Zagraniczne ekspertyzy: Badania prowadzili eksperci z Wielkiej Brytanii, Włoch i Irlandii. Brytyjscy i włoscy specjaliści wykryli ślady materiałów wybuchowych na przedmiotach z rozbitego samolotu, ale w tak małych ilościach, że nie można ich wiązać z wybuchem. Irlandzcy eksperci nie wykryli takich śladów. Obecność materiałów wybuchowych mogła być więc spowodowana zanieczyszczeniem samolotu lub jego wraku. Eksperci nie znaleźli też śladu materiałów wybuchowych na ciałach ofiar katastrofy. Włosi wykryli je za to w próbce gleby z miejsca wypadku. Ich zdaniem to dowód na „potencjalnie rozległe, wysokie zanieczyszczenie tego terenu” – informuje „Gazeta Wyborcza”.
Detektory zespołu: „GW” przypomina, że w 2012 roku do Smoleńska pojechał zespół składający się z prokuratora i ekspertów od materiałów wybuchowych. Miał on przenośne detektory takich materiałów. Detektory wykazały ich obecność, ale „wskazanie żadnego z tych urządzeń nie jest dowodem na to, że znaleziono konkretny materiał wybuchowy„. Jednemu z nich Centrum Certyfikacji Jakości WAT odmówiło nawet wydania certyfikatu. Wcześniej, w 2011 roku, rządowa komisja Jerzego Millera wykluczyła wybuch w samolocie.
Śledztwo ws. Smoleńska: Do dziś trwa śledztwo ws. katastrofy. Śledczy ustalają, czy w Smoleńsku doszło do popełnienia przestępstwa. Badają oni trzy wersje wydarzeń: błąd człowieka, usterkę techniczną samolotu i zamach. Do 2016 roku prowadziła śledztwo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, następnie przejął je Zespół Śledczy nr 1, który został utworzony przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. To właśnie ten zespół zlecił przeprowadzenie ekspertyz zagranicznym biegłym – podaje „Gazeta Wyborcza”.
Czytaj także: MON zmiażdżył podkomisję smoleńską Macierewicza. Mamy raport
Źródła: „Gazeta Wyborcza”, IAR