-
Szop pracz jako gatunek inwazyjny zagraża polskiej przyrodzie, szczególnie małym kręgowcom.
-
Zwierzęta te są nosicielami niebezpiecznych pasożytów, w tym groźnej dla ludzi glisty Baylisascaris procyonis.
-
Skala inwazji szopów w Polsce gwałtownie rośnie, co rodzi poważne konsekwencje ekologiczne i zdrowotne.
-
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Europejski problem z szopami zaczął się w okolicach drugiej wojny światowej, chociaż zwierzęta te zostały sprowadzone i wypuszczone na wolność już w 1934 r. Wcześniejsze próby wsiedlenia szopów do lasów w Niemczech nie powiodły się, ale ostatecznie w kwietniu 1934 r. na posesji leśnej Rolfa Haaga wypuszczono siedem osobników.
To był początek wielkiej inwazji, którą wspomagali kolejni uciekinierzy z hodowli futerkowych, np. po drugiej wojnie światowej we wschodnich Niemczech. I ten kraj jest szczególnie dotknięty inwazją. Niemieckie Kassel uważane jest za najbardziej „zaszopione” miasto w Europie, mieszka tam więcej tych zwierząt niż w wielu miastach USA.
Z Niemiec szopy dotarły również do Polski. U nas szopy pojawiły się po raz pierwszy po drugiej wojnie światowej. Może było to pokłosie hitlerowskich hodowli, ale może przywieźli je też do Europy amerykańscy żołnierze – tak było np. we Francji w latach sześćdziesiątych.
W 1959 r. szop był już uważany za ssaka występującego w Polsce. Mimo tego nie do końca jeszcze wiemy, jak sobie z nimi radzić. Z jednej strony myśliwi regularnie strzelają do tego gatunku. Z drugiej są też azyle, które zajmują się szopami. Wszak nie jest winą szopa to, że ktoś go tu sprowadził i wypuścił bez baczenia na konsekwencje.
Szop to wielki problem dla polskiej przyrody. Większy niż myśleliśmy
A są one poważne, bowiem szop zagraża całej faunie małych kręgowców w Polsce. Zjada małe ssaki, ptaki i ich jaja oraz pisklęta (potrafi plądrować gniazda nawet ptaków szponiastych), płazy, gady i wiele innych. Sieje spore spustoszenie, zwłaszcza tam, gdzie jest go najwięcej.
U nas to zwłaszcza zachodniej rubieże Polski, czyli Pomorze Zachodnie czy Lubuskie, w mniejszym stopniu Wielkopolska. Szop pracz jest jednak widywany w całym kraju, aż po Suwałki i Bieszczady.
Ile zatem jest szopów w Polsce? – Nie do policzenia, dziesiątki tysięcy – przyznaje prof. Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, który bada te ssaki. – Dziesiątki tysięcy, ale tylko w Lubuskiem – twierdzi Jacek Banaszek z Polskiego Związku Łowieckiego w Zielonej Górze.
Wielkie zagrożenie ze strony szopów. Glista szopia może przenieść się na człowieka
Wraz z szopami nadciąga zagrożenie nie tylko w postaci drapieżnictwa tych amerykańskich zwierząt, które potrafią chwytać i zjadać całą gamę polskich zwierząt. Szopy są także nosicielami wielu groźnych chorób. To zwierzęta podatne na wściekliznę, nosówkę, świerzb, toksoplazmozę. Na szczególną uwagę zasługuje jednak pasożyt Baylisascaris procyonis znany jako glista szopia.
Znamy go od lat dwudziestych, gdy opisał go amerykański biolog Harry Arnold Baylis (stąd nazwa łacińska), a słowo procyonis oznacza właśnie szopa. Pasożyt jest obleńcem, a szop pracz to jego żywiciel ostateczny.
W 1969 r. Paul C. Beaver badał zakażone pasożytem myszy i ustalił, że teoretycznie możliwe jest przeniesienie się go także na człowieka. Praktyka pokazała, że miał rację, gdyż w 1984 r. zgłoszono pierwszy taki przypadek w Stanach Zjednoczonych. Glista szopia wywołała u człowieka poważne konsekwencje zdrowotne.
Jak zaznaczają biologowie, zakażenie człowieka przez glistę szopią jest stosunkowo rzadkie, ale choroba wywołana przez tego pasożyta może być niezwykle niebezpieczna, do śmierci włącznie.
„Szop jest nosicielem pasożytów, z których największe zagrożenie stwarza glista Baylisascaris procyonis. Występuje ona u kur, bażantów, królików, psów. Pasożyt ten jest zagrożeniem także dla zwierząt utrzymywanych m. in. w polskich ogrodach zoologicznych” – potwierdził w analizie dla organów rządowych Uniwersytet Śląski.

Jaja glisty rozwijają się w wędrujące larwy, mogące przemieszczać się układem nerwowym, osadzać się w oczach lub narządach wewnętrznych. W przypadku zachorowania choroba jest nieuleczalna i może prowadzić do śmierci. Zdiagnozowane, udokumentowane występowanie choroby jest niezwykle rzadkie.
W Polsce dotychczas prewalencja (częstość występowania choroby) glisty szopiej u szopów wynosi 1,7 – 3,7 proc., jest więc niska, a zagrożeniem jest przede wszystkim kontakt z odchodami szopów – informują naukowcy.
Jaja glisty odkryto już m.in. w Kostrzynie nad Odrą i okolicach oraz w Parku Narodowym Ujście Warty. Warto przy tym pamiętać, że deszcze czy śniegi mogą wymywać pasożyta z miejsc, gdzie szopy tworzą latryny i przenosić go także w inne miejsca.
Ssaki te mają zwyczaj tworzenia wspólnych latryn, gdzie załatwiają się razem nawet zwierzęta na co dzień żyjące samotnie. „Nicień ten może się bardzo łatwo rozprzestrzeniać, ponieważ jeden osobnik szopa może wydalać dziennie z kałem ponad milion jego jaj. Szczególnie narażone na zarażenie są gryzonie i ptaki wróblowe, ponieważ korzystają one z latryn (skupisk odchodów) szopów jako źródła pożywienia” – czytamy w opracowaniu Uniwersytetu Śląskiego.
Zagrożenie ze strony tego pasożyta wynika głównie ze zdolności glisty do przebijania ścian jelit i przewodu pokarmowego i przedostawania się z krwią do innych narządów, zwłaszcza oczu i mózgu.
To może wywołać poważne konsekwencje neurologiczne. Nie zawsze jednak tak się dzieje, dlatego lekarze są zdania, że przypadków zakażenia glistą może być więcej, ale pozostają one niezdiagnozowane jako że nie wywołały objawów. Istniejące obecnie leki zabijają dorosłe obleńce, ale są mniej skuteczne w walce z wędrującymi po ciele larwami.