W poprzednim sezonie w Tauron Lidze triumfował zespół DevelopResu Rzeszów. Drużyna, którą po wielu latach nieudanych finałowych prób, zasłużenie dopięła swego. Co ciekawe, skład podium uzupełniły dwie łódzkie drużyny – srebrny ŁKS Commercecon oraz brązowi PGE Grot Budowlani.
Z leżącego nieopodal Łodzi Tomaszowa Mazowieckiego wywodzi się za to Martyna Łazowska. Rozgrywająca, która w Tauron Lidze debiutowała właśnie w barwach Grot Budowlanych. Po trzech latach spędzonych w Łodzi, gdzie miała okazję sięgać m.in. po brązowy medal MP (2023), funkcjonować w Lidze Mistrzyń, czy wreszcie znaleźć się w gronie seniorskiej reprezentacji Polski, siatkarka przeniosła się do Wrocławia.
Łazowska rozpoczyna swój drugi sezon w barwach #VolleyWrocław. W roli nowej pani kapitan, mając 23 lata i nadal uchodząc za jedną z ciekawszych polskich rozgrywających w gronie Tauron Ligi. Wydaje się, że to jest czas, w którym sama zawodniczka ma świadomość, jak istotny jest sezon, który rozpoczyna.
Zarówno pod względem pełnionej w drużynie roli, jak i rozwoju własnej kariery.
W rozmowie dla „Wprost” Łazowska opowiedziała jednak nie tylko o tym, co może się wydarzyć w ligowej kampanii 2025/26. Była bowiem okazja, żeby porozmawiać nie tylko o tym, co na boisku, czy podczas walki na siatce. Ale też o tym, co dużo ważniejsze.
Rozmowa z Martyną Łazowską, siatkarką #VolleyWrocław i byłą reprezentantką Polski
Maciej Piasecki (Wprost.pl): Wiem, że nie powinienem wypominać wieku, ale masz 23 lata i to jest fakt. A wspominam o tym, bo jesteś jedną z najbardziej doświadczonych siatkarek w drużynie z Wrocławia. Zaskakująca perspektywa?
Martyna Łazowska (rozgrywająca #VolleyWrocław): Nie czuję się tak, jakbym była niewiadomo jak doświadczona. Doświadczoną zawodniczką w roli pani kapitan była Jelena Blagojević.
Choć zgadzam się, że porównując moją obecność w Tauron Lidze do innych dziewczyn z drużyny, to rzeczywiście jestem troszeczkę bardziej doświadczona pod tym względem. Czasami staram się im pomóc, coś podpowiedzieć, żeby było okej. Ale w swojej głowie nie mam takiego przekonania, że wiem już wszystko, a moje doświadczenie jest już wielkie. Do miana doświadczonej zawodniczki na pewno jeszcze trochę mi brakuje.
Brak wspomnianego doświadczenia w Tauron Lidze większości dziewczyn, które tworzą nowy zespół we Wrocławiu, to może być obroń obusieczna? W trudnych momentach zadziała na plus bądź minus?
Nie mam takich obaw. Myślę, że z meczu na mecz będziemy coraz pewniejsze swojego grania. To otwierające spotkanie zapowiada się na ekscytujące. Jest presja na tą wygraną i dobre wejście w sezon. Zwycięstwo akurat w tym meczu będzie istotne. Fajny początek jest zawsze mile widziany. Jak dziewczyny załapią ten rytm meczowym, zobaczą, jak ta cała otoczka Tauron Ligi wygląda, to myślę, że będzie już w zupełności okej.
Koszmary z poprzedniego sezonu w klubie, na chwilę do nich wróćmy. Ale już nie grzebiąc w finansowo-organizacyjnych szczegółach, ale z prostym pytaniem: Czy przeżyłaś kiedyś bardziej wymagający sezon, pytam o kwestie mentalne?
Czy kiedyś przeżyłam taki rok? Nie.
Ale też nie chcę się zagłębiać w to, co było. Nie lubię wracać do rzeczy z przeszłości. Faktem jest, że nie był to najłatwiejszy rok mojego życia.
A najtrudniejszy?
Myślę, że tak.
Pojawia się pytanie, dlaczego zatem nadal jesteś we Wrocławiu? Jako jedyna zostałaś w klubie na kolejny sezon. Chęci, a może obowiązująca, dłuższa umowa?
To nie kwestia umowy, to mogę zaznaczyć. Prezes Jacek Grabowski wraz z Krystianem Janiszem przedstawili mi zamysł, jak ma wyglądać drużyna w nowym sezonie. Jak chcieliby, żeby to wyglądało. To brzmiało dobrze, więc zdecydowałam się na pozostanie we Wrocławiu. Wtedy wydawało mi się, że to będzie fajny pomysł i z tego, co poznałam dziewczyny, jak grają, jak starają się na treningach, to faktycznie dotrzymali słowa.
Co sama sobie zakładasz na ten sezon?
Chciałabym zagrać cały sezon na solidnym poziomie we Wrocławiu. Dodatkowo zostałam kapitanem drużyny, to też jest duża rola dla mnie. Wiąże się to z dużą odpowiedzialnością. Chcę pomagać dziewczynom, jeśli tylko będą miały jakiś problem. Nie chcę też jakichś nieporozumień w drużynie. Jak coś złego będzie się działo, żeby od razu to wyjaśniać. Chcę też, żeby dziewczyny mi ufały. To takie podstawowe role kapitana i chciałabym się nad nimi skupić, oczywiście oprócz kwestii samej gry.
Po prostu nie chcę, żeby to tak wyglądało, że mam belkę pod numerem i właściwie tylko tyle, jeśli chodzi o moje kapitańskie obowiązki. Zobaczymy, jak to pójdzie, bo pierwszy raz w karierze spełniam taką rolę. Będę się na pewno starać.
Masz też „prawą rękę”, czyli wicekapitan Barbarę Ðapić.
To prawda. Myślę, że dobrze się z Barbarą dogadujemy. Wiadomo, to też nie jest tak, że każdą sprawę musimy razem przedyskutowywać. Jak się pojawiają jakieś błahe kwestie, to możemy to w pojedynkę załatwiać. Dużo sobie jednak pomagamy.
Co istotne, drużyna ma jakiś cel, potencjał do realizacji swoich założeń. Więc ważne jest, żeby wszystko dobrze funkcjonowało między nami. A jeśli np. ja na coś nie wpadnę, co akurat będzie potrzebne, to Barbara z pewnością mnie uzupełni i taki duet może okazać się dobrym strzałem dla codzienności zespołu.
W sporej grupie zagraniczne towarzystwo w zespole sprawia, że pomagasz w poznawaniu polskich realiów, samego Wrocławia?
Na pewno musiałam wspomnieć, żeby wcześniej… wyjeżdżać na treningi i mecze, bo w godzinach szczytu korki we Wrocławiu są bardzo solidne (śmiech). Raz była taka sytuacja, że dziewczyny prawie nie zdążyły na czas, bo źle sobie to obliczyły. Na mapie w aplikacji inaczej pokazywało, a one ostatecznie jechały dwa razy dłużej. Więc tego się dosyć szybko, na swoim doświadczeniu, nauczyły.
Z pewnością mogę im podpowiedzieć w kontekście fajnych miejsc, gdzie można we Wrocławiu smacznie zjeść. Trochę poznałam, trochę przez rok pojadłam, więc jestem gotowa do takich gastronomicznych podpowiedzi (śmiech).
Kiedy wpisywałem „Martyna Łazowska” w znanej wyszukiwarce internetowej na literę „G”, najczęściej mogłem poczytać o hasłach pokroju: Jedna z najbardziej utalentowanych rozgrywających w Polsce. Byłaś również w reprezentacji Polski seniorek, czy to u Jacka Nawrockiego, czy w gronie zainteresowania Stefano Lavariniego. Jak całościowo na to spoglądasz tu i teraz, myślisz czasem o tym?
Hm. Czy o tym myślę? Tak, myślę o tym. Od najmłodszych lat byłam zaangażowana w życie reprezentacji Polski. Posmakowałam gry w biało-czerwonych barwach, wiem, jak to wygląda i wiadomo, że chciałoby się tam wrócić. To nie są dla mnie rzeczy nie do osiągnięcia. Trzeba jednak wziąć się do roboty i pracować, grać jak najlepiej i nad tym przede wszystkim staram się teraz skupić. Dodatkowo chcę rozwijać się pod kątem mentalnym, równolegle z kolejnym krokami w rozwoju siatkarskim.
Jeżeli komuś spodoba się moja gra i znajdę się ponownie w gronie reprezentantek Polski, to będzie mi bardzo miło, ale całościowo ten temat jest z tyłu mojej głowy. Gdybym jednak codziennie myślała, rozważała, ubolewała nad tym, że byłam w kadrze, a teraz mnie nie ma, to bardziej bym się blokowała niż rozwijała.
Jak ma wrócić w moim życiu temat reprezentacji Polski, to wróci.
A ten status „młodej-zdolnej” czy „jednego z większego talentów na rozegraniu w kraju”, to zwyczajnie ciąży? Czy wręcz przeciwnie?
Zacznijmy od tego, że jestem zwolenniczką tego, żeby nie pompować balonika, jeśli na horyzoncie pojawi się jakiś talent w naszej siatkówce. Czasem warto trzymać język za zębami. Nie chcę tego źle określić, bo każda historia jest inna. Fajnie, że te młode dziewczyny są doceniane, fajnie też, że ja byłam doceniona na tak wczesnym etapie.
Pozwolę sobie wejść w słowo. Spotkałem się z taka opinią, że trener Nawrocki tak szybkim powołaniem do reprezentacji, nie pomógł w twojej karierze. To nie była jakaś krzywda?
Nie, nie uważam tak, żeby wówczas stała mi się jakaś krzywda. Tamta kadra nie była reprezentacją na pełen etat. Zaczynałam wtedy m.in. z Martyną Czyrniańską i Karoliną Drużkowską. Ostatecznie na dłużej z drużyną została chyba tylko Martyna z naszej trójki.
To był jednak zespół grający w Lidze Narodów, a te rozgrywki, to często jest testowanie nowych rozwiązań. Uważam, że nie byłam wtedy kandydatką do włączenia mnie w skład kadry na imprezę docelową. Sama byłabym zdziwiona, gdyby trener Nawrocki pozostawił mnie w reprezentacji, miałam za małe doświadczenie do takiego dużego kroku.
Obejrzałem twój występ w „Prawdzie Siatki” sprzed czterech lat. Joanna Kaczor zapytała m.in. o sposób, w jaki chcesz dyrygować swoimi drużynami, jako rozgrywająca. Wtedy zadeklarowałaś, że lubisz mieć „rozegrane środkowe”, bo na tym fundamencie można kreować grę w trakcie spotkania. Podtrzymujesz?
Dalej się tego trzymam. Mając dobre środkowe, będące w grze, można naprawdę fajnie zadziałać na korzyść całej drużyny. Budowanie środkowych w trakcie meczu to spore ułatwienie dla skrzydłowych. To zrozumiałe i nic tu nowego nie wymyślam. Lubię korzystać ze środka, można umiejętnie wykorzystać ten atut.
Wspominaliśmy Martynę Czyrniańską, kroczyłyście podobną ścieżką przez kilka ładnych lat. Już wtedy „Czyrna” zapowiadała się na takie duże granie?
Zdecydowanie.
„Czyrna” choćby pod względem charakteru jest bardzo fajną osobą. A siatkarsko faktycznie to, jak prezentowała się na swoim początku grania, zwiastowało, że ona pójdzie dobrymi torami. Moim zdaniem, jeśli ten rozwój nadal będzie tak wyglądał, jak obecnie, to ma papiery na bycie liderką reprezentacji Polski.
Pochodzisz z Tomaszowa Mazowieckiego. Grała tam również Julita Piasecka, aktualna reprezentantka Polski. Co takiego szczególnego jest akurat w tym mieście, że pojawiło się kilka utalentowanych dziewczyn?
Uważam, że przede wszystkim trener Krzysztof Filipowicz. Moim zdaniem ten człowiek włożył serce w MUKS Dargfil Tomaszów Mazowiecki.
To jest ten człowiek, który przemianował cię z ataku i przyjęcia na rozegranie?
Tak, to jest ta słynna postać (śmiech).
Historia ze zmianą pozycji była taka, że wylądowałam w klasie sportowej w szkole podstawowej. Żona pana Krzysztofa trenowała najmłodsze roczniki i ja z automatu, skoro wszyscy atakowali prawą ręką, też tak robiłam. I któregoś razu na treningu pojawił się trener Filipowicz. Wydaje mi się, że dostrzegł, że pisałam akurat coś lewą ręką. Zapytał mnie, czy jestem leworęczna. Ja potwierdziłam. No i się zaczęło (śmiech).
Jak tylko coś dotknęłam prawą ręką, to od razu jakieś przysiady za karę, szybko się nauczyłam korzystać z lewej. Ostatecznie dzisiaj jestem oburęczna.
Wracając do trenera Filipowicza, sposób, w jaki do nas podchodził, jak nas trenował, to był klucz do sukcesu. W Tomaszowie ja szłam na trening z zadowoleniem i nikt mnie do tego nie musiał zmuszać. Szłam do hali, bo było mi tam dobrze. A trener Filipowicz miał po prostu zdrowe podejście i wyszkolił wiele fajnych dziewczyn, łącznie ze mną. To człowiek, który poświęcał całego siebie dla klubu. Zdarzało się, że wykładał ze swoich pieniędzy na jakieś wyjazdy, żebyśmy mogły robić postępy, odpowiednio się rozwijać.
Zaangażowanie przynosiło jednak efekty, bo regularnie grałyśmy o najwyższe cele nie tylko w województwie, ale w mistrzostwach Polski.
W 2018 roku zdobyłyście nawet srebro MP w kadetkach.
Tak było. I co najbardziej niesamowite, my często mierzyłyśmy się z drużynami, w których był mocno rozbudowany sztab szkoleniowy, mnóstwo ludzi. A my przyjeżdżałyśmy tylko z trenerem Filipowiczem i on był w stanie sam wszystko ogarnąć.
Życie zawodowej siatkarki, to jest łatwe życie?
Ciekawe pytanie. Wiesz, że nie wiem do końca, jak na nie odpowiedzieć?
Najlepiej odpowiedz szczerze!
Tak, po prostu tu jest kilka różnych kwestii.
Pod względem prywatnym jest to dosyć trudne. Okres świąteczny, ktoś ma jakieś urodziny, wesele, ważne święto. A ty masz trening i nie możesz iść. Życie „normalnego dorosłego człowieka”, zaplanowane jest od poniedziałku do piątku i weekend wolny. A w sporcie niestety tak nie ma. Dodatkowo nie zawsze partner czy partnerka są blisko, rodzina również. To z pewnością ta trudna część codzienności.
A pod względem stricte sportowym, zarobkowym, to jest fajny sposób na życie. Wiadomo, że robisz to, co kochasz. A jak jeszcze możesz dzięki temu fajnie funkcjonować, pozwiedzać kraj bądź wyjechać na jakieś zagraniczne wyprawy, to tym bardziej super. Dodatkowo mając fajnych ludzi dookoła siebie w klubie, nawet jeśli jest się daleko od domu czy bliskich, to jest to choć trochę łatwiejsze funkcjonowanie.
Poza treningami, meczami i innymi aktywnościami wynikającymi z bycia siatkarką, interesujesz się siatkówką, czy zupełnie odcinasz od tego, co robisz zawodowo?
Lubię oglądać siatkówkę.
Bardziej męską czy żeńską?
Wydaje mi się, że po równo. Reprezentacyjnie na pewno oglądam obie, mężczyzn i kobiet, jak tylko jest okazja. Klubowe rozgrywki, tutaj bardziej Tauron Liga, z wiadomych względów. PlusLiga? Jeśli jest jakiś ciekawszy mecz, to chętnie.
A swoje mecze oglądasz?
Oglądam.
Nie wyczułem specjalnego zachwytu.
Nie lubię mówić o sobie i o swojej grze. Jestem krytyczna wobec siebie. Wiem, że nie powinno tak być, ale nawet jeśli ktoś powie, że coś dobrze zrobiłam, to ja potrafię dopatrzeć się jednak czegoś, co mogłabym zrobić lepiej.
To wynika z mojego podejścia, chciałbym każdego dnia coś dokładać, być lepszą. Staram się to robić i mam nadzieję, że będzie dobrze.
Trener Wojciech Kurczyński. Jak się układa wasza współpraca?
Podoba mi się to, jak pracuje. Dużo widzi, stara się przekazać sporą dawkę informacji. Służy podpowiedzią, żebyś wiedziała, na czym możesz bazować, co poprawiać. Minęły dwa miesiące naszej współpracy i widzę, że to też stabilny trener, mówiąc o emocjach.
Cenne jest dodatkowo to, że potrafimy dojść do konkluzji, jeśli np. w różny sposób spoglądamy na daną akcję, zagranie. Możemy się nawet przekonać do czegoś, co jest lepsze dla drużyny. To też duża wartość. Nazwałabym to otwartością na zdanie drugiej osoby. Choć to on jest trenerem, o czym dobrze wszystkie wiemy.
Rozmawiając z trenerem #VolleyWrocław na początku okresu przygotowawczego. Przyznał, oceniając twoją grę, że potrafisz podnieść jakość swoich przyjmujących w grze. Co ty na to?
Bardzo cieszy mnie taka opinia. Koniec końców ja tylko podaję dziewczynom piłkę. Staram się, żeby to było jak najwygodniejsze. Praktycznie co zagranie dopytuję, czy było dobrze, czy niekoniecznie, co uważają, jak coś poprawić, szerzej, niżej, węziej. Skupiam się nad tym, żeby być jak najlepsza. Raczej nie jestem taką rozgrywającą, która coś tam zagra i koleżanka ma sobie radzić. To nie ze mną.
Całościowo o to w tym wszystkim chodzi. Żeby każda z nas była coraz lepsza, żeby sobie pomagać na boisku. Ja sama meczu nie wygram.
Wrocław ma piękne tradycje pod względem rozgrywających, spoglądając na kilka nazwisk z XXI wieku. Na szerokie wody wypłynęła tu Joanna Wołosz, grały też takie postaci, jak Frauke Dirickx czy Maja Ognjenović. Czuć magię tej pozycji w klubie?
Tak, znam tę przeszłość, kto tu kiedyś grał. Ale nie miejsce, a trener jest w tym wypadku kluczowy, patrząc na możliwości do rozwoju. I to nie tylko rozgrywających. Wrocław to jest bardzo dobre miejsce dla siatkarek, które chcą się rozwijać.
Dbanie o kreatywność, o rozwój nie tylko w okresie przygotowawczym, to wszystko ma znaczenie. Dlatego też jeśli ktoś chce się rozwijać, dodatkowo stawiać sobie coraz wyższe cele, to tu może to robić. Wrocław jest jak najbardziej odpowiednim kierunkiem.
Wspominałaś o męskiej reprezentacji i że oglądasz jej mecze. Brązowy medal MŚ na Filipinach został przez niektórych uznany za porażkę. Do niezłego absurdu doszliśmy, co?
Dokładnie. Przepraszam cię, ale o czym my w ogóle rozmawiamy?
Dziewczyny, jeśli mowa o reprezentacji Polski, marzą o takim medalu. I jeśli Polki stanęłyby na podium mistrzostw świata, to zapewne zalałyby się łzami szczęścia. A jeśli mężczyźni zgarniają brązowe medale i dostają za to hejt w internecie, to przepraszam, ale ja po prostu nie wiem, co mam powiedzieć.
To jest naprawdę duży sukces. Jeśli Włosi akurat tego dnia w półfinale byli lepsi, a mówimy o świetnej drużynie, to takie rzeczy w sporcie się zdarzają. Jako sportowiec, gdybym osiągnęła tyle, co polscy siatkarze, to pewnie też na końcu miałabym jakiś lekki niesmak, czy niedosyt. Ale siatkarze siatkarzami, a kibice są raczej od kibicowania. I wspierania, a nie wysyłania hejtu za trzecie miejsce na MŚ. Niektórzy dwoją się i troją, żeby coś takiego osiągnąć.
Dla mnie ten hejt na siatkarzy jest żenujący.
Jaki chciałabyś, żeby był #VolleyWrocław w sezonie 2025/26?
Chciałabym, żebyśmy były drużyną, która ma w sobie niezmienny zapał. Żeby te najmocniejsze zespoły w Tauron Lidze przez graniem z nami wiedziały, że muszą wystawić najmocniejszy skład, bo możemy zaskoczyć. Zagrać solidną, swoją siatkówkę, dającą szanse na fajny wynik.
Chcę, żebyśmy były walecznym zespołem, który się nie poddaje.