Pięcioletni Filip z Gubina (województwo lubuskie) podczas zabawy ze swoją starszą siostrą potknął się i uderzył brodą o stopień schodów. Wypadek spowodował, że dziecku wypadła żuchwa. Rodzice szybko wezwali pogotowie ratunkowe. Chłopiec został odebrany przez karetkę, a następnie przewieziony do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Grze. Rodzina dotarła do placówki po 40 minutach. Na miejscu rodziców Filipa czekało jednak spore zaskoczenie. Lekarze odmówili bowiem udzielenia pomocy dziecku – informuje Polsat News.

Zobacz wideo
Barbara Misiewicz-Jagielak: Gdy leki produkuje monopolista, częściej może ich brakować

Zielona Góra. Lekarze odmówili pomocy pięciolatkowi z urazem żuchwy

Chociaż chłopiec miał poważne problemy z oddychaniem, czterech lekarzy poinformowało rodziców, że nie podejmie się nastawienia żuchwy. Rodzina została następnie poinformowana, że dziecko powinno trafić do innej placówki oraz że będą musieli odwieźć go do niej sami.

Po kłótni i odczekaniu kolejnych 40 minut chłopiec został jednak ponownie przeniesiony do karetki, która odwiozła go do szpitala w Poznaniu przy ulicy Przybyszewskiego – kliniki oddalonej o 150 kilometrów. Lekarze na miejscu stwierdzili, że nastawienie żuchwy to rutynowa czynność oraz natychmiast pomogli chłopcu. Jak relacjonują rodzice Filipa, cała czynność zajęła nie więcej niż dwie minuty. Następnie pięciolatek został przewieziony do innego szpitala, gdzie zostały przeprowadzone dokładniejsze badania.

Rodzice domagają się wyciągnięcia konsekwencji. Rzeczniczka szpitala tłumaczy zachowanie lekarzy

Rodzice pięciolatka skierowali skargę do konsultanta wojewódzkiego do spraw medycyny ratunkowej, w której proszą, o wyciągniecie konsekwencji wobec lekarzy zielonogórskiego szpitala. Ten wysłał z kolei pismo do dyrekcji szpitala w Zielonej Górze. W środę (28 lutego) otrzymał odpowiedź, że na potrzeby wyjaśnienia sprawy powołana została specjalna komisja.

Zachowania pracowników szpitala broni jednak rzeczniczka szpitala, która wskazuje, że lekarze obecni na dyżurze nie mieli odpowiedniego doświadczenia oraz nie chcieli zaszkodzić pięciolatkowi. – Dziecko miało być zaopatrzone przez chirurgów dziecięcych. Ci lekarze, którzy byli na dyżurze byli w trakcie pilnych zabiegów operacyjnych. Nie czuli się też na siłach, ponieważ takie urazy u takich małych dzieci, chociaż wydają się urazami prostymi w obsłudze, to jednak nie każdy chirurg dziecięcy się tego podejmuje – przekazała.

Udział
Exit mobile version