Gdy rozmawiamy, dr Michał Marosz z DataCraft LAB jest w Chorwacji, pod Zadarem. Przebywa tam od 10 dni. Jak mówi, dwie ostatnie doby były wyraźnie chłodniejsze, ale pierwsze siedem dni było „lekkim dramatem pogodowym”.
– Temperatura była koszmarna. W dzień sięgała 35, 37 st. C. Podejrzewam, że w miastach była ona jeszcze wyższa. Wnętrze samochodu pozostawionego na kilka godzin na parkingu w Puli (miasto na półwyspie Istria) rozgrzało się do ponad 70 st. C. Gdy wsiadałem do niego, dosłownie się poparzyłem, bo części metalowe zapewne miały jeszcze wyższą temperaturę. Tak wysokie temperatury są nie tyle męczące, ekspozycja na nie jest po prostu niebezpieczna – opowiada klimatolog.
Pogoda – najnowsze prognozy: Wichury, deszcz i burze. Pogoda nie chce zmienić się na lepsze
Zmiany klimatu. Zjawiska ekstremalne nową normą
Chorwacja jest jednym z najpopularniejszych miejsc wakacyjnego wypoczynku Polaków. Jednocześnie to właśnie stamtąd i innych krajów na południu Europy docierają do nas informacje o wybuchających latem pożarach czy intensywnych opadach deszczu.
We wtorek rano gwałtowna burza nawiedziła położony na wybrzeżu Chorwacji Split. Wyrywała drzewa i zrywała dachy, paraliżując miasto – przekazały lokalne media.
Dr Michał Marosz widział zdjęcia ze Splitu. – Wyglądało to naprawdę koszmarnie. Jednak należało się tego spodziewać – mówi.
– Wysokie temperatury będą generować zjawiska ekstremalne. To jest immanentna cecha funkcjonowania systemu klimatycznego: im więcej energii jest w systemie, plus odpowiednia zawartość wilgoci, tym większe prawdopodobieństwo, że taka sytuacja skończy się wystąpieniem zjawiska ekstremalnego – wyjaśnia. – Obrazki ze Splitu były przerażające, aczkolwiek specjalnie mnie nie zdziwiły. Nawet miejscowi mówili, że takie temperatury aż tak często u nich nie występują.
Upały w Europie. „Zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia”
W obrębie Morza Śródziemnego, Europy Południowej, z roku na rok mamy do czynienia z coraz większą liczbą ekstremalnych zjawisk pogodowych. Do tego dochodzą upały.
– W zeszłym roku Włochy odnotowały pięć albo nawet sześć fali upałów jeszcze przed rozpoczęciem właściwego sezonu wakacyjnego – mówi dr Marosz. – W trakcie wakacji, kiedy słońce jest jeszcze wyżej, a do powierzchni ziemi dociera sporo energii promieniowania krótkofalowego, funkcjonowanie w miastach czy też nawet zwiedzanie ich staje się bardzo utrudnione. Jest to szczególnie niebezpieczne dla ludzi z przewlekłymi chorobami układów oddechowego lub krążenia. Takie wartości temperatury i ekspozycja na bezpośrednie promieniowanie słoneczne są po prostu realnym zagrożeniem dla ich zdrowia, a nawet życia – przypomina.
Tymczasem gdy ekstremalnie wysokie temperatury notowano we Francji, a władze lokalne zalecały niewychodzenie na zewnątrz w czasie najwyższych upałów, grupą najczęściej łamiącą te zalecenia byli właśnie turyści.
Jak wskazuje dr Marosz, poza wysokimi temperaturami rejony południa Europy mają coraz większe problemy z wodą. – W zeszłym roku hotelarze na Sycylii odwoływali wizyty, ponieważ nie byli w stanie zapewnić klientom ciągłego dostępu do wody. Dotyka to zarówno mieszkańców, jak i turystów – podkreśla ekspert.
Wspomniane susze niestety sprzyjają wybuchaniu pożarów. Tych w rejonie Morza Śródziemnego w ostatnich latach mamy sporo. Gdy zaś spadnie deszcz, przesuszona gleba nie „przyjmie” opadu. – Jeśli do tego dodamy stosunkowo wysokie nachylenie terenu i ograniczoną przepustowość kanalizacji burzowej, mamy prosty przepis na tak zwane powodzie błyskawiczne – wyjaśnia klimatolog.
Wakacje a klimat. „Wektor turystyki zaczyna się zmieniać”
Pojawia się pytanie, czy w obliczu ocieplania się południa Europy nie zapragniemy spędzać wakacji w innych miejscach, na przykład położonych bardziej na północy?
– Wektor turystyki, który jest bardzo mocno skoncentrowany już od wielu lat na południu Europy, powoli zaczyna się zmieniać – uważa dr Marosz. – Wyjazd na wakacje i prażenie się w 40 st. C, a takie temperatury już się zdarzają, to już nie są wakacje, to powoli zaczyna zmieniać się w koszmar. Do tego dochodzi wilgotność powietrza. Tu, gdzie jestem, przez pierwsze upalnie dni wilgotność była stosunkowo niewielka i dało się całkiem nieźle funkcjonować. Niezbędne jest oczywiście nakrycie głowy, odpowiednie kremy, nawadnianie się i uzupełnianie elektrolitów – przypomina.
Klimatolog zauważa, że nad Bałtykiem od kilku lat stosunkowo częściej widujemy turystów z Czech, którzy wolą przyjechać nad nasze morze, niż na południe Europy. – Oczywiście trzeba rozróżnić to, na jaką turystykę jest dany człowiek nastawiony – czy chce zwiedzać, chodzić po górach, czy po prostu ma ochotę na tak zwany „smażing plażing”. Będzie coraz goręcej, więc można zaryzykować, stwierdzenie, że ten „smażing” na południu Europy będzie coraz bardziej intensywny – mówi Michał Marosz.
Klimatolog przytacza analizę z zeszłego roku, która przewiduje, że jeśli sytuacja w Europie dalej będzie tak wyglądać, część kontynentu, na przykład centralna Hiszpania, w drugiej połowie XXI wieku będzie bardzo nieprzyjaznym obszarem do zamieszkania.
– Dane IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu – red.) dla regionu morza Śródziemnego w najgorszym scenariuszu (SSP5-8.5) pokazują, że w latach 2081-2100 liczba dni powyżej 40 st. C w sezonie letnim (czerwiec-sierpień) będzie wynosić ponad 21 (mediana modeli). Jest to przerażające – mówi Marosz.
W Polsce dni powyżej 40 st. C zdarzają się bardzo rzadko. Rekord to 40,2 stopnie, odnotowane w Prószkowie koło Opola w lipcu 1921 roku. – U nas wyznacznikiem są dni upalne, czyli powyżej 30 stopni. W latach 1961-1990 przeciętnie w Polsce było to 3,5 dnia. W latach 2011-2020 – 14-15 dni powyżej 30 st. C. W takich miasta Wrocław, Opole, Rzeszów przeciętnie jest już 12-14 takich dni. To jest aż pół miesiąca z ekstremalnie wysokimi wartościami temperatury – zauważa Marosz.

Niż genueński nad Polską
Od kilku dni nad Polską utrzymuje się niż genueński, który przynosi obfite opady deszczu. – Nie jestem przekonany, że to jest koniec na ten rok – uważa dr Michał Marosz. – Parowanie z Morza Śródziemnego jest bardzo wysokie, a więc ilość wilgoci, która dostaje się do atmosfery jest bardzo duża. Jeśli dodamy do tego dość wysokie temperatury oraz czasami występującą dość specyficzną formę cyrkulacji, którą nazywamy szlakiem Vb van Bebbera, mamy receptę na powtórkę z września 2024.
W zeszłym roku niż genueński przyczynił się do powodzi na południu Polski, wyrządzając przy tym wiele szkód. Jak ocenia Marosz, być może w tym roku jesteśmy do tego trochę lepiej przygotowani. – Niestety naszym problemem jest bardzo szybkie zapominanie o takich zdarzeniach. W tej chwili system klimatyczny działa w ten sposób, że zachodzące zmiany będą generowały coraz częstsze występowanie zjawisk ekstremalnych. To będzie miało wpływ na każdy aspekt naszego życia.
Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: [email protected]