– Czy pójdę głosować? Oczywiście. W końcu to obowiązek każdego Polaka – mówi Anna. – Na kogo? Oczywiście, że na Nawrockiego – mówi Anna. – On stoi blisko Boga, tak jak ja.
– Ja głosuję przeciw PiS i Nawrockiemu, więc na Trzaskowskiego – tłumaczy z kolei Ewa. – Innego wyjścia nie ma. Po tym, co zaserwowały nam rz±dy PiS, konieczne są reformy. A Nawrocki będzie wszystko wetował.
– Wybiorę mniejsze zło – deklaruje Dana. – Osobami LGBT naprawdę interesuje się tylko lewica, ale za to PiS może dużo więcej zaszkodzić.
– Tylko Nawrocki. Jestem katolikiem i nie chcę, by ktoś nam zdejmował nam krzyże – mówi Piotr.
Polacy w Niemczech głosują
W Niemczech mieszkają ponad 2 miliony osób z polskimi korzeniami. 865 tys. z nich ma tylko polskie obywatelstwo. Każda osoba z polskim obywatelstwem może głosować, ale o to prawo Polacy w Niemczech muszą zadbać sami: najpierw konieczna jest indywidualna rejestracja na listach wyborców w konsulacie, a potem trzeba dotrzeć do jednego z 54 lokali wyborczych w Niemczech. To często odległość i po 200 kilometrów w jedną stronę. Głosowania korespondencyjnego nie ma.
Ostatecznie w pierwszej turze głos oddało w Niemczech niecałe 80 tys. Polaków. Część Polonii wybierała w Polsce, przy okazji odwiedzin u rodziny. Inni nie mieli ważnego dowodu, czy paszportu, potrzebnego do rejestracji. A jeszcze inni nie byli wyborem zainteresowani. Rozmawiamy z nimi przy okazji mszy w kościele w Berlinie, który odwiedza sporo Polaków.
– Nie miałem takiej potrzeby – mówi mężczyzna, który z dwiema córkami przyszedł do polskiego kościoła na mszę. Od 20 lat mieszka w Niemczech, przyjechał jako osiemnastolatek. Od tego czasu nie chodzi na polskie wybory: – Ogólnie nie podoba mi się polska polityka i nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Gdybym chciał, to mieszkałbym w Polsce, nie tu. I tyle.
Wrócą, jak zmieni się system
Wielu, którym polska polityka też się nie podoba, ale chcieli to pokazać wyraźnie, zagłosowało na mniej popularnych kandydatów. Na drugim miejscu w Niemczech, za Rafałem Trzaskowskim, znalazł się S³awomir Mentzen z ponad 18 proc. głosów. To więcej niż uzyskał w Polsce.
– To mój kandydat, oczywiście – mówi otwarcie Piotr. W Niemczech mieszka od 36 lat, od czasu, kiedy istniał jeszcze Mur Berliński. Nie narzeka, ma dobrze płatną pracę w branży motoryzacyjnej. Jego dzieci, które urodziły się już w Niemczech, wybierają tylko posłów do Bundestagu. Piotr chce współdecydować o tym, co się dzieje w Polsce. – Może tam wrócę? – tłumaczy. Ale dopiero wtedy, kiedy coś się tam zmieni. – Mam dosyć dwuwładzy: PiS albo PO. Dlatego kibicuję Mentzenowi.
– Dla wyborców Mentzena to właśnie jest najważniejsze – uważa dr. Agnieszka Łada-Konefał z Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. – I Menzen, i Braun to kandydaci nie tylko skrajnie prawicowi, ale i antysystemowi – i myślę, że właśnie ta antysystemowość jest pierwszoplanowa. Łączenie ich wyborców z hasłami wyjścia z Europy czy skrajnie prawicowymi poglądami to zbytnie uproszczenie. To były głosy oddane przeciwko wieloletniemu duopolowi, bo to on – tak przynajmniej czują to zwolennicy Konfederacji – zmusił ich do wyjazdu albo powstrzymuje przed powrotem do Polski – tłumaczy badaczka.
Ale w drugiej turze chodzi już niekoniecznie o wybór tego kandydata, którego poglądy wyborcom pasują, a raczej tego, którego poglądy mniej ich rażą.
– Nawrocki, bo nie odpowiadają mi poglądy pana Trzaskowskiego – zdecydował Piotr. – To jest zbyt zmienny człowiek. Raz jest katolikiem, raz elgiebetowcem, raz jest flaga biało-czerwona, raz jest unijna, raz jest tęczowa. Ja tego nie potrafię po prostu zrozumieć.
Najpierw wybór serca, teraz mniejszego zła
Ewa mieszka w Niemczech od 40 lat, przyjechała jako uchodźczyni polityczna z PRL. Wtedy angażowała się w Solidarności, teraz nadal walczy o prawa człowieka. W pierwszej turze „wybierała sercem”, jak sama mówi. – Zagłosowałam na lewicową kandydatkę, dla której ważne są prawa kobiet – tłumaczy. Ale teraz chodzi już tylko o rozsądek. – Duda wetował reformy, Nawrocki robiłby to samo – wzrusza ramionami Ewa.
Dla niej innego wyboru więc nie ma. Tak, jak i dla Dany, która z Polski wyjechała kilka lat temu, kiedy wzmogła się nagonka na środowisko LGBT. Dana jest osobą queer. Jak mówi, po prostu się bała. Znalazła w Niemczech pracę, mieszkanie, nie boi się wychodzić na ulice ubrana, jak chce.
– I fajnie by było, gdybym mogła wrócić do kraju, w którym się wychowałam i też tam tak się czuć – mówi Dana nostalgicznie. Ale na to nie liczy. W pierwszej turze głosowała na Adriana Zandberga. W drugiej wybierze – jak sama mówi – mniejsze zło.
W Niemczech wygrywa proeuropejskość
W Niemczech w pierwszej turze zdecydowanie – z prawie 41 proc. głosów – wygrał Rafał Trzaskowski. Zresztą nie jest to nic nowego: 5 lat temu w drugiej turze dostał tu ponad 77 procent i wygrał z Andrzejem Dudą. Polacy w Polsce wybrali inaczej.
– Duża część migrantów w Niemczech jest progresywna, liberalna, bardzo proeuropejska i dla nich, moim zdaniem, przeważyła ta proeuropejskość Trzaskowskiego. To są osoby, które wyjechały do Niemiec właśnie dlatego, że Niemcy są takie otwarte na różnorodność – tłumaczy dr Agnieszka Łada-Konefał.
– A ja zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego Trzaskowski dostał tyle głosów – mówi jednak Anna, która spotykamy pod polskim kościołem. Anna mieszka w Niemczech od 15 lat, ale nie wie, czy nie wróci do Polski. Dlatego wybory są dla niej tak ważne. Poza tym, jak mówi – nadal najbardziej czuje się związana z Polską.
Anna nie ma problemu z wyborem kandydata: w pierwszej turze głosowała na Karola Nawrockiego, teraz też na niego zagłosuje. Bo jest wierzący, choć to nie jest najważniejszy powód dla Anny. Na Grzegorza Brauna np. nie zagłosowałaby: – Jest napastliwy wobec każdego i każdej religii. To mi się nie podoba. A Nawrocki jest taki ułożony.
Na tę samą mszę w polskim kościele przyszła kolejna Ewa. – Na kogo? Wszystkie moje polskie znajome głosują na Trzaskowskiego – śmieje się. – Innej opcji nie ma – mówi już poważnie. Choć najchętniej widziałaby jako prezydentkę Joannę Senyszyn. – Jest autentyczna i wydaje się być szczera. A lepszy uczciwy ateista niż zakłamany katolik. Jak wygra Nawrocki, to może się na gorsze zmienić – milknie Ewa. Boi się tych zmian? – Nie, ja jestem głęboko wierząca i wierzę, że jednak dobro wygra i Bóg zwycięży – macha ręką.
Mobilizacja przed drugą turą jest w Niemczech widoczna. Oddać głos decydują się osoby, które dwa tygodnie wcześniej nie poszły do urn. Do wieczora we wtorek, 27 maja, którym był ostatnim dniem rejestracji, na listy wyborców zapisało się ponad 112 tysięcy osób – o ponad 20 proc. więcej niż na pierwszą turę.
***
Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle