Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie w Polsce, zdobywając 50,89 proc. głosów. Z kolei Rafał Trzaskowski uzyskał wynik 49,11 proc.
Według danych Państwowej Komisji Wyborczej w wyborach oddano 189 294 głosy nieważne (0,9 proc.). Powody były dwa: niepostawienie znaku „X” – 87 449 głosów oraz postawienie „X” przy nazwisku obu kandydatów – 101 845.
Oddał nieważny głos. Dlaczego?
Andrzej, mężczyzna po pięćdziesiątce, prowadzi własną działalność gospodarczą i mieszka w Warszawie. W pierwszej turze głosował na Sławomira Mentzena. W drugiej – trzeci raz z rzędu w wyborach prezydenckich – zdecydował się postawić dwa znaki „X”.
Już po pierwszej turze wiedział, że nie odda ważnego głosu w dogrywce.
– Gdyby ta kampania w ostatnich tygodniach była inna, Nawrocki może trochę by mnie przekonał. Nawet miałem moment, że myślałem: „Może jednak?”. Ale nie. Te ostatnie dwa tygodnie nie były dla niego łaskawe. Pojawiło się dużo doniesień, ale one to nawet nieco przesunęły mnie w jego stronę. Miałem poczucie, że skoro media, które dla mnie są totalnie niewiarygodne, tak go atakują, to może trzeba go wspomóc. Ale potem pomyślałem: „Nie, jednak nie. Ani jeden, ani drugi nie był tym kandydatem” – tłumaczy w rozmowie z „Wprost”.
Czy żałuje swojej decyzji? Odpowiada krótko: Nie.
– Wynik nie sprowadzał się do mojego głosu. Sprawdziłem dzisiaj – w historii wyborów na świecie najmniejsza różnica była przy starciu Bush kontra Gore na Florydzie – 527 głosów na sześć milionów. To i tak więcej niż jeden. Poza tym miałem wrażenie, że głosując na kogoś, kogo nie popieram, robiłbym coś wbrew sobie.
„Nigdy nie miałem odczucia, żeby mówić, że to nie mój prezydent”
Mimo że Andrzej nie czuje, że którykolwiek z kandydatów go reprezentuje, szanuje demokratyczny wybór i nie podziela skrajnych opinii.
– Nigdy nie miałem odczucia, żeby mówić, że wstydzę się za Polskę czy to nie jest mój prezydent. Nawet jak był Komorowski, to uzyskał mandat w ramach obowiązujących przepisów. Można się spierać, czy godnie reprezentuje kraj, ale to nie znaczy, że będę mówił: „To nie mój prezydent”. Obca i daleka jest mi taka postawa, że jeśli nie wygrał mój kandydat to wyprowadzam się lub uznaję, że pół Polski to „idioci”. Nie ma we mnie nienawiści czy agresji. Każdy ma swoje poglądy i trzeba to uszanować.
„Denerwuje mnie plemienne podejście”
Przedsiębiorca krytycznie ocenia atmosferę polityczną w Polsce.
– Denerwuje mnie to, że po obu stronach tej barykady są plemiona jaskiniowców albo – to teraz modne – kibole. Cokolwiek powiesz, od razu przypiszą cię do którejś drużyny. A ja uważam, że można znaleźć dobre rzeczy w tym, co mówi PiS, i głupoty, które mówi PiS. Tak samo z PO. Nie trzeba być ślepym zwolennikiem ani Tuska, ani Kaczyńskiego.
Głos za zdany egzamin?
Andrzej ma do demokracji wiele zastrzeżeń.
– Mam swój pomysł – ludzie musieliby zdawać egzaminy, żeby mieć prawo głosu. Nie chodzi o to, żeby komuś go zabierać, tylko żeby ci, którzy nie chcą albo nie potrafią się zaangażować, musieli przekazać swój głos komuś, kto zdał. Może wtedy te głosy byłyby bardziej przemyślane i byłoby mniej bezrefleksyjnej wojny plemiennej.