Jak informują dziennikarze Wirtualnej Polski, postępowanie przeciwko Romanowi Giertychowi związane jest z zatrzymaniem Kamila „Buddy” Labuddy, popularnego youtubera zajmującego się tematem motoryzacji.
Mężczyzna wraz z partnerką zostali zatrzymani przez CBŚ na polecenie Zachodniopomorskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej. Prokuratura zarzucała im m.in. organizację nielegalnych loterii, a także oszustwa podatkowe.
Kilka dni po aresztowaniu w mediach pojawiły się informacje, że do sprawy włącza się Roman Giertych. Parlamentarzysta potwierdzał doniesienia medialne sugerując, że będzie obrońcą partnerki „Buddy”.
Problemy Romana Giertycha? Adwokaci skarżą się na działania polityka
Rzekoma obrona partnerki „Buddy” to jeden z powodów postępowania dyscyplinarnego wobec Romana Giertycha. Polityk w żaden sposób nie był bowiem zaangażowany w sprawę.
Nie jest to jedyne oskarżenie wobec Giertycha. Szczecińscy adwokaci, którzy zgłosili sprawę do rzecznika dyscyplinarnego twierdzą, że próbował on wymuszać niektóre decyzje, m.in. wycofanie się ze sprawy mecenas Katarzyny Walukiewicz.
– Zaczął nas obdzwaniać, że mamy mu dać substytucję. Bo jak nie, to on sprawi, że nie będzie nas w ogóle w tej sprawie. Zwykle takie rzeczy załatwia się grzecznie, prośbą, normalną rozmową. A on zadzwonił, powiedział, że jest obrońcą klientki i żąda substytucji – opowiada mecenas Kacper Stukan.
Polityk, jak podaje WP, kilkukrotnie kontaktował się także z obrońcami partnerki „Buddy, przedstawiając im rzekome pełnomocnictwa i wmawiając, że klientka sama zdecydowała się na zmianę obrońców. Kobieta kategorycznie zaprzeczała, w związku z czym Giertych zdecydował się odpuścić.
W sprawie istnieje także wątek finansowy. Chodzi o 300 tys. złotych, które kolega „Buddy” przelał Marcinowi Kaczmarkiewiczowi. Pieniądze miały trafić do mecenasów Giertycha i Dubois, aby zajęli się sprawą youtubera. Obydwaj finalnie zwrócili pieniądze, ale z potrąceniem części środków za swoje usługi. Zdaniem autorów mowa o kilkudziesięciu tysiącach złotych.
Oświadczenie Romana Giertycha
Autorzy tekstu poprosili strony o komentarz do sprawy. Kamil „Budda” Labudda oraz jego partnerka odmówili. Poseł Roman Giertych przesłał obszerne wyjaśnienie, żądając publikacji w całości. Poniżej pełna treść.
„Zawarte w Pańskich pytaniach sugestie jakobym działał w imieniu kogokolwiek bez stosownego upoważnienia do obrony podpisanego przez upoważnioną zgodnie z kpk osobę są fałszywe i stanowią jednocześnie kolejną próbę naruszenia dóbr osobistych. W sprawie, o którą Państwo pytacie zostało podpisane stosowne upoważnienie do obrony przez osobę z najbliższej rodziny, co zgodnie z przepisami ogólnymi w sytuacji aresztowanego jest wystarczającym umocowaniem” – pisze Giertych w oświadczeniu.
„Kłamliwa jest też sugestia jakoby po zakończeniu współpracy z w/w nie nastąpiło rozliczenie pomiędzy stronami. Rozliczenie takie nastąpiło i osoby, które były jego stroną (a także nikt inny) nigdy nie formułowały żadnych roszczeń z tego tytułu” – dodaje.
„Kampania, którą prowadzicie Państwo przeciwko mojej kancelarii jest próbą podważenia renomy i dobrego imienia mojej firmy. Najprawdopodobniej ma to związek z faktem, że do dwóch lat reprezentuję pana Tomasza Mraza, który wskazywał na relacje o charakterze przestępczym pomiędzy redakcją WP.PL, a Funduszem Sprawiedliwości. Jedną z okoliczności takiej przestępczej działalności było umieszczenia płaconych z tego Funduszu kwot na Państwa firmę za artykuły podpisywane przez fikcyjną postać Krzysztofa Suwarta, który w rzeczywistości był pracownikiem Ministerstwa Sprawiedliwości. Artykuły te wychwalały ministra Ziobrę, jego żonę Patrycję Kotecką i innych prominentnych działaczy PiS. Redakcja WP.pl nigdy nie przeprosiła ani nigdy nie potwierdziła tożsamości Suwarta.
Państwa działania poprzez docieranie do różnych osób, które mogą coś wiedzieć o mojej działalności adwokackiej stanowią czyn nieuczciwej konkurencji o charakterze karnym oraz czyn przestępczego wpływania na działania adwokata reprezentującego osobę przedstawiającą przestępcze relacje dotyczące Państwa koncernu, który jest popełniany przez znanych z nazwiska właścicieli koncernu Wirtualnej Polski, gdyż to oni byli beneficjentami działań FS i to oni zlecają na mnie nagonkę” – kończy oświadczenie Giertych.