Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej poinformowała w środę po południu, że Karol Nawrocki reprezentował nasz kraj na telekonferencji zorganizowanej przez przywódcę USA. Donald Trump zwołał ją i zaprosił do uczestnictwa europejskich liderów (m.in. kanclerza Niemiec – Friedricha Merza czy głowę Francji – Emmanuela Macrona) 13 sierpnia nie bez powodu – za dwa dni, w piątek, odbędzie się spotkanie prezydenta Stanów Zjednoczonych i prezydenta Rosji – Władimira Putina. Dwaj przywódcy mocarstw spotkają się na Alasce, w Anchorage (na terenie tamtejszej bazy Sił Powietrznych i Lądowych USA Elmendorf-Richardson).
Uczestnictwo Nawrockiego w telekonferencji przykuło uwagę mediów. Głos ws. zabrał Donald Tusk. Szef rządu zaczął od wskazania, czego dotyczyły rozmowy. – Ta grupa wspólnie z prezydentem Ukrainy – Wołodymyrem Zełenskim przygotowywała stanowisko europejskie na drugie spotkanie z udziałem prezydenta Trumpa – poinformował.
Tusk rozmówi się z Nawrockim? „Żeby utrzymać z trudem wypracowaną tradycję”
Premier poinformował, że to na wniosek strony amerykańskiej Polskę reprezentował właśnie Nawrocki, a nie Tusk czy szef resortu spraw zagranicznych – Radosław Sikorski. – Wiem, że to budzi zainteresowanie i emocje. Chcę podkreślić, że z jednej strony udało się zgodnie z konstytucją i tradycją ustalić wspólne stanowisko. Po to rząd przyjął stanowisko w sprawie negocjacji, które przekazaliśmy prezydentowi w kontekście jego kontaktów z administracją amerykańską. Zadaniem rządu jest prowadzenie polityki zagranicznej, a prezydent, kiedy reprezentuje Polskę, powinien prezentować stanowisko przyjęte przez Radę Ministrów – wskazał Tusk. Możliwe, że premier zwróci się do głowy państwa o spotkanie ws. telekonferencji. Jeśli się tak stanie, to po to, by „nie dać się nikomu rozgrywać, ani przez wrogów, ani sojuszników”.
– Czeka nas rozmowa z prezydentem, żeby wypracowaną z trudem tradycję utrzymać. Ktoś tu musi być poważny. Ktoś musi (…) kwestię bezpieczeństwa Polski traktować bardzo na serio, zgodnie z konstytucją, interesem narodowym i zdrowym rozsądkiem. Państwo, które miałoby mieć jakąś dwoistą, czy niekoherentną politykę zagraniczną, będzie z definicji dużo słabsze i będzie bardzo łatwo grać naszym oponentom, ale także sojusznikom. I nie zawsze będzie to zgodne z naszym interesem – zaznaczył.