Już latem 2023 r. w sieci można było natknąć się na zdjęcia wiewiórek z dziwnymi naroślami na ciele, które nadawały im aparycji budzącej skojarzenia z filmami grozy. Wydaje się, że od tego czasu zjawisko przybrało na sile, a ostatnie tygodnie przyniosły liczne doniesienia z wielu regionów Ameryki Północnej i jednocześnie pytania, czy to początek poważnej epidemii w populacji dzikich zwierząt.
Wiewiórka zombie groźnie, ale zwykle choroba sama ustępuje
Eksperci uspokajają jednak, że najpewniej nie chodzi nawet o śmiertelnego dla wiewiórek rudych wirusa ospy wiewiórczej, który pojawia się w niektórych dyskusjach internetowych, ale włókniakowatość.
To choroba wywoływana przez leporipokswirusa, który rozprzestrzenia się, gdy zdrowe wiewiórki wchodzą w kontakt ze śliną lub zmianami chorobowymi zakażonych, bo brodawkowate narośle pękają i wydzielają płyny.
To działa tak jak w dużym skupisku ludzi – jeśli ktoś jest chory i wirus łatwo się przenosi, szybko złapią go inni
Zostawcie wiewiórki w spokoju
I choć widok chorych zwierząt jest drastyczny, eksperci podkreślają, że większość szarych wiewiórek zdrowieje w ciągu 4-8 tygodni bez interwencji człowieka, a choroba rzadko kończy się śmiercią (tylko w wyjątkowych przypadkach guzy mogą zaatakować narządy wewnętrzne).
Co więcej, przypominają też, że wirus nie zagraża ludziom, psom ani ptakom, dlatego najlepiej zostawić chore zwierzęta w spokoju.
Przy okazji ostrzegają jednak, że problem może potęgować… dokarmianie ptaków – zakażone wiewiórki zostawiają ślinę na resztkach ziaren, które później jedzą zdrowe osobniki, co sprawia, że wirus szybko rozprzestrzenia się w lokalnych populacjach.
Jak wielu ludzi uwielbiam obserwować ptaki, ale karmniki przyciągają też wiewiórki i zwiększają ryzyko, jeśli jedna z nich ma wirusa