– Putin naprawdę zaskoczył wiele osób. Najpierw miło się z nim rozmawia, a potem wieczorem wszystkich bombarduje – powiedział w niedzielę prezydent USA, przy okazji zapowiedzi zgody na zakup kolejnych baterii systemu przeciwlotniczego Patriot przez państwa UE na potrzeby Ukrainy. Według amerykańskich mediów (m.in. portal „Axiom”) to tylko wstęp do większej deklaracji dotyczącej wsparcia militarnego dla Ukraińców, która ma paść w poniedziałek. Jeśli rzeczywiście padnie i rzeczywiście będzie znacząca, to zwrot polityki Trumpa można z dużym prawdopodobieństwem złożyć na karb tego, co powiedział o „bombardowaniu wieczorem”.
Wzrost skali i koncentracja
Front pozostaje bowiem bardzo statyczny. Walki miejscami owszem są intensywne i Rosjanie posuwają się naprzód, ale wszystko dzieje się na bardzo małą skalę. Nie ma wielkich ofensyw, tysięcy czołgów pędzących po stepie. Są kilkuosobowe grupki żołnierzy próbujące unikać śmierci od dronów. Nie jest to coś, co przyciągnie uwagę osoby mało interesującej się tym konfliktem, a Trump taką jest. Zmasowane ataki powietrzne na miasta nocą, łuny pożarów, słupy dymu, dzieci zabite w łóżkach i tłumy spędzające noce w schronach? To już coś innego. I tego Putin dostarcza w coraz większej skali, niezależnie od swoich regularnych rozmów telefonicznych z Trumpem, w których ma mu deklarować chęć życia w pokoju.
To mapy pokazujące przybliżone trasy lotów rosyjskich dronów i rakiet, przygotowywane przez ukraińską grupę „Monitor” zajmującą się śledzeniem aktywności sił powietrznych Rosji. Dodatkowo ukraińskie siły powietrzne codziennie dostarczają ogólnych informacji o liczbie użytej przez Rosjan broń w atakach w danej dobie. Ostatnimi nocami było to odpowiednio 140, 60, 623, 79, 415, 741 i 58. Czyli 2138 w ciągu tygodnia. Na grafikach ukraińskiego wojska jest też informacja o rosyjskich obiektach przechwyconych. Skuteczność nigdy nie jest całkowita. Wręcz przeciwnie. Nawet najsilniejsza obrona stołecznego Kijowa regularnie jest przeciążana i rosyjskie rakiety oraz drony docierają do celów. Nie wspominając o mniejszych miastach, jak na przykład ciężko zaatakowany w ostatnim tygodniu Łuck na zachodzie Ukrainy.
Cele Rosjan można odgadywać
To podstawowy problem Ukraińców. Rosyjska produkcja dronów i rakiet urosła do takich rozmiarów, że umożliwia naprawdę masowe ataki nawet kilka razy w tygodniu. Rok temu bywało wiele dni pod rząd bez żadnego większego uderzenia, a jak działo się coś dużego, to oznaczało po kilkadziesiąt obiektów, może około stu. W dzisiejszych realiach to względnie spokojna noc. Pomiędzy jesienią 2022 i 23 roku Rosjanie wystrzelili nad Ukrainę około 2 tysięcy dronów typu Shahed. Teraz tylko w czerwcu poleciało ich 5337. Towarzyszy im przy tym prawie drugie tyle różnych jeszcze prostszych wabików, mających dezorientować Ukraińców, oraz po kilka klasycznych rakiet balistycznych i manewrujących, których dotarcie do celu jest skoordynowane z nadleceniem fali bezzałogowców. Tak, aby przytłoczyć ukraińską obronę i zwiększyć szansę na jej przełamanie.
Znaczącą zmianą w nalotach Rosjan jest też ich wyraźna koncentracja. Przez lata nocne ataki były rozproszone. Kilka rakiet i dronów tu, kilka dronów tam i tam. Można przypuszczać, że Rosjanie starali się rozpraszać uwagę ukraińskiego systemu obrony przestrzeni powietrznej i oddziaływać terrorystycznie na jak największą część Ukrainy. Teraz się to zmieniło, co widać po wcześniej zamieszczonych mapkach ostatnich ataków. Każdej nocy ewidentnie wybierane są 1-2 miasta, które są głównymi celami. To na nie leci zdecydowana większość użytej broni. Prowadzi to do wspomnianego przeciążania lokalnej obrony, ale też podnosi szanse zniszczenia tego, co jest głównym celem operacji.
Nie jest bowiem tak, że Rosjanie na odlew celują w miasta, a ich drony i rakiety spadają głównie na bloki w ramach czysto terrorystycznych nalotów. Na przykład zaatakowany w noc z 8 na 9 lipca, a potem jeszcze 11 na 12 lipca Łuck ma zachodzie Ukrainy, który dotychczas był celem raczej sporadycznie. Wszystko wskazuje na to, że celem Rosjan było znajdujące się tam lotnisko wojskowe i położone obok tereny przemysłowe, zwłaszcza duże zakłady remontu silników lotniczych. Przed wojną były one głównym centrum obsługi napędu maszyn Su-24, Su-27 i MiG-29, czyli właściwie wszystkich istotnych samolotów ukraińskiego lotnictwa. Efekt ataku nie jest znany, ale dane z amerykańskich satelitów wykrywających pożary wskazują, że na terenie lotniska i zakładów było ich po atakach dużo. Ukraińcy oczywiście detali nie zdradzają, bo tylko by pomogli Rosjanom w ocenie skuteczności uderzenia. Pokazano tylko tradycyjnie gaszenie pożarów w małych cywilnych zakładach i magazynach rozrzuconych wszędzie wokół obu celów wojskowych. Nie poinformowano o żadnych ofiarach śmiertelnych wśród ludności cywilnej, choć na pewno zniszczony został jeden dom cywilny w pobliżu lotniska. Byłoby dziwne, gdyby łuckie zakłady nie zostały rozproszone już na początku wojny, po tym jak zostały zaatakowane w jej pierwszych dniach. Musiały jednak najwyraźniej reprezentować w ocenie Rosjan jakąś wartość, skoro skupiono na nich tak znaczną ilość dronów oraz rakiet.
W nocy z 11 na 12 lipca celem był też Lwów. Kilka rakiet i większa ilość dronów trafiła tam w centrum miasta, blisko głównej stacji kolejowej. Dane z satelitów FIRMS wskazywały potem znaczny pożar umiejscowiony tam, gdzie znajdują się zakłady produkcji maszynowej „Elektron”, ewentualnie skraj dużych zakładów napraw taboru kolejowego. Pomiędzy nimi znajdują się cywilne bloki mieszkalne. Po ataku na Lwów pożar wykryto też w położonych przy lotnisku lotniczych zakładach remontowych, specjalizujących się w obsłudze maszyn MiG-29. Te też były już atakowane, w tym w pierwszych godzinach wojny. Ponownie nie wiadomo nic konkretnego na temat efektów najnowszych uderzeń. Nie poinformowano o żadnych ofiarach śmiertelnych, choć ewidentnie zniszczony został przynajmniej jeden mały dom cywilny, co uwieczniono na zdjęciach.
Efekty dodatkowe
Głównym celem zmasowanych rosyjskich nalotów wydają się więc być obiekty w jakiś sposób związane z ukraińskim wysiłkiem wojennym. Nie zmienia to jednak faktu, że regularnie trafiane są też obiekty cywilne. Rosyjska broń, a zwłaszcza proste drony w rodzaju rosyjskich wersji uderzeniowych „Szahedów”, nie jest szczególnie celna. Dowodów na trafianie przez nie zwykłych budynków mieszkaniowych nie brakuje. Choćby z 16 na 17 czerwca w Kijowie trafione zostały przynajmniej dwa bloki, doprowadzając do częściowego zawalenia się jednego z nich. W całym mieście tej nocy zginęło 30 osób, a około setki zostało rannych. Rosyjskiemu przywództwu najpewniej takie wydarzenia nie przeszkadzają, bo nawet jeśli nie były zaplanowane, to stanowią element terroryzowania ukraińskiego społeczeństwa. Noce spędzone w schronach i ciągłe życie w strachu w sposób nieunikniony przekładają się na zmęczenie wojną i wolę oporu.
Sam fakt przeprowadzania coraz silniejszych nalotów, ich nagrania i zdjęcia, oraz dowody na trafienia w obiekty cywilne, mają jednak też oddźwięk poza Ukrainą. Bombardowanie ukraińskich miast jest czymś, co regularnie pojawia się w wypowiedziach Trumpa i wyraźnie jest jednym z aspektów wojny, który do niego przemawia. Choćby pod koniec maja mówił o tym, że Putin „zupełnie bez powodu” atakuje ukraińskie miasta i „niepotrzebnie zabija wiele ludzi”, co określił jako dowodem na to, że rosyjski przywódca „zwariował”. Pod koniec czerwca na szczycie NATO w Hadze wydawał się nietypowo dla siebie emocjonalnie poruszony, kiedy ukraińska dziennikarka zapytała go o rakiety do obrony miast w jej kraju. Nie poszły za tym na razie żadne istotne konkrety. Trump działa jednak na poziomie intuicji i emocji, więc może powtarzające się relacje z nalotów w jakiś sposób wpłyną na zmianę jego polityki.
Gdyby tak się stało, to ocena skuteczności rosyjskiej kampanii nalotów mogłaby się zmienić. Na razie jest to jednak jeden z bardziej udanych aspektów rosyjskiej inwazji. Od początkowego fiaska klasycznego wywalczenia kontroli nad przestrzenią powietrzną Ukrainy, po aktualne przytłaczanie Ukraińców masą dronów i rakiet. Nie doprowadzi to do natychmiastowego zawalenia się frontu, ale na pewno osłabia ukraińską wolę walki i potencjał do jej prowadzenia poprzez liczne uderzenia na zaplecze.