Na szczycie Rady Europejskiej w Kopenhadze Viktor Orbán grzmiał, że nie zamierza porzucać rosyjskich węglowodorów. Argumentuje, że unijne regulacje dają swobodę kształtowania koszyków energetycznych państw członkowskich. Na szczycie w stolicy Danii węgierski premier posłużył się „kartą joker”, którą w tej opowieści jest wyrozumiałość prezydenta USA.
Donald Trump nagle zrozumiał sytuację Węgier
Uzależnienie Węgier od rosyjskich węglowodorów to problem nie nowy, a trwający od lat. Rzecz w tym, że niegdyś nie zwracano na niego uwagi, ponieważ również inne zachodnie państwa prowadziły podobną politykę.
Sytuacja zaczęła zmieniać się po 24 lutego 2022 r., kiedy Unia Europejska podjęła działania na rzecz zmniejszania stopnia uzależnienia europejskiego rynku energetycznego od rosyjskich węglowodorów. Podjęto w tym celu szereg inicjatyw, poczynając od wspólnych zakupów surowców, a na dotacjach pochodzących z mechanizmu RePowerEU kończąc.
Państwem, które w 2022 r. nie dość, że nie zmniejszyło swojego uzależnienia od rosyjskich węglowodorów, co jeszcze je zwiększyło, były Węgry.
Na przestrzeni lat państwo to jest jednym z najbardziej oddanych klientów Gazpromu (w przypadku gazu) i Rosnieftu (jeśli mowa o ropie naftowej).
Według danych Eurostatu w 2024 r. Węgry kupiły z Rosji 4,5 mln ton ropy. Jej wartość to 2,1 mld euro. Dostawy ropy z Rosji realizują ok. 86 proc. zapotrzebowania Węgier. W przypadku gazu Rosja także stanowi główne źródło zaopatrzenia (74 proc.). W 2024 r. kupiono z Rosji 5,2 mld m³ błękitnego paliwa.
Węgry od lat podkreślają, że z uwagi na swoje uwarunkowania geograficzne – brak dostępu do morza, „pole manewru” w zakresie dywersyfikacji dostaw jest bardzo ograniczone. Jest to opowieść niezmienna od lat. Mapa dostępnej w Europie infrastruktury energetycznej udowadnia, że Węgry mogłyby korzystać z powodzeniem z dostaw z alternatywnych kierunków: zarówno od północy, jak i południa. To jednak wymagałoby przede wszystkim decyzji politycznej, a także podjęcia ryzyka wzrostu cen energii, czego doświadczyła niemal cała Europa.
Węgrzy jednak trzymają się opowieści o „niedasiewizmie”. Szerokim echem odbiły się słowa prezydenta Donalda Trumpa w ONZ, kiedy wskazał konkretnie, że Słowacja i Węgry powinny odejść od rosyjskiej ropy. Węgrzy od początku twierdzili, że to słowa, które ani Bratysławy, ani Budapesztu nie dotyczą.
Szef węgierskiej dyplomacji, Péter Szijjártó przekonywał, że zakup rosyjskiej ropy ma miejsce w całej Europie, jednakże nie wprost, a za pośrednictwem państw azjatyckich. Tymczasem Węgry – jak wywodził – współpracują z Rosją w sposób transparentny.
Potem miała miejsce rozmowa Viktora Orbána z Donaldem Trumpem, po której… amerykański prezydent zaczął mówił węgierskim przekazem. Pojawiły się zapewnienia o zrozumieniu dla węgierskich ograniczeń geograficznych.
W międzyczasie Węgrzy zdążyli poróżnić się ze swoimi sąsiadami – Chorwatami. Rzecz dotyczyła ropociągu Adria, który w teorii byłby w stanie całkowicie uniezależnić Węgry i Słowację od Rosji.
Rzecz w tym, że ropociąg ma przepustowość 11 mln ton rocznie, a maksymalnie (przy zastosowaniu polimerów) – ponad 14 mln. To propozycja Chorwacji, tymczasem minister Szijjártó przekazał, że przeprowadzone testy wykonane na Adrii jasno pokazują, że pod wysokim ciśnieniem i przy dużym zapotrzebowaniu, satysfakcjonujące dla Wegier dostawy nie będą mogły być realizowane. Chorwaci oponowali.
Niesnaski zakończono dopiero w Kopenhadze, gdzie rozmowę odbyli premier Chorwacji, Andrej Plenkovič i Viktor Orbán. Po spotkaniu Orbán opublikował oświadczenie, w którym napisał m.in.: „Zależy nam na deeskalacji napięć i zapewnieniu najwyższego poziomu wzajemnego szacunku„. Przez Adrię na Węgry płynie 2,1 mln ton ropy, co wynika z zawartej do końca br. umowy.
Władza pyta lud o energetykę
W ostatnim czasie dwukrotnie pojawiły się informacje dotyczące podejmowania przez Węgry działań dywersyfikacyjnych. Po raz pierwszy we wrześniu, gdy zakomunikowano podpisanie umowy z Shell. 10-letni kontrakt przewiduje dostawę 2 mld m³ gazu w kolejnych latach (200 mln m³ rocznie).
Z kolei 1 października poinformowano o podpisaniu umowy na dostawy LNG z francuskim podmiotem Engie. Także 10-letni kontrakt dotyczy dostaw 4 mld m³ gazu (400 mln m³ rocznie). Zacznie obowiązywać od 2028 r. Wydawać by się mogło, że to dużo, aż 6 mld m³ przy zapotrzebowaniu rocznym ok. 10 mld m³. To jednak złudne. Kontrakty i z Shell i Engie przewidują dostawy 10-letnie, z Rosji zaś tłoczy się rocznie nawet 20-krotnie więcej.
Pozostanie przy rosyjskich węglowodorach było tematem narodowych konsultacji, które zorganizowano w 2022 r. Dotyczyły one sankcji na Rosję. Rząd od początku w swoim przekazie sugerował odrzucenie sankcji, podkreślał, też, że te „rujnują” Węgry.
Wśród pytań, które pojawiły się w tym kwestionariuszu, cztery dotyczyły kwestii energetycznych – ropy naftowej, gazu, energetyki jądrowej (paliwa jądrowego) i paliw stałych. Już wtedy pytano m.in. o embargo na ropę naftową.
Podejście węgierskich władz wówczas i teraz pozostaje niezmienne. Gdyby Węgry zastosowały embargo na ropę, to „powodowałoby poważne problemy z zaopatrzeniem i stanowiłoby ogromne obciążenie dla gospodarki”. O dostawy ropy i gazu władze zapytały także w obecnej edycji konsultacji.
„Złota karta” węgierskiego premiera
Na problem uzależnienia węgierskiej gospodarki od rosyjskich węglowodorów uwagę zwraca także opublikowany niedawno raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Analitycy napisali, że właśnie węgierska gospodarka mogłaby doświadczyć największego, bo czteroprocentowego spadku w przypadku całkowitego odcięcia dostaw rosyjskiego gazu ziemnego do Unii Europejskiej.
MFW podkreśla pilną potrzebę dywersyfikacji źródeł energii i natychmiastowego podjęcia odpowiednich działań. Co z tą informacją robią władze? Tłumaczą, dlaczego odcięcie od rosyjskich węglowodorów uderzy po kieszeni państwo i samych obywateli.
Skuteczność węgierskiej polityki potwierdza „złota karta” zrozumienia prezydenta Trumpa, i to w sytuacji, w której Węgry wprost zostały przez niego wytknięte palcem, jako wspierające Rosję. To, że amerykański przywódca uwierzył bezkrytycznie w węgierską wizję rzeczywistości, świadczy o świetnych możliwościach komunikacji środowiska Fidesz w Białym Domu.
Dodajmy, że po 2022 r. Węgrzy wielokrotnie krytykowali administrację poprzedniego prezydenta USA. Zarzucali, że próbowała ona wymusić na Europejczykach zastąpienie rosyjskich węglowodorów tymi pochodzącymi z USA. Krytykowano m.in. Polskę za kupowanie gazu LNG w Katarze i właśnie w USA. W prorządowych mediach można byłoby przeczytać o nieopłacalności takiej współpracy z uwagi na wysoki koszt nie-rosyjskiego gazu.
Teraz gaz jest nie Bidena a Trumpa, ale Węgrzy wciąż go nie chcą.
Jednocześnie nikt nie mówi, że porzucenie Rosji miałoby nastąpić „tu i teraz”. Trzeba jednak pamiętać, że Węgry straciły już cztery lata na niepodejmowaniu działań na rzecz ograniczenia rosyjskich wpływów w sektorze energetyki. Po stronie opozycyjnej Péter Magyar, pretendent do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych w 2026 r., zadeklarował uniezależnienie od rosyjskich węglowodorów do 2030 r.
Być może na poziom uzależnienia Węgier od Rosji wpłynie wojna w Ukrainie. Z jednej strony wydolność ropociągu Przyjaźń, którym Węgry importują przez Ukrainę rosyjską ropę, wystawiona jest na próbę przez regularne ostrzały infrastruktury przesyłowej. Co naturalne, zniszczenie szlaków dostaw uniemożliwi ich przesyłanie.
Na czele ukraińskich wojsk dronowych, które systematycznie niszczą rafinerie i właśnie systemy przesyłowe, stoi Robert Browdi, ps. „Magyar”, który jest etnicznym Węgrem. W związku z tą działalnością strona węgierska zakazała mu przyjazdu na Węgry, a także poinformowała o wpisaniu zakazu wjazdu do strefy Schengen.
Z kolei Bułgaria, przez którą Węgry tłoczą gaz z Rosji Gazociągiem Południowym, deklaruje poparcie dla zaprzestania importu rosyjskiej energii przez UE, który miałby nastąpić do końca 2027 r. To doprowadziłoby do napięć między Sofią a Budapesztem, podobnych do tych obserwowanych w 2023 r., kiedy Bułgaria obłożyła tranzyt gazu dodatkową daniną.