O edukacji zdrowotnej zrobiło się głośno na wiele miesięcy przed rozpoczęciem roku szkolnego. Kontrowersji wokół nowego przedmiotu było wiele: biskupi mówili o deprawacji dzieci, dyrektorzy szkół narzekali na problemy organizacyjne, a rodzice sami nie wiedzieli, czy ich dzieci powinny brać udział w lekcjach. Po ponad dwóch tygodniach od rozpoczęcia roku szkolnego sytuacja powoli zaczyna się klarować.
Edukacja zdrowotna w szkołach
W Ministerstwie Edukacji Narodowej słyszymy jednak, że na informacje o ostatecznej frekwencji na edukacji zdrowotnej jeszcze za wcześnie, bo do 25 września można wypisać dziecko z zajęć.
– Dopiero po tym terminie będzie można wstępnie dokonać analizy liczby uczniów, którzy uczęszczają na zajęcia. Natomiast analiza funkcjonowania w szkołach zajęć „edukacja zdrowotna” zostanie przeprowadzona po pierwszym roku realizacji tego przedmiotu w szkołach – przekazała Interii Ewelina Gorczyca, rzeczniczka prasowa MEN.
Kuratorzy w szkołach? MEN wyjaśnia
Dopytujemy o ewentualne kontrole kuratoriów w szkołach, w których przedmiot nie będzie realizowany. 1 września zapowiadała je minister Barbara Nowacka. Okazuje się, że o tym zdecydują jednak sami rodzice.
– Kuratorzy w odpowiedzi na skargi rodziców dotyczące błędów w organizacji zajęć, zatem także zajęć z edukacji zdrowotnej, mogą w trybie kontroli doraźnej sprawdzać działalność szkół – wyjaśnia Gorczyca.
Z informacji przekazanych nam 1 września przez fundację GrowSPACE wynikało, że znaczne problemy kadrowe miało 175 gmin, które pozostawały miejscami bez ani jednego nauczyciela edukacji zdrowotnej.
Z wielu szkół z całej Polski płyną też sygnały o krytycznie niskiej frekwencji na zajęciach. Powodów jest kilka.
– Zajęcia w szkole mojej córki są prowadzone w piątki na ostatniej lekcji. Większość klasy się wypisała, więc Kasia też nie chce chodzić. Nie będę jej zmuszać – mówi Lidia, mama siódmoklasistki z Krakowa.
Dodaje, że w szkole nikt nie mówił o kwestiach religijnych, choć wiele rodzin jest wierzących. Prawdziwym problemem jest przeciążenie dzieci lekcjami i zajęciami dodatkowymi, dlatego wolą odpuścić zajęcia nieobowiązkowe.
– Mój syn nie chce chodzić na edukacje zdrowotną, bo prowadzi ją katechetka, wszyscy wiemy, jak te lekcje będą wyglądały – twierdzi inna z mam w rozmowie z Interią.
„Tragicznie niska frekwencja”
Podobne głosy słyszymy też od Pawła Mrozka, założyciela Akcji Uczniowskiej.
– Mamy nieoficjalne sygnały od uczniów mówiące o tym, że frekwencja będzie niestety tragiczna, że to będą dwie, trzy osoby na klasę, a w niektórych szkołach przedmiot nie ruszy wcale – mówi.
Przyznaje, że uczniowie rezygnują, bo nowy przedmiot jest w planach np. o godz. 7:10, inni zgłaszają, że musieliby czekać na edukację zdrowotną kilka godzin po szkole. – Mamy też sygnały od uczniów, że ich rodzice nie zgadzają się na uczestnictwo w zajęciach ze względu na prawicowe poglądy. Wątków jest kilka, ale głównie są to sygnały świadczące o niskiej frekwencji – dodaje Mrozek.
Polscy biskupi dołożyli wiele starań, by zniechęcić rodziców i uczniów do edukacji zdrowotnej. Jeszcze na kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego członkowie Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski po raz kolejny zaapelowali do rodziców: „Zwracamy się do Was, Drodzy Rodzice wyznający katolicką wiarę, abyście głęboko rozważyli proponowane zajęcia z edukacji zdrowotnej i nie wyrażali zgody na udział swoich dzieci w tych zajęciach”.
Edukacja zdrowotna kontra Kościół
– Bardzo wiele osób wierzących nie podziela tego zdania. Skala wypisów z edukacji zdrowotnej nie powie nam wiele o skali dezinformacji. Bardzo częstym powodem wypisywania się uczniów są właśnie kwestie organizacyjne związane z tym, że jest to po prostu dodatkowa godzina, a dzieciaki są przeciążone – mówi natomiast Antonina Kopyt, nauczycielka edukacji zdrowotnej w szkole podstawowej i liceum w Warszawie, członkini Międzyresortowego Zespołu ds. edukacji zdrowotnej.
Jej zdaniem należy oddzielić to, co mówią biskupi, od tego, co myślą osoby wierzące, bo to nie zawsze się pokrywa.
– Ludzie widzą związek edukacji zdrowotnej i edukacji o seksualności ze swoją wiarą, mówią że jeżeli chcą, żeby ich dzieci podejmowały mądre i moralnie dobre decyzje, to muszą być świadome, przywołują fragmenty z Biblii mówiące o tym, że ciało jest świątynią i należy wiedzieć, jak o tę świątynię dbać. Do mnie odezwało się wiele takich osób – wierzących i popierających edukację zdrowotną – przyznaje nauczycielka w rozmowie z Interią.
„Rezygnują pojedyncze osoby”
Do założyciela Akcji Uczniowskiej dochodzą też głosy, że w niektórych szkołach to dyrektorzy zniechęcają uczniów do uczestnictwa w zajęciach. – Nie chcą wprowadzać edukacji zdrowotnej dla kilku uczniów, więc robią wszystko, żeby tylko nie organizować tych lekcji wcale – przytacza Mrozek.
O płynące z całej Polski głosy, że uczniowie masowo wypisują się z edukacji zdrowotnej pytamy też członkinię Międzyresortowego Zespołu ds. edukacji zdrowotnej.
– Tak, docierają do mnie takie głosy, że są gminy, gdzie wszyscy uczniowie się wypisują, ale wiem, że są też szkoły w których frekwencja wygląda bardzo w porządku, jest nawet lepsza niż ktoś się spodziewał. Trudno na tym etapie jasno powiedzieć, jaka będzie frekwencja w całej Polsce – mówi w rozmowie z Interią Antonina Kopyt.
Nauczycielka spodziewała się, że w jej szkole podstawowej frekwencja będzie podobna, jak przy wychowaniu do życia w rodzinie, którego wcześniej uczyła. Okazało się, że będzie nawet delikatnie wyższa, bo ponad 90 proc., a rezygnują tylko pojedyncze osoby.
– Myślę, że to taki efekt nowości, chęć sprawdzenia, czy to będzie coś ciekawego. W liceum, w którym uczę, na pewno frekwencja będzie dużo niższa – mówi Kopyt.
Wśród rodziców, z którymi rozmawiamy, także słychać głosy o tym, że ich dzieci poszły na pierwsze lekcje nowego przedmiotu, żeby zobaczyć „jak to będzie wyglądało” i im się spodobało. – W klasie mojej córki wuefista opowiadał o zdrowym odżywianiu, na kolejnych zajęciach sami mają przygotowywać posiłki – opowiada Justyna, której córka chodzi do szkoły podstawowej.
„Zatrważający” poziom debaty
Edukacja zdrowotna ma łączyć zagadnienia związane ze zdrowiem w wielu wymiarach: psychicznym, fizycznym, społecznym, środowiskowym i cyfrowym. Będzie nauczana w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych.
– Przedmiot został zideologizowany i spolitykowany. Widać, że część osób, która wypowiada się na jego temat, nie wczytała się w podstawę programową i wykorzystuje go jako paliwo do wojny ideologicznej – oceniała w rozmowie z Interią Danuta Kozakiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie.
Dodała, że celem edukacji zdrowotnej jest wychowanie człowieka świadomego, który zna zasady zdrowego odżywiania, dobrze porusza się w kwestiach dotyczących zdrowia psychicznego, fizycznego i seksualnego.
– Poziom debaty na temat edukacji zdrowotnej jest zatrważający, ale staram się szukać jakichś pozytywów w całej tej sytuacji i wydaje mi się, że plusem jest to, że temat edukowania o zdrowiu i seksualności stał się głośniejszy – zauważa Antonina Kopyt.
Jej zdaniem ogromnym minusem jest to, że pojawiły się różne mity na temat przedmiotu i niestety były rozpowszechniane. – Ale jest też dużo komentarzy, które stają w obronie edukacji zdrowotnej i mówią o tym, że to jest ważny przedmiot – dodaje.
Edukacja zdrowotna jest nieobowiązkowa, do 25 września rodzice mogą zdecydować o wypisaniu z niej dziecka.