Wilczek, któremu nadano imię Miłek (od miejsca, z którego pochodzi) przyjechał w grudniu do Wrocławia i przeszedł miesięczną kwarantannę. Zwierzęcia nie da się nie zauważyć w zoo. To jedyny „latający wilk”, bo tak rozpiera go energia w porze karmienia, że niemal wznosi się w powietrze. Ma już zresztą wierne grono swoich fanów.
Turyści specjalnie przyjeżdżają do ogrodu zoologicznego, żeby obserwować nietypowe wyskoki Miłka.
Miłek obali stereotypy na temat wilków?
Wilk trafił do zoo we Wrocławiu w drodze wyjątku. Bo rzadko się zdarza, żeby zwierzęta trafiały w takie miejsca.
Zanim Miłek tu trafił, błąkał się zbyt blisko zabudowań. Wtedy odłowiono go pierwszy raz. Niestety, wilcza wataha go odrzuciła.
„Niestety po miesiącu ponownie pojawił się pod zabudowaniami, jeszcze bardziej wychudzony, co sugeruje, że został przyzwyczajony do ludzi” – mówi Paweł Sroka z wrocławskiego zoo. Miłek mógł być dokarmiany przez ludzi, a nawet zabrany do domu, a następnie wypuszczony.
Zoo we Wrocławiu długo trzymało informację o Miłku w tajemnicy, bo nie było pewne czy dwie wilczyce, które dzielą wybieg go zaakceptują. Teraz wiadomo, że misja się udała.
Podrośnięty zwierzak waży już 29 kg i wygląda trochę jak duży szczeniak. Zjada makrele i wołowinę.
Mity o wilkach nadal powszechne
Rzeczniczka prasowa zoo Weronika Łysek mówi, że w świadomości ludzi nadal funkcjonuje stereotyp „złego wilka”. A ten drapieżnik dla człowieka nie jest groźny, a bardzo płochliwy.
Jeśli wilk podchodzi zbyt blisko człowieka, to znak, że zwierzę może być chore lub że ktoś kiedyś go przyzwyczaił np. poprzez przynoszenie jedzenia.
I właśnie tak musiało być z Miłkiem.