Wybory, wybory i po wyborach. W zakończonej w niedzielę dogrywce w wyścigu o fotel prezydencki laur zwycięstwa przypadł Karolowi Nawrockiemu – obecnie w stopniu elekta. Co ta wygrana oznacza dla językoznawcy?
– Gdy prezydent elekt uzyskuje bardzo podobną liczbę głosów, co jego poprzednik wywodzący się z tego samego obozu politycznego, a kontrkandydat osiąga wynik bardzo zbliżony do tego, jaki uzyskał pięć lat wcześniej, to ciśnie się na usta przewrotne pytanie: czy kampania ma aż taki wpływ na wybory? – zastanawia się w rozmowie z „Wprost” dr Sebastian Surendra, językoznawca i kulturoznawca.
Wybory prezydenckie – przegadana kampania
Jego zdaniem zakończone właśnie kampanijne zmagania przynoszą zaskakującą konkluzję – kampania prezydencka była wyjątkowo przegadana.
– Na pewno padła w niej rekordowa liczba słów – wypowiedzianych i napisanych – ale czy ilość przeszła w jakość? Zdecydowanie nie. Debat było wyjątkowo wiele (myślę tu o I turze), co w połączeniu z wieloma zawodnikami gwarantowało długie mecze, ale nie takie, o których będzie się mówić latami – między innymi właśnie z uwagi na liczbę debatujących i czas trwania programu – zauważa ekspert.
Podkreśla, że każda percepcja ma swoje granice.
– Jeśli dodamy do tego, że coraz więcej osób ma problem ze skupieniem się na zbyt długim tekście – to wszystko jasne. Nie może więc dziwić, że zdecydowanie najlepiej była oceniana przez widzów dynamiczna formuła zadawania sobie pytań przez kandydatów, bo to pozwala ocenić poziom ciętej riposty i intelektu – stwierdza naukowiec.
Zwraca uwagę, że nawet z najciekawszych debat odbiorcom nie pozostało w pamięci zbyt wiele treści, a kandydaci, których występy powszechnie oceniano pozytywnie (np. Szymon Hołownia, Adrian Zandberg), odegrali w wyborach rolę statystów.
Ekspert: „W programach gospodarczych zabrakło zrozumiałych konkretów”
Z przeprowadzonej przez językoznawcę analizy wynika, że największym mankamentem zakończonej właśnie kampanii prezydenckiej był brak zrozumiałego konkretu.
– I w debatach, i w spotach niewiele było haseł, które zmieniały wyborczą rzeczywistość. Konkret opakowany w retoryczny talent – to połączenie było praktycznie niewystępującym delikatesem. Weźmy przykład gospodarki, fundamentalnej kwestii tak dla budżetu państwa, jak i każdego gospodarstwa domowego. Padały liczby, cyfry i procenty, dzielono i mnożono, nawet potęgowano (a przynajmniej o polskiej potędze mówiono), ale czy rzeczywiście były to wystąpienia konkretne, do tego wypowiedziane piękną i jednocześnie prostą polszczyzną, zrozumiałą dla każdego, ale nieupraszczającą zagadnienia? Niestety, nie – stwierdza dr Surendra.
Wybory prezydenckie – emocje górą
Choć wyborcy zawzięcie deklarują rozsądek, to jednak przy urnie górę biorą emocje.
– Czy to dziwi? Nie, bo ludzie zawsze deklarują w różnych badaniach, że bezpieczeństwo ekonomiczne jest dla nich najważniejsze, ale najbardziej ulegają emocjom mającym związek zupełnie z czymś innym. Czyli zmienia się wszystko tak, że nie zmienia się nic – o chlebie i igrzyskach coś przecież wiemy. Analizując przekazy partyjne, które czasem uruchamiały określone społeczne emocje, a czasem na nie odpowiadały, widać, jak olbrzymie znaczenie ma właśnie emocja – podsumowuje dr Surendra.