W Wielkiej Brytanii, we Francji i Nowej Zelandii strome wybrzeża stopniowo odsłaniają swój niechlubny ładunek. To pozostałości po starych wysypiskach śmieci, często nieudokumentowanych, często toksycznych. Fale wymywają z klifów fragmenty baterii, odpady medyczne, azbest, a nawet odpady przemysłowe zawierające cyjanki i fluorki.
„To nie jest tak, że już mamy do czynienia z masowym wyciekiem toksycznych odpadów z przybrzeżnych wysypisk. Ale jeśli nic nie zrobimy, to tylko kwestia czasu” – mówi dr Andrew Russell z Queen Mary University of London. Jego zespół zidentyfikował ponad tysiąc dawnych nadbrzeżnych wysypisk w samej tylko Wielkiej Brytanii, które są zagrożone erozją w wyniku wzrostu poziomu morza.
Proces ten będzie trwał przez kolejne stulecia, nawet jeśli światowi liderzy dotrzymają deklaracji o osiągnięciu neutralności węglowej. A że wiele składowisk znajduje się na wybrzeżach zbudowanych z luźnych osadów, ich rozpad to tylko kwestia czasu.
Jak podkreślają badacze z projektu RACC (Resilience of Anthropogenic Coasts and Communities), problem wykracza daleko poza kwestie środowiskowe. W ich analizie to tzw. „wicked problem” – trudny do rozwiązania, ponieważ obejmuje powiązane wyzwania prawne, polityczne, ekonomiczne i społeczne. W wielu krajach polityka ochrony wybrzeża i gospodarki odpadami to odrębne dziedziny, zarządzane przez różne instytucje. To utrudnia jakiekolwiek skoordynowane działania.
W przypadku dawnych wysypisk z odpadami budowlanymi zagrożenie jest głównie estetyczne. Ale tam, gdzie znajdują się odpady toksyczne, jedynym skutecznym rozwiązaniem może być ich całkowite usunięcie lub szczelne zabetonowanie. Tymczasem – jak przyznaje Russell – brytyjskie agencje rządowe „nie palą się” do zajęcia stanowiska. „Są przeciążone, a ten problem to puszka Pandory” – mówi naukowiec.
W Nowej Zelandii sytuacja wygląda podobnie. Przy zakładzie przetopu aluminium Tiwai Point od dekady postępuje erozja pasa plaży chroniącego składowisko zawierające 180 tys. ton odpadów przemysłowych. „Od 2010 roku linia brzegowa przesunęła się tu o 30-40 metrów” – ostrzega dr Murray Ford z Uniwersytetu w Auckland.
Erozja przyspiesza, decyzje zwlekają
Władze nowozelandzkie otrzymały już ostrzeżenia: jeśli morze dotrze do płyty betonowej osłaniającej toksyczne odpady z Tiwai, może dojść do katastrofy ekologicznej. Odpady zawierają m.in. zużyte wyściółki ogniw elektrolitycznych bogate w cyjanki i fluorki. Firma Rio Tinto, właściciel zakładu, deklaruje zamiar ich usunięcia, ale nie podaje konkretów.
Inna część zakładu – wysypisko zakopanych odpadów przy zachodnim krańcu plaży – uznane zostało przez firmę Aurecon za skrajnie ryzykowne. Ich raport wskazuje, że jedynym bezpiecznym rozwiązaniem jest całkowite usunięcie odpadów. Alternatywą są kosztowne, trzykilometrowe wały ochronne, które i tak nie zabezpieczą przed przenikaniem wody morskiej do gruntu.
„To nie jest odosobniony przypadek. Takie sytuacje mamy na całym wybrzeżu” – mówi Ford. „Możemy próbować je inżynieryjnie chronić, ale często najlepszym rozwiązaniem jest kontrolowane wycofanie się z zagrożonych terenów”.

Zagrożenie dla ludzi i przyrody
Niepewność wokół starych wysypisk wzbudza niepokój lokalnych społeczności. W Tiwai temat zyskał międzynarodowy rozgłos dzięki protestom zorganizowanym w Londynie, podczas których aktywiści nieśli flagę z nazwą zakładu. Ariana Sutton, reprezentantka grupy Murihiku Regeneration, podkreśla, że nie chodzi tylko o środowisko. „Ludzie mają prawo wiedzieć, gdzie jest bezpiecznie, jaki wpływ ma to na owoce morza”.
Podobne obawy wyrażają mieszkańcy brytyjskich nadbrzeżnych miejscowości. Badania ujawniają przypadki, w których z klifów wypłukiwane są zużyte baterie, odpady szpitalne, a nawet fragmenty rur azbestowych. „W latach 60. czy 70. nikt nie dokumentował zawartości składowisk. Po prostu wywożono śmieci barką, zakopywano i zapominano” – mówi Russell.
Dziś, w dobie przyspieszającej erozji, te „zapomniane” składowiska wracają jako zagrożenie – nie tylko dla zdrowia ludzi, ale też dla morskich ekosystemów. Szczególnie niepokoi fakt, że w wielu przypadkach nikt nie wie dokładnie, co znajduje się pod powierzchnią.

Zgodnie z najnowszymi prognozami, poziom morza będzie się podnosił jeszcze przez setki lat, nawet przy założeniu osiągnięcia zerowej emisji netto. Oznacza to, że coraz więcej starych wysypisk znajdzie się pod wpływem fal. Zidentyfikowanie, zmapowanie i ocena ryzyka związanych z nimi lokalizacji to dziś jedno z kluczowych wyzwań.
Problem wymaga jednak koordynacji między różnymi sektorami administracji – od gospodarki odpadami po zarządzanie ryzykiem powodziowym. Zdaniem zespołu RACC konieczne jest stworzenie spójnych polityk łączących te obszary oraz systematyczne monitorowanie zagrożonych lokalizacji. Tylko wtedy można podjąć świadome decyzje – czy zabezpieczać, czy usuwać, czy się wycofać.
Niezbędna jest też większa przejrzystość i informowanie społeczności lokalnych o potencjalnym ryzyku. Jak mówi Sutton: „To powinno być zrobione dawno temu. Społeczność ma prawo wiedzieć, co dzieje się z ich plażami i wodą”.