Niełatwo tu trafić, a gdy nie jest się konwojowanym przez wojsko – to w zasadzie niemożliwe. Podróżując okolicami Antoniowa na Podkarpaciu w pewnym momencie trzeba po prostu wjechać w las. Po kilku kilometrach przemierzania leśnych duktów krajobraz zaczyna się zmieniać. Wreszcie mija się tablicę z napisem Camp Jomsborg i wizerunkiem wikinga – to znak, że jesteśmy na miejscu. Na terenie ośrodka mijamy żołnierzy wielu nacji, ale przeważa tu jedna.
– Norweski personel bazy wynosi 250 osób, jednak w przyszłości zamierzamy to zmienić. W turach będzie tu stacjonowało nawet po 500 norweskich żołnierzy – mówi Interii brygadier Atle Molde, dowódca „Operacji Legio”, żołnierz Batalionu Telemark Norweskich Sił Zbrojnych.
Słowa potwierdza to, co zastajemy na miejscu. Norwescy żołnierze są tu na każdym kroku. Kierują ruchem pojazdów, wskazują miejsca tymczasowego przebywania, przeszukują wizytujących pod kątem niebezpiecznych przedmiotów. Będą też prowadzić szkolenia.
Na terenie bazy znajduje się oczywiście komponent noclegowy – to specjalistyczne namioty i kontenery odporne na działania czynników atmosferycznych. Chodziło także o odtworzenie możliwie najbardziej prawdopodobnych warunków pola walki. Stąd duże przestrzenie i nieregularny krajobraz. Gdzieniegdzie gęsty las, innym razem wzgórza i teren pustynny.
„Operacja Legio” – to właśnie pod tym kryptonimem kryje się budowa bazy i cały proces szkolenia. Jest ono skierowane przede wszystkim do dowódców drużyn, plutonów i kompanii.
– Uczestnicy mają przejść specjalistyczne szkolenie z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii, jak na przykład bezzałogowe transportery – dodaje Molde.
W bazie jednoczesnemu szkoleniu może podlegać nawet 1200 żołnierzy. W ciągu dwóch lat wojskowi chcą, by bazę opuściło nawet 3600 specjalistów w dziedzinie nowoczesnego pola walki. To największa tego typu operacja wojskowa prowadzona poza granicami Ukrainy.
Strategiczne znaczenie ma też lokalizacja.
– To musiało być blisko granicy z Ukrainą, żeby zapewnić odpowiednią rotację personalną, ale jednocześnie na tyle daleko, by być poza zasięgiem ewentualnych działań bojowych. Choć rosyjski wywiad wie i jest tymi działaniami żywo zainteresowany, mamy takie sygnały – mówi na koniec norweski dowódca.
W bezpośredniej bliskości bazy znajduje się także lądowisko dla dronów.
– Zamierzamy tę lokalizację wykorzystywać także na potrzeby polskiego wojska. Bo jak wiadomo, Ukraińcy są specjalistami w dziedzinie działań antydronowych. Będziemy chcieli, aby ta współpraca była dwustronna – powiedział Interii wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz.
Niebawem w Camp Jomsborg pojawią się pierwsi rekruci.