Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu „Interia Bliżej Świata” publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Założony w 1821 r. brytyjski dziennik „The Guardian”, z którego pochodzi poniższy artykuł, jest jedną z najstarszych gazet na świecie. Jego dziennikarze wielokrotnie zdobywali najbardziej prestiżowe dziennikarskie nagrody, w tym m.in. Pulitzera.
Charków – miasto znajdujące się zaledwie niecałe 30 km od granicy z Rosją – jest paradoksalnym przykładem czegoś jednocześnie zadbanego i zepsutego. Rzeźby w miejscach publicznych są otoczone workami z piaskiem, które mają chronić je przed pociskami. Donice kwiatowe w parkach są idealnie zadbane. Życie na ulicach jest o kilka tonów cichsze, niż można by oczekiwać od drugiego największego miasta europejskiego kraju. Jednak księgarnie, kawiarnie i restauracje są otwarte i pracują normalnie.
Oznaki nieustających rosyjskich ataków są wszechobecne. Na drogach widać rzędy stalowych jeży, które mają powstrzymywać wrogie czołgi. Wspaniały budynek Derżpromu z lat 20. ubiegłego wieku, dzieło sztuki konstruktywizmu i architektoniczna duma miasta, jest teraz mocno zniszczony.
W całym mieście szyby wybite przez nocne wybuchy zastępowane są przez płyty wiórowe. W centrum miasta jedna z takich płyt została oklejona papierową wycinanką przedstawiającą dwa otulające się ramiona. Widnieje na niej napis: „Kocham cię, mój ukochany Charkowie”.
Podziemne życie kulturalne
Życie kulturalne trwa. W dużej mierze pod ziemią. Piwnice teatrów są teraz ich głównymi scenami, w księgarniach wydarzenia organizuje się pod ziemią. Konstantin Zorkin – artysta wizualny z Charkowa stworzył trafną metaforę atmosfery w tym podziemnym świecie. Seria jego dzieł przedstawia Charków w czasie wojny jako statek sam na wzburzonym morzu, a jego pasażerowie kulą się, stosunkowo bezpieczni, w ładowni.
Populacja miasta składa się obecnie z tych, którzy się tu przeprowadzili z jeszcze bardziej niebezpiecznych miejsc i tych, którzy zostali w swoim mieście: albo musieli, albo nie chcieli, by miejskie życie w Charkowie umarło.
Taka decyzja o pozostaniu oznacza pogodzenie się z bliskością śmierci. W Charkowie jest tylko kilka systemów obrony powietrznej, a Rosja jest blisko. Zanim rozbrzmią dźwięki systemów alarmowych, rakiety już często zdążą uderzyć.
W tych okolicznościach coś tak intymnego i emocjonalnie angażującego jak festiwal poezji – niedawne dwudniowe wydarzenie odbywające się w podziemiach w centrum miasta – ma znaczenie niewyobrażalne w czasach pokoju.
Słuchanie poezji w schronie. „Ludzie widzą, że nie są sami”
Gdy jeden z najbardziej uznanych charkowskich poetów, powieściopisarzy i muzyków Serhij Żadan recytuje swoje wiersze, część zachwyconej publiczności niemo porusza ustami jasno, pokazując, że znają wersy na pamięć.
– W Charkowie mieszka ponad milion osób – mówi między odczytami Żadan, który obecnie służy w lokalnej Brygadzie Chartia. – Mają potrzeby kulturalne. Festiwal jest ważny z psychologicznego punktu widzenia: widzą, że nie są sami, że nie zostali opuszczeni, że jest wokół wielu ludzi, którzy mają podobne wartości, nadają na tych samych falach – twierdzi.
Festiwal organizowany przez wydawnictwo Meridian Czernowitz jest pierwszym tego typu w Charkowie. Wcześniej odczyty odbywały się w miastach frontowych na południu kraju: w Odessie, Mikołajewie i Chersoniu.
– Ludzie z miast frontowych mogą zejść do schronu, poczuć się bezpiecznie i posłuchać poezji. Nie siedzą w domach, słuchając dronów i przeglądając Facebooka – mówi organizatorka Ewgenia Łopata.
– Bycie tu oznacza bycie częścią społeczności, która wspiera się nawzajem – twierdzi. To również szansa na spotkanie ludzi mówiących po ukraińsku w mieście, które przez lata było przede wszystkim rosyjskojęzyczne – dodaje Łopata.
Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji w 2022 roku wielu mieszkańców, przede wszystkim tych ze społeczności kreatywnej, przerzuciło się na język ukraiński.

– Ludzie poszukują ukraińskiej tożsamości. Wielu z nich podjęło ważną decyzję o zmianie języka na ukraiński. Chcą czytać ukraińską literaturę – mówi Łopata.
– Drukujemy wszystkie nasze książki w Charkowie. Możemy to robić tylko dlatego, że ludzie zatrudnieni w drukarni nadal pracują – dodaje.
Przemysł drukarski, który istniał na dużą skalę w Charkowie, teraz znajduje się jednak w stanie niepewności. W maju ubiegłego roku kilka pocisków S300 poważnie uszkodziło miejską drukarnię Factor Druk, zabijając siedmiu pracowników.
Wiersze pisane w niewoli. „Wyciągnęły mnie z otchłani”
Pierwszą poetką, która czyta swoje dzieła na festiwalu, jest Julia Pajewska – uznana sanitariuszka wojskowa działająca pod pseudonimem „Taira”.
Została schwytana w marcu 2022 roku, gdy pomagała cywilowi w Mariupolu. W rosyjskiej niewoli spędziła kilka miesięcy. Przetrwała złe traktowanie i tortury. Została wypuszczona w czerwcu 2022 roku.
Pajewska mówi, że zaczęła pisać wiersze w niewoli. Robiła coś, co było zabronione – brała niewielki kawałek tynku i wydrapywała słowa na ścianie celi. – Wyciągało mnie to z otchłani – wspomina. Później nie była w stanie jasno przypomnieć sobie tego, co pisała, ale pamięta uczucia, które jej wówczas towarzyszyły. Po wyjściu na wolność zaczęła pisać wiersze na poważnie.
– To był sposób na pozostanie człowiekiem, na uratowanie swojego umysłu – mówi o tych słowach wydrapywanych na ścianie. – Pisałam, by pamiętać, kim byłam. W rosyjskim systemie penitencjarnym wszystko ma na celu odebranie poczucia kontroli – dodaje.
Jak twierdzi, jedyne nad czym miała kontrolę, to „mój oddech i pisanie wierszy”.
Wojna w Ukrainie oczami cywila
Doceniana twórczyni filmów i poetka Irina Cylik opowiada o życiu cywila, gdy wchodzi na scenę i czyta między innymi wiersz pt. „Mój dzień”, w którym opisuje sprzeczne doświadczenia: ukrywanie się przed atakiem rakietowym, robienie śniadania dzieciom, płakanie pod prysznicem, wybieranie wina w supermarkecie – które w czasie wojny niekomfortowo łączą się w jedno w Kijowie.
Mówi również o rosnącym niepokoju w Ukrainie, o tym, jak członkowie różnych grup społecznych radzą sobie z bardzo różnymi doświadczeniami wojennymi i traumami. Jak przestają się rozumieć.

Opowiada publiczności o własnych doświadczeniach. Jej mąż, powieściopisarz Artem Ceh wrócił do domu z frontu w 2016 r. (obecnie służy w Kijowie po tym, jak przez jakiś czas brał udział w bitwie o Bachmut w 2023 r.).
– Czekałam na ten dzień przez pół roku. Przyjechał obcy z opadającymi ramionami i szklistym spojrzeniem, bo ostatnie 10 miesięcy spędził w okopach – mówi.
– Nie macie pojęcia, jak możecie być razem, jak macie rozmawiać, jak odbudować wspólną intymną przestrzeń. Myślę, że wiele par tego doświadcza i niektóre niestety nie dają rady tego przetrwać – dodaje.
Życie kulturalne w czasie wojny. „Pokazuje, że jesteś człowiekiem”
Większość publiczności, głównie osoby mające 20-30 lat, pozostają na całym wydarzeniu, które trwa od południa do 20:30.
Informatyczka Ołena Dolia regularnie odwiedza Kijów, by doświadczyć nieco pełniej życia kulturalnego. – Potrzebuję tego, tęsknię za tym – mówi. Obecnie czyta więcej niż kiedykolwiek. – To jeden z moich sposobów, żeby nie zwariować. Uspokaja mnie to – mówi.
– To bardzo ważne, żeby doświadczać kultury podczas wojny – twierdzi copywriter Arsenij Wasiliew, również zasiadający na publiczności. – Pokazuje, że jesteś człowiekiem – dodaje. Według jego dziewczyny Sofii Kiszkowarowej, która kiedyś była bibliotekarką, „festiwal jest symbolem tego, że Charków żyje”.
– Wojna to stan maksymalnej nienormalności, maksymalnej dezintegracji. Według mnie kultura, bardziej niż wszystko inne, jest w stanie jakoś przekazać, wyrazić te rzeczy – mówi Żadan.
– Za 50 czy 100 lat, jeśli ludzkość przetrwa, jeśli książki przetrwają, to będziemy się uczyć o tej wojnie przede wszystkim poprzez literaturę.
Autorka: Charlotte Higgins
Tłumaczenie: Krzysztof Ryncarz
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
-
„The Washington Post”: Ukraina wciąż może przegrać tę wojnę
-
„The Economist”: Przełom w ciągu dwóch miesięcy? Władimir Putin pewny swego