-
Paweł Szefernaker podsumowuje kulisy zwycięskiej kampanii Karola Nawrockiego, ujawniając, jak radzono sobie z atakami i zarzutami wobec kandydata.
-
Sztab był świadomy ryzyka i przygotowany na kryzysy, które pojawiały się w trakcie kampanii, w tym medialne oskarżenia i trudne momenty debaty.
-
Wygrana została osiągnięta dzięki skutecznej mobilizacji wyborców z różnych środowisk oraz determinacji i wsparciu kluczowych osób, takich jak Jarosław Kaczyński.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Kamila Baranowska, Interia: Zacznijmy od końca, czyli od wieczoru wyborczego po drugiej turze wyborów prezydenckich. Jest godzina 21:00, pojawiają się wyniki exit polls, wygrywa Rafał Trzaskowski. Co myśli sobie w takiej chwili szef sztabu Karola Nawrockiego?
Paweł Szefernaker, szef sztabu Karola Nawrockiego w kampanii prezydenckiej, przyszły Szef Gabinetu Prezydenta: – Pierwsza myśl była taka, że mamy remis i że te wyniki w ciągu kolejnych godzin mogą się zmienić. Doświadczeni politycy powinni wiedzieć, że przy tak małej różnicy wyników sondażowych, trzeba czekać na oficjalne potwierdzenie.
Wierzył pan, że to możliwe? Exit polls na przestrzeni ostatnich lat raczej się nie myliły co do kolejności zwycięzców.
– Dziś wiemy, że w ostatnich wyborach dużo się w Polsce zmieniło. Przekrój elektoratu, który głosował na Karola Nawrockiego jest inny niż dotychczasowe trendy, które w polskiej polityce się pojawiały. Wygraliśmy wśród młodych, zmniejszyliśmy przewagę wśród osób 60 plus, więc wyciąganie zbyt pochopnych wniosków o godzinie 21 skończyło się dla Rafała Trzaskowskiego srogim życiowym doświadczeniem.
– Mogę już dziś powiedzieć, że w piątek przed wyborami robiliśmy badania, także związane z poparciem elektoratów innych kandydatów z pierwszej tury i ich wyniki były bardzo bliskie końcowemu wynikowi wyborów. W ostatnim badaniu, tak zwanym kroczącym, jakie trafiło na moje biurko 30 maja, Karol Nawrocki miał 50,77 proc. poparcia. Wiemy, że ostatecznie miał 50,89, więc ten wynik się potwierdził.
- „Pierwszy raz słyszę”. Szef sztabu Nawrockiego o medialnych doniesieniach
- Pilne posiedzenie polityków PiS. Nawrocki przyjechał na Nowogrodzką
Gdy rozmawialiśmy w marcu, przekonywał pan, że to długa kampania i że formę olimpijską chcecie dowieźć na końcówkę, bo wtedy trzeba przekonać „konkretnych wyborców, decydujących o ostatecznym wyniku”. Chodziło o wyborców Mentzena i Brauna, to oni dali Nawrockiemu zwycięstwo?
– Ktoś, kto zna proces wyborczy, interesuje się kampaniami, ma w tym doświadczenie, to wie, że nigdy nie należy ulegać emocjom, towarzyszącym poszczególnym etapom kampanii. Wiedzieliśmy, że na czas między pierwszą a drugą turą trzeba całkiem innej taktyki niż wcześniej. Wiedzieliśmy, że musimy przekonać do siebie wyborców innych prawicowych kandydatów, dać im powód, żeby poszli na wybory, ale że to nie wystarczy. Musieliśmy przekonać także część wyborców tych kandydatów, którym nie po drodze z prawicą. Wyniki pokazują, że to się udało, bo poparcie wyborców Szymona Hołowni, Adriana Zandberga, a nawet Magdaleny Biejat i Joanny Senyszyn były większe niż prognozowano.
Co było najtrudniejszym momentem kampanii, gdy myślał pan: „no to pozamiatane”. Kawalerka, zarzuty o sutenerstwo na ostatniej prostej, a może ten nieszczęsny snus na debacie w TVP?
– O większości spraw, które mogą zostać użyte do ataku na Karola Nawrockiego, wiedzieliśmy wcześniej, więc częściowo się tego spodziewaliśmy. Choć skala ataku była ogromna.
– Wiedzieliśmy, do kogo próbują docierać posłowie koalicji rządzącej i sprzyjający im dziennikarze, bo dochodziły do nas te informacje z różnych stron. Nie zawsze jednak da się przewidzieć wszystko, dlatego najważniejsze było to, że ani przez chwilę nie udało się zachwiać Karolem Nawrockim. On był bardzo odporny na wszystkie ataki. Był przekonany, że racja jest po jego stronie i że nie ma sobie nic do zarzucenia.
Podejście, że niech mówią co chcą, bo racja jest po mojej stronie, w polityce się rzadko sprawdza.
– Karol Nawrocki wielokrotnie był sprawdzany przez polskie służby. I on, i my wiedzieliśmy, że te zarzuty są szyte i nie mają wiele wspólnego z prawdą, ale musieliśmy reagować. I starać się być sprytniejszym od przeciwnika. W czasie wojny trzeba umieć toczyć przemyślane bitwy.
Bitwa o słynną już kawalerkę na taką nie wyglądała. Dlaczego nie udało się wyjaśnić od razu wszystkich wątpliwości? Zamiast tego była telenowela w odcinkach.
– Zazwyczaj najchętniej krytykują ci, którzy nie znają szczegółów dotyczących danego wydarzenia i nie wiedzą, jak to wyglądało od środka. Ja dzisiaj mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że zrobiliśmy wszystko, żeby tamtym kryzysem jak najlepiej zarządzić. Polityka jest grą zespołową i nawet jeśli na zewnątrz pewnych efektów nie widać, to przez cały czas graliśmy na wspólne zwycięstwo. Czy popełnialiśmy błędy? Tylko ktoś, kto nic nie robi, ich nie popełnia. Dobry sztab to taki, który słucha krytycznych głosów, ale też kiedy trzeba jest na nie odporny i ma zaufanie do przyjętej strategii.
Strategia strategią, ale jak pięć dni przed ciszą wyborczą pojawiają się w mediach zarzuty wobec kandydata, że będąc ochroniarzem w hotelu, załatwiał prostytutki gościom, to wszystko bierze w łeb. Kilka dni przed decydującym głosowaniem, znaleźliście się jako sztab w głębokiej defensywie.
– Życie przynosi różne kryzysy, ale trzeba zrobić wszystko, żeby wyjść z nich do przodu. Nie chciałbym przeceniać roli Donalda Tuska w zwycięstwie Karola Nawrockiego, ale mam poczucie, że jego zachowanie, które widzieliśmy w Polsacie, gdy powoływał się na opinie różnych szemranych postaci dały ludziom wiele do myślenia. Po prostu wiele osób zaczęło się zastanawiać nad wiarygodnością tekstów i zarzutów pod adresem Karola Nawrockiego, skoro są budowane w oparciu o tak skompromitowanych świadków.
Czy to paradoksalnie nie pomogło Nawrockiemu w mobilizacji wyborców szeroko rozumianej prawicy? Mało kto się spodziewał tak wprost wyrażanego poparcia ze strony Grzegorza Brauna, Janusza Korwin-Mikkego czy czołowych polityków Konfederacji.
– Wszyscy zdali sobie sprawę, że jeżeli można zaatakować kandydata na prezydenta, który jest głównym kontrkandydatem zastępcy premiera, jeżeli można mu zabrać pieniądze na kampanię, jeżeli można bezkarnie wytoczyć przeciwko niemu cały aparat państwa, to w taki sam sposób można dziś zniszczyć każdego. Myślę, że dla wielu osób, w tym polityków, był to wyraźny sygnał, aby nie pozwolić na domknięcie systemu.
Mieliście w sztabie poczucie, że druga strona przegrzała z atakowaniem Karola Nawrockiego?
– Tak. Choć od początku zakładaliśmy, że ta kampania będzie jednym wielkim atakiem na nas. Najlepszym chyba przykładem tego, jak Platforma swoim działaniem osiągnęła skutek odwrotny od zamierzonego, jest kwestia pieniędzy. Odebranie nam subwencji miało zaprzepaścić możliwość prowadzenia normalnej kampanii. Tymczasem co się stało? Ludzie, widząc co się dzieje, sami sfinansowali kampanię Karola Nawrockiego. Ponad 50 tysięcy osób wpłaciło na kampanię ponad 23 miliony złotych. Niebywała mobilizacja.
Z kluczowej debaty wyborczej przed drugą turą wszyscy zapamiętali obrazek Karola Nawrockiego, wkładającego sobie do ust torebkę z nikotyną. Wyglądało to fatalnie. Jarosław Kaczyński przyznał, że to był „najcięższy moment kampanii”.
– Wiedzieliśmy, że sytuacja z debaty może być dużym problemem, bo zaczęła żyć własnym życiem, więc była szybka decyzja o tym, żeby to przeciąć i nie pozwolić drugiej stronie na narzucenie własnej narracji. Dlatego następnego dnia rano po debacie Karol Nawrocki zapowiedział, że zrobi testy i wezwał do tego swojego rywala. Druga strona kompletnie się do tego nie odniosła, popełniając – w moim przekonaniu – błąd. Jeżeli przychodzi kryzys, to trzeba starać się wyjść z niego na nowo i temat ze snusem podczas debaty udało się przeciąć.
No dobrze, ale dlaczego on to zrobił będąc na wizji? To brak doświadczenia? Przecież żaden polityk, będąc na antenie, nie zaryzykowałby takiego gestu.
– Karol Nawrocki wystartował w tych wyborach jako człowiek spoza polityki. Na zapleczu działał sztab złożony w dużej mierze z polityków i patrzący na wiele spraw z innej perspektywy. Myślę, że naturalność Karola Nawrockiego, wynikająca z przekonania, że nie ma sobie nic złego do zarzucenia, to było coś, co przekonało do niego wielu wyborców.
- „Nikt nam tego nie odbierze”. Prezes PiS reaguje po proteście sztabu Trzaskowskiego
- Prezes PiS układa plan. Kluczową rolę odegra w nim nowy prezydent
A debaty w Końskich? Wiele osób dziś mówi, że to był punkt zwrotny w kampanii.
– To był na pewno jeden z ważnych momentów w tej kampanii. Do tego czasu w trzech głównych telewizjach, które relacjonowały tę debatę, Karol Nawrocki był bardzo rzadko pokazywany, a jeżeli już był pokazywany, to w negatywnym świetle. Tymczasem w piątek o 20:00 w prime timie Polacy mogli zobaczyć Karola Nawrockiego całkowicie innego niż do tej pory był kreowany w tych mediach. Po drugie, to była niezwykła wojna psychologiczna, którą również Karol Nawrocki zdecydowanie wygrał z Rafałem Trzaskowskim. Sztab naszego kontrkandydata zorganizował wydarzenie, na które nie przygotował Rafała Trzaskowskiego.
Karolowi Nawrockiemu zarzucano na początku, że jest drewniany, sztuczny, że źle wypada podczas wystąpień publicznych. Kiedy to się zaczęło zmieniać?
– Od początku kampanii wiedziałem, że tak nie jest, ale potrzeba czasu, żeby przekonać do tego opinię publiczną. Wiadomo, że w trakcie kampanii po spotkaniach z ludźmi w trzystu powiatach, kandydat jest niesiony dynamiką kampanii, buduje się jego wizerunek. I to było widać z tygodnia na tydzień także w u Karola Nawrockiego.
– Pamiętam jak w okolicach lutego wiele osób wewnątrz partii, ale także dziennikarzy komentowało, że kampania Nawrockiego staje się monotonna, że za dużo tych spotkań w regionach. Tymczasem my wiedzieliśmy, że jest to na tym etapie kampanii niezwykle ważny element budowania zespołu i budowania Karola Nawrockiego jako kandydata na prezydenta. Wiedzieliśmy, że efekt tego będzie widoczny za kilka tygodni. Żeby móc wygrać prezydenckie debaty najpierw trzeba odpowiedzieć na tysiące pytań wyborców w całej Polsce. Pamiętam taką rozmowę w cztery oczy z prezesem Jarosławem Kaczyńskim w okolicach lutego, gdy wiele osób wątpiło, krytykowało, a prezes powiedział: „Róbmy dalej swoje, a będzie efekt, jaki zakładamy”. Ta pewność prezesa to był też ważny element wsparcia sztabu na tym etapie.
Jarosław Kaczyński nie miał chwil zwątpienia w kandydata?
– Nigdy nie wyczułem tego, żeby zwątpił, a rozmawialiśmy często. Był osobą, która także w sytuacjach ciężkich niezwykle wspierała i Karola Nawrockiego i sztab.

W marcu, gdy rozmawialiśmy, mówił mi pan, że brak doświadczenia politycznego to zaleta, a nie wada Karola Nawrockiego. Może w kampanii tak było, a czy teraz ten brak politycznego doświadczenia nie będzie obciążeniem?
– Mówienie dzisiaj o Karolu Nawrockim, prezydencie elekcie jako osobie niedoświadczonej to absurd. To człowiek, który odbył setki spotkań z Polakami, przetrwał najbrutalniejszą kampanię wyborczą, odbył osiem debat wyborczych. Dzisiaj to jest polityk pełnego formatu, który ma wszystko, by być dobrym prezydentem, łączącym świat, z którego przyszedł do polityki, z doświadczeniem, którego nabył w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy.
Nie miał pan wątpliwości, że chce nadal pracować z Karolem Nawrockim?
– Praca z prezydentem RP to jest wielkie wyzwanie, a także wielkie wyróżnienie, szczególnie w roli szefa gabinetu prezydenta. Mało kto wie, ale szef gabinetu ma swój gabinet drzwi w drzwi z prezydentem i wspólny sekretariat w Pałacu Prezydenckim. To wszystko to wielkie zobowiązanie.
Będzie pan takim nieformalnym wiceprezydentem. Oprócz pana na szefa Kancelarii Prezydenckiej szykowany jest Przemysław Czarnek. Wygląda na to, że prezydent stawia na mocno polityczny skład. Dlaczego?
– Myślę, że skład kancelarii będzie połączeniem osób, które mają doświadczenie polityczne z ludźmi z zaplecza prezydenta elekta, którzy do tej pory nie działali w polityce. O tym będzie w najbliższych dniach i tygodniach informował bezpośrednio prezydent. Z jednej strony zwycięskiego składu się nie zmienia, w związku z tym bardzo się cieszę, że Karol Nawrocki proponuje pracę i rozmawia z politykami, którzy go wspierali w tej kampanii. Z drugiej strony naturalne jest to, że w kancelarii znajdą się osoby, które przez lata współpracowały z Karolem Nawrockim i uważam, że taka równowaga będzie atutem.
A nie jest tak, że PiS chce uczynić z Pałacu Prezydenckiego ośrodek walki z rządem i trampolinę do powrotu do władzy?
– Myślę, że przede wszystkim dla Prawa i Sprawiedliwości niezwykle ważne jest to, żeby Polacy, idąc do wyborów w 2027 roku, wiedzieli, że kandydat popierany przez PiS nie zawiódł i że spełnił pokładane w nim nadzieje. W związku z tym dla wyniku wyborów parlamentarnych ważne jest, by Karol Nawrocki był dobrym prezydentem, takim, jak zapowiedział w kampanii. Jestem przekonany, że tak się stanie.
Donald Tusk stwierdził po zwycięstwie Karola Nawrockiego, że „ma świadomość, że może być trudniej” i jednocześnie zaznaczył, że „plan awaryjny, zakładający trudną kohabitację, jest przygotowany”. Też macie swój plan na trudną kohabitację z rządem?
– Donald Tusk już wielokrotnie pokazał, że sam potrafi skutecznie zniszczyć relacje premiera z prezydentem, począwszy od czasów uruchomienia przemysłu pogardy wobec Lecha Kaczyńskiego, przez ostatnie półtora roku jego kohabitacji z Andrzejem Dudą. Dziś Karol Nawrocki ma niezwykle mocny mandat społeczny, został wybrany przy rekordowej frekwencji i rząd musi się z nim liczyć. Słuchając wypowiedzi premiera i innych polityków z jego partii, mam takie poczucie, że Donald Tusk i Platforma Obywatelska nie umieli wygrać wyborów, a dziś nie umieją ich przegrać.
Rozmawiała Kamila Baranowska.