-
Donald Trump ocenia swoje początki drugiej kadencji jako sukces, jednak sondaże wskazują na poparcie, zaledwie 44 proc. Amerykanów, co jest jednym z najniższych wyników w historii.
-
Próby walki z nielegalną imigracją spotykają się zarówno z poparciem, jak i z krytyką za chaos prawny i brak respektowania decyzji sądów.
-
Trump wdraża reformy administracyjne, redukując zatrudnienie w urzędach federalnych, co budzi mieszane reakcje w społeczeństwie.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Telewizja Fox News, którą trudno posądzić o chęć zaszkodzenia Donaldowi Trumpowi, opublikowała w ostatnich dniach sondaż poparcia dla prezydentów po pierwszych 100 dniach ich urzędowania.
Pod uwagę wzięto gospodarzy Białego Domu z ostatniego ćwierćwiecza.
USA. Donald Trump daleko w tyle w sondażu Fox News
George W. Bush cieszył się poparciem 63 procent Amerykanów, Barack Obama niemal takim samym – 62 procent, trzecie miejsce zajął Joe Biden z 54 procentami, przedostatnie Donald Trump za pierwszej kadencji – 45 procent, a ostatnie Donald Trump podczas drugiej kadencji – 44 procent.
Prezydent jest bardzo wrażliwy na punkcie tego, jak oceniają go inni. Dane, zaprezentowane przez media, należące do Ruperta Murdocha, tak rozzłościły Donalda Trumpa, że w mediach społecznościowych napisał, że już dawno radził Murdochowi zmianę tej „nieobiektywnej” sondażowni.
Jednak nie tylko media Murdocha publikują sondaże niekorzystne dla urzędującego prezydenta. Wszystkie badania, sprawdzające jak Amerykanie oceniają obecnie działania Donalda Trumpa, pokazują, że ten traci zaufanie wyborców, a jego decyzje mają więcej przeciwników niż zwolenników – nawet w obszarach, w których wcześniej cieszył się dużym poparciem.
My tymczasem na pierwsze 100 dni urzędowania 47. prezydenta USA przedstawiamy nie jego główne sukcesy i porażki, ale najważniejsze spełnione i niespełnione obietnice z kampanii wyborczej.
Donald Trump a „zatrzaśnięte drzwi” do USA
Jedną z porażek poprzednika Donalda Trumpa była polityka imigracyjna. Joe Biden chciał pokazać Amerykanom, że ma humanitarne podejście do imigrantów, a Ameryka ich nie odrzuca, ale pomaga tym, którzy szukają bezpieczeństwa i lepszego życia.
Efekt był taki, że przez granicę z Meksykiem do USA nielegalnie – niemal do końca kadencji Bidena – przedostawało się co miesiąc rekordowo dużo ludzi. Walka z nielegalną imigracją była jednym z głównych haseł Donalda Trumpa w czasie kampanii. Obiecał natychmiastowe uszczelnienie granicy, bo – jak powtarzał: „Gdy nie ma granic, nie ma kraju”.
Już kilka godzin po swoim zaprzysiężeniu Trump ogłosił stan wyjątkowy na południowej granicy USA. Bardzo szybko nakazał też wysłanie wojska na granicę z Meksykiem. Armia pomaga w budowaniu umocnień i zabezpieczeń. Prezydent zwiększył także uprawnienia służb granicznych, których przedstawiciele twierdzą, że czują olbrzymie wsparcie płynące z Białego Domu.
Dane z marca tego roku, opublikowane przez Straż Graniczną USA, wykazują historyczny spadek liczby nielegalnych prób przekroczenia granicy Stanów Zjednoczonych. W marcu było ich dziennie niecałe 270, podczas gdy rok wcześniej służby notowały niemal 4,5 tysiąca takich zdarzeń dziennie. Trump zakończył napływ nielgelanych imigrantów przez granicę z Meksykiem, co wcześniej nazywał „inwazją na USA”.
Eksperci, zajmujący się imigracją, zauważyli nawet odwrotny trend: rzesze imigrantów nie ciągną już na północ, by dostać się do USA, ale idą na południe – wracają tam skąd przyszli. Prezydent tzw. „carem granicy” mianował Toma Homana, byłego szefa służby celnej i granicznej.
Homan w każdym z wywiadów zapowiada, że każdy, kto przebywa w USA nielegalnie, musi liczyć się z deportacją. Te ruszyły już w pierwszych godzinach po inauguracji Trumpa. Są jednka też problemy prawne. Donald Trump chce, by członków gangów – m.in. MS-13 i Tren de Aragua – deportować błyskawicznie, powołując się na zapisy z XVII wieku zawarte w tzw. Alien Enemy Act, które miałyby pozwolić na deportację bez procesu.
Jednak niektóre sądy podważają takie rozumienie prawa. Toczą się postępowania przeciwko działaniom administracji prezydenta. Dochodzi też do pomyłek deportacyjnych – np. do Hondurasu deportowano 2-letnią dziewczynkę z matką, mimo że dziecko miało amerykańskie obywatelstwo. Głośna jest też sprawa nielegalnego imigranta Kilmara Abrego Garcii, który został deportowany do Salwadoru, mimo że sąd wcześniej zakazał jego deportacji ze względu na grożące mu tam niebezpieczeństwo.
Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który nakazał umożliwienie mu powrotu do USA. Jednak orzeczenia sądu administracja prezydenta nie respektuje. Chaos i nierealizowanie decyzji sądów powodują, że nawet gdy Trump spełnia wyborcze obietnice, wielu Amerykanów ma zastrzeżenia do tego jak są realizowane.
Decyzje Donalda Trumpa dotyczące imigracji popiera 47 procent ankietowanych, zdanie odienne ma aż 48 procent.
USA. Donald Trump „czyści” administrację
Odbiurokratyzowanie państwa i usprawnienie działań instytucji federalnych oraz powołanie Departamentu Efektywności Rządowej (tzw. DOGE) to kolejna, spełniona przez Trumpa obietnica. Departament powstał, a na jego czele stanął Elon Musk, który wraz ze swoimi ludźmi ochoczo zabrał się do pracy – likwiduje urzędy i zwalnia ich pracowników.
Na pierwszy ogień poszła instytucja powołana w latach 60. XX wieku U.S. Agency for International Development (USAID). Niemal wszyscy jej pracownicy – 99 procent – stracili pracę, a nadzorowane przez agencję programy, np. dożywiania dzieci na świecie, zostały wstrzymane.
Trump ogłosił także, że obecna szefowa Departamentu Edukacji ma jedno podstawowe zadanie – zlikwidować departament, co również było jedną z obietnic wyborczych. W urzędach federalnych zatrudnionych jest 2,4 mln osób. Według „The New York Times” zwolnienia mogą objąć ponad 10 proc. pracowników.
Do tej pory pracę straciły dziesiątki tysięcy osób, co według prezydenta i Muska pozwoli na olbrzymie oszczędności i usprawni państwową machinę biurokracji. Odchudzane mają być nawet resorty tak newralgiczne dla bezpieczeństwa USA jak Departament Obrony czy Departament Stanu. Jak pokazują sondaże – Amerykanie popierają reformę administracji federalnej, jednak nie podoba im się sposób, w jaki zmiany wprowadza Elon Musk. Wielu ocenia je jako chaotyczne i nieprzemyślane.
Donald Trump a wojna w Ukrainie. Pokoju brak
– Wystarczy, że wykonam jeden telefon i zakończę ten konflikt – obiecywał w kampanii Donald Trump. W wielokrotnych wypowiedziach twierdził również, że zakończy wojnę pomiędzy Moskwą a Kijowem w jeden dzień, i że może to nastąpić jeszcze przed objęciem przez niego urzędu.
Mija jednak 100 dni prezydentury, a wojna trwa nadal. Co prawda administracja Trumpa nawiązała kontakty z Rosją, jednak spotkania nie przyniosły konkretnych efektów. Nawet sam prezydent, choć zwykle łagodny wobec Putina i utrzymujący, że ten chce porozumienia, ostatnio zaczął się zastanawiać publicznie, czy Władimir Putin nie gra na czas i nie zwodzi go celowo.
Trump chciałby spotkać się z rosyjskim dyktatorem, jednak Moskwa – choć nie odrzuca tej możliwości – twierdzi, że „to jeszcze nie czas” i że wszystko musi zostać starannie przygotowane.Według CNN Donald Trump miał skarżyć się swoim bliskim współpracownikom, że doprowadzenie do pokoju w Ukrainie okazuje się znacznie trudniejsze, niż mu się wydawało i że brak postępów w negocjacjach go frustruje.
Bliski Wschód. Donald Trump traci na wojnie w Izraelu
Donald Trump wygrał wybory prezydenckie m.in. w Michigan – stanie z dużą liczbą Amerykanów arabskiego pochodzenia. Wielu z nich całkowicie odrzucało możliwość głosowania na Kamalę Harris, ponieważ uznali, że jako wiceprezydent Joe Bidena, którego oskarżali o tolerowanie ludbójstwa Palestyńczyków, była ona za to współodpowiedzialna.
Trump obiecywał zakończenie konfliktu, uwolnienie wszystkich zakładników przetrzymywanych przez Hamas – i na razie na obietnicach się skończyło. Krwawy konflikt w Strefie Gazy trwa nadal. Codziennie giną ludzie, brakuje jedzenia i wody pitnej.
Część zakładników wciąż nie została uwolniona. Działania prezydenta na arenie międzynarodowej popiera 40 procent wyborców, nie popiera ich 54 procent.
USA. Donald Trump a walka z inflacją
Gospodarka była zawsze najmocniejszą kartą, jaką Donald Trump miał w swojej politycznej talii. Zarówno podczas pierwszej kadencji, jak i w czasie kampanii wyborczej przedstawiał się jako ten, który zna się na finansach i potrafi zapewnić dobrobyt przeciętnej amerykańskiej rodzinie.
Walcząc z Joe Bidenem, a później Kamalą Harris, Trump krytykował demokratów za wysoką inflację i twierdził, że „zrujnowali Amerykę”.Obiecał, że jeśli wygra, uczyni Amerykę nie tylko „znowu wielką”, ale także bajecznie bogatą.
Tymczasem to, co robi po objęciu urzędu, w dużej mierze przeraża wyborców. Uważają, że prezydent nie poświęca wystarczająco dużo czasu na walkę z inflacją, za to niepotrzebnie otwiera kolejne fronty wojny handlowej. Jego nieprzewidywalność w sprawach gospodarczych – raz nakłada cła na cały świat, po czym je zawiesza, by po kilku dniach wprowadzić je ponownie – nie przysparza mu zwolenników.

Brak stabilności fatalnie odbija się na nowojorskiej giełdzie. Jednego dnia są na niej ogromne spadki, drugiego – wzrosty, a potem znowu notowania są w kolorze czerwonym. Według analityków ta „huśtawka nastrojów” szkodzi zarówno inwestorom, jak i całym Stanom Zjednoczonym, które przestają być postrzegane jako wiarygodny partner handlowy.
„Dzień Wyzwolenia” – jak prezydent nazwał dzień ogłoszenia przez niego historycznie wysokich ceł, które nałożył na ponad 180 krajów, w tym nawet na bezludne wyspy Heard i McDonalda – nie przyniósł Amerykanom wyzwolenia, a utrapienie.Boją się, że taka polityka doprowadzi do wzrostu cen, których obniżenie Trump obiecywał w kampanii wyborczej.
Wtedy Amerykanie mu wierzyli – dziś wielu z tych, którzy na niego głosowali, zadaje sobie pytanie: czy Donald Trump w ogóle ma jakiś plan na wzmocnienie gospodarki USA, czy na ekonomii w ogóle się zna?
Decyzje prezydenta w sprawach ekonomicznych są największym rozczarowaniem dla bardzo wielu jego wyborców – nic więc dziwnego, że po 100 dniach jego prezydentury w tej kwestii popiera go zaledwie 38 procent Amerykanów, a aż 56 procent wyraża dezaprobatę dla działań prezydenta.
Donald Trump uważa, że niekorzystne dla niego sondaże zostały zmanipulowane przez wrogo nastawione media, sprzyjające demokratom. Według prezydenta każdy ze 100 dni jego dotychczasowej prezydentury to był dzień wielkich i pięknych zwycięstw dla Ameryki, jakich świat jeszcze nie widział.
Dla Interii: Magda Sakowska, Polsat News, Waszyngton.