Dr Jacek Sokołowski, autor głośnej książki „Transnaród. Polacy w poszukiwaniu politycznej formy” wspólnie z dziennikarzami Dawidem Serafinem i Łukaszem Szpyrką w podcaście Interii „Z dwóch stron” zastanawiają się, jak potoczy się druga tura wyborów. Ekspert ocenia również dlaczego zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w dłuższej perspektywie może być korzystne dla Sławomira Mentzena, który już teraz myśli o wyborach parlamentarnych w 2027 r.
– Mam wrażenie, że po ogłoszeniu wyników pierwszej tury lider Konfederacji miał wszystko bardzo dobrze zaplanowane i przemyślane. Strategia ta sprowadza się do tego, aby nie wskazywać kogo popiera, aby nie dysponować swoim elektoratem i pozwolić mu wybrać samemu – mówi ekspert. I odnosi się do krótkiego filmu, na którym widać Mentzena siedzącego przy piwie z szefem MSZ Radosławem Sikorskim, Rafałem Trzaskowskim, kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta oraz jego sztabowcami. Film do internetu wrzucił Sikorski, a całe zdarzenie miało miejsce w należącym do Mentzena toruńskim pubie tuż po jego rozmowie z Rafałem Trzaskowskim.
– Jeśli to było świadome działanie, to odbieram to jako próbę destabilizacji wyborców Konfederacji, którzy mogliby zagłosować na Nawrockiego. Ten film osłabił kandydata popieranego przez PiS, bo ściąga z Trzaskowskiego taki wizerunek kogoś demonicznego, bo można przecież iść z nim na piwo – mówi dr Sokołowski.
Wybory 2025. Wygrana Trzaskowskiego może być na rękę Mentzenowi?
Ekspert zauważa, że ewentualna wygrana Trzaskowskiego może być na rękę liderowi Konfederacji. Tłumaczy, że Platforma Obywatelska straci dotychczasową „wymówkę” w postaci prezydenta Andrzeja Dudy, który uniemożliwia im realizację obietnic wyborczych. Ewentualna wygrana Trzaskowskiego spowoduje, że rząd nie będzie już mógł na nikogo zrzucić swoich niepowodzeń.
Brak realizacji obietnic wyborczych będzie powodować, że część osób, które głosowały na obecnie rządzących, będzie rozczarowana i może w najbliższych wyborach zagłosować właśnie na Konfederację w wyborach parlamentarnych w 2027 r.
– To, co teraz będzie najbardziej biło w rząd, bez względu czy Trzaskowski wygra, czy nie, to polityki europejskie. My będziemy przyjmować tych uchodźców, ta relokacja będzie, wtedy się wyda, że te wszystkie zapewnienia były zwodzeniem elektoratu. A po drugie „Zielony Ład” będzie w nas uderzał. I na tym jedzie bardzo silnie Mentzen. A PiS tak bardzo jechać nie może, bo z migrantami ma swoje za uszami, a na „Zielony Ład” przecież się zgadzał. Będzie tylko jeden gracz z tych trzech dużych, który będzie mógł powiedzieć, że nie przyłożył do tego ręki – ocenia politolog.
– Rząd Donalda Tuska stoi w takim rozkroku, w jakim pod koniec swoich rządów stał PiS. Musi uspokajać Polaków, że nie będzie zalewu migrantów, a tylnymi drzwiami musi ich wpuszczać, bo gospodarka tego potrzebuje. A „Zielony Ład” będziemy czuli, bo uderzy nas po kieszeniach – mówi. – Wystarczy wyjść na ulicę, żeby to zobaczyć. Tego procesu nie da się już zatrzymać. Można nim sterować, ale żeby móc to robić, to trzeba to uczciwie wyborcom powiedzieć, ale nikt się nie odważy. Jednak jeśli do nas trafią jakieś osoby w ramach paktu migracyjnego, to wzbudzi to opór społeczny. No i Mentzen będzie jednym, który będzie mógł powiedzieć, że mówił, że tak będzie – dodaje.
Z tego wyborcy rozliczą Mentzena
– Mam wrażenie, że Mentzen koncentruje się na takiej symbolicznej, szeroko rozumianej deregulacji. On zwraca się do ludzi, którzy czują, że mogliby odnieść sukces, ale coś ich blokuje. Mówi im, że te bariery zlikwiduje. Mentzen mówi: ja z was to brzemię zdejmę. I to jest pytanie, czy Mentzen, jak kiedyś dojdzie do władzy, będzie w stanie te obietnice spełnić – mówi politolog.
– On nie będzie rozliczony przez swoich wyborców, czy obniżył podatki. On będzie rozliczony z tego, czy oni dostali poczucie, że rzeczywiście zostali odblokowani. To jest ta różnica między programem a obietnicą. Programów można nie realizować i wiele partii tak robi, ale jeżeli wyborcy odebrali coś jako obietnicę, to należy to zrobić – wyjaśnia.
I dodaje, że PiS spowodował, że wyborcy mają poczucie, że mogą rozliczać ich z obietnic wyborczych.
– PiS złożył taką propozycję, że rozliczymy III RP i dowartościujemy tych, których III RP skrzywdziła. Czy to były transfery socjalne, czy ciąganie niektórych ludzi przed komisję reprywatyzacyjną, generalnie tę obietnicę spełnił – tłumaczy dr Sokołowski.
– Natomiast Donald Tusk obiecał: rozliczmy PiS, przywrócimy demokrację, normalność. I nie mam poczucia, że on tę obietnicę spełnił. Ale jak ludzie zobaczyli przejęcie TVP to część wyborców, głównie Szymona Hołowni się cofnęła i powiedziała, że nie na taką demokrację głosowała. Hołownia przecież teraz stracił dwa miliony głosów – dodaje.
PiS pomogła zła ocena rządów Platformy
Ekspert ocenia również, co może zdecydować o wyniku drugiej tury wyborów. – Trzaskowski gra na mobilizację, on musi znaleźć „zagubionych” wyborców Szymona Hołowni i nie odstraszyć wyborców Lewicy. Z kolei w interesie PiS jest to, żeby tej mobilizacji nie było – mówi.
– Karol Nawrocki jest takim kandydatem, że jak ogłoszono jego start, to miałem poczucie, że to taki kandydat, który ma przegrać honorowo. Wszystko wskazywało, że Koalicja Obywatelska jest na fali. Trzaskowski wydawał się być wtedy bardzo popularny – tłumaczy. Zaznacza jednak, że kandydat popierany przez PiS zdobył w pierwszej turze wyborów mniej głosów, niż PiS w 2023 r.
– PiS pomogła bardzo zła ocena rządów Platformy Obywatelskiej, roztrwonienie potencjału Szymona Hołowni. Mam wrażenie, że PiS dostał tę drugą turę, z tą niewielką różnicą głosów w prezencie od losu, a nie dlatego, że miał jakiegoś przemyślanego kandydata – konkluduje.
Całej rozmowy z Jackiem Sokołowskim możesz posłuchać poniżej: