie na kwestie związane z oświatą.
W poniedziałek Nowacka zapewniła, że ministerstwo podejmie pracę nad zmianami w pragmatyce zawodu nauczyciela razem ze wszystkimi związkami zawodowymi i samorządowcami, bo – jak podkreśliła minister – „na końcu to samorządowcy finansują część oświaty”. Przypomniała przy tym, że w tym roku przyznano rekordowe nakłady finansowe na oświatę.
Szkoła. Samorządowcy: MEN zrzuca na nas odpowiedzialność. Obrywamy
– Subwencja, jaką dostajemy jako samorządy, jest niewystarczająca – ocenia natomiast Sierawski. – Ponad połowę budżetu naszej gminy to koszty związane z oświatą. Subwencja jest w stanie pokryć ok. 60 proc. tych wydatków, resztę dokładamy my, bo to na nas, samorządowcach, spoczywa cały mechanizm utrzymania oświaty w danej gminie – podkreśla były nauczyciel. W jego ocenie „państwo umywa w tej kwestii ręce”.
– Przelewają nam środki i dalej mamy radzić sobie sami. Odpowiedzialność jest wciąż przerzucana na samorządy, a potem to one obrywają – stwierdza, podając przykład. – To my (samorządy) musimy zadbać o to, żeby zachęcić nauczycieli do pracy w gminie wiejskiej, zwiększając im dodatek motywacyjny. Te 100-200 zł dodatku dla jednego nauczyciela daje kilkadziesiąt, czasami kilkaset tysięcy złotych na gminę w skali roku. Subwencja nie wystarcza, a radni stają przed dylematem: Zawalczyć o szkoły czy wybudować nową drogę? – opisuje Sierawski.
Choć od tablicy odszedł trzy lata temu, historyk nadal jest w kontakcie z czynnymi nauczycielami. Słysząc, z czym mierzą się i oni, i dyrektorzy, utwierdzam się w decyzji – mówi właściciel zakładu pogrzebowego. Z sygnałów, które do niego docierają, wynika, że bolączką niektórych szkół jest też brak partnerskiej relacji między dyrektorami i nauczycielami. – Często to rodzice, a nawet uczniowie dyktują warunki, a dyrektor na to przyzwala. Po części winę ponosi fakt, że niektórzy dyrektorzy nie powinni znaleźć się na swoich stanowiskach, ale ktoś musi je zajmować, a z takimi pensjami nie ma kolejki chętnych – ocenia samorządowiec, odnosząc się do sytuacji we własnej gminie.
– Mieliśmy przypadki, w których nikt nie zgłaszał się do konkursów na dyrektora szkoły czy przedszkola i musieliśmy wyznaczać p.o. dyrektora – przytacza.
Były nauczyciel rozczarowany MEN. „Nauczyciele też muszą dać coś od siebie”
Sierawski przyznaje, że wiązał spore nadzieje ze zmianą w MEN. – Ale jestem rozczarowany, nie tak to sobie wyobrażałem – wyznaje. W jego ocenie nadanie priorytetu zmianom w zakresie lekcji religii było błędem. – Jest cała lista ważniejszych spraw, w tym choćby wspomniana subwencja – stwierdza. Zgadza się natomiast z potrzebą przywrócenia prestiżu zawodu nauczyciela. Kluczowe mają być tu podwyżki, ale zdaniem byłego nauczyciela, one same nie wystarczą.
– Niestety, nauczyciele muszą też dać coś od siebie. Jest mnóstwo wspaniałych, oddanych, ambitnych nauczycieli, ale są też tacy, którzy piją kawę na lekcjach albo używają telefonów. Tak samo jest z dyrektorami. Niektórzy przybijają z uczniami piątki i przechodzą na „ty”. Trzeba wyznaczyć granice, a ta praca musi być obustronna – skwitował.