Departament Stanu USA opublikował doroczny raport dotyczący praw człowieka w poszczególnych państwach na świecie. W konkluzjach dotyczących Niemiec można przeczytać, że „w ciągu roku sytuacja” w tym zakresie „uległa pogorszeniu”.
Twórcy raportu stwierdzili, że „do istotnych problemów w zakresie praw człowieka należały ograniczenia wolności słowa oraz wiarygodne doniesienia o przestępstwach, przemocy lub groźbach przemocy motywowanych antysemityzmem”.
USA. Raport Departamentu Stanu. Negatywna ocena Niemiec
Wskazano, że „ważnym czynnikiem” napędzającym antysemityzm w Niemczech była masowa migracja – zarówno legalna jak i nielegalna – „populacji bardziej skłonnych do antysemickich przekonań niż rodowici Niemcy”. Wymieniono tutaj imigrantów z Syrii, Afganistanu i Turcji.
„Wśród młodych ludzi w wieku od 16 do 21 lat muzułmańscy migranci są znacznie bardziej skłonni do posiadania antysemickich poglądów niż Niemcy lub migranci bez muzułmańskiego pochodzenia” – czytamy.
Tegesschau zauważa, w sprawozdaniu stwierdza się, że niemiecka ustawa zasadnicza gwarantuje wolność prasy i wolność wyrażania opinii.
„Niemniej jednak, zgodnie z prawem krajowym, rząd (W Berlinie – red.) nałożył ograniczenia na wolność słowa grup, które uznał za ekstremistyczne” – donoszą twórcy amerykańskiego raportu.
Dalej stwierdzono, że rząd federalny „podjął pewne wiarygodne działania w celu zbadania, ścigania i ukarania urzędników, którzy dopuścili się naruszeń praw człowieka”.
„Poważne oskarżenia”. Niemieckie media wskazują na Trumpa
Wyniki raportu sporządzonego przez Amerykanów wywołały żywiołową reakcję w niemieckich mediach. „Waszyngton wysuwa poważne oskarżenia pod adresem Niemiec” – czytamy w „Die Welt”.
Niemieckie media podkreślają, że „ograniczenie wolności słowa” wskazywane w raporcie dotyczy usuwania z platform społecznościowych – w tym amerykańskich, takich jak Facebook czy platforma X – treści zawierających znamiona tzw. mowy nienawiści. Co z kolei jest zgodne z prawem niemieckim i unijnym.
W niemieckich mediach przeważa silna sugestia, że wyniki raportu są efektem zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich.
„Dei Zeit” przypomina, że już w lutym wiceprezydent USA J.D. Vance podczas mocnego przemówienia na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa wskazywał, że w Europie coraz mniej wagi przywiązuje się do wolności słowa.
Z koeli Tegesschau zauważa, że krytyka ze stronny członków amerykańskiej administracji na temat polityki niemieckiej i europejskiej wywołuje w Berlinie irytację.
„Amerykański sekretarz stanu Marco Rubio mówił nawet o 'tyranii w przebraniu’ w Niemczech po tym, jak w maju Urząd Ochrony Konstytucji tymczasowo sklasyfikował AfD jako 'zdecydowanie prawicową ekstremistkę’. Kanclerz Friedrich Merz zakazał takiej ingerencji w politykę wewnętrzną” – czytamy.
Francja i Wielka Brytania także krytykowane
Niemieccy dziennikarze podkreślają, że w dorocznym raporcie Departament Stanu USA w podobny sposób krytykowane są inne kraje europejskie, takie jak Francja i Wielka Brytania.
„Republika Południowej Afryki i Brazylia – dwa kraje, których politykę Trump wyraźnie krytykował od czasu objęcia urzędu – również wypadły gorzej w bieżącym raporcie niż w poprzednim roku” – podaje „Die Zeit”.
Natomiast „Die Welt” podał też przykład Salwadoru, który ma wskazywać, że w raporcie promowane są państwa, które popierają „politykę deportacyjną” Trumpa.
„Nie ma wiarygodnych doniesień o poważnych naruszeniach praw człowieka” – czytamy na w raporcie temat tego państwa. Natomiast organizacje zajmujące się prawami człowieka oskarżają prezydenta Salwadoru Nayiba Bukele o systematyczne podważanie demokracji, nękanie mediów i więzienie dysydentów.