– Nie wiem, kto wygra, i wolałbym dać się zaskoczyć – mówi niezależny senator Pavel Fischer, który do izby wyższej czeskiego parlamentu został wybrany z poparciem kilku centroprawicowych ugrupowań, w tym także tych, które rządzą w Czechach od czterech lat.
W rozmowie z DW krytycznie ocenia ich działanie: – Obecna koalicja rządowa popełniła wiele błędów i wielu jej wyborców jest na nią wściekłych. Bardzo ważne będzie, czy ostatecznie pójdą na wybory, czy nie – dodaje.
Tym niemniej według przewodniczącego komisji spraw zagranicznych, obrony i bezpieczeństwa czeskiego Senatu rząd premiera Petra Fiali ma też na swoim koncie szereg znaczących osiągnięć: – Hojna pomoc dla Ukrainy, odcięcie energetyki od Rosji, nasz gaz, ropa, a nawet paliwo jądrowe nie pochodzą już z Rosji. To fantastyczne wyniki, a można by znaleźć jeszcze wiele innych.
Powrót Babisza nie taki pewny
W wielu komentarzach pojawiających się w ostatnim czasie zarówno w Czechach, jak i za ich granicami, ich autorzy wyrażają przekonanie, że te wybory wygra ruch ANO 2011 byłego premiera Andreja Babisza, który jednocześnie jest jednym z najbogatszych ludzi w Czechach, i że powróci on do pałacu rządowego. O ile wyborcze zwycięstwo ma rzeczywiście raczej pewne, bo ostatnie sondaże dawały mu co najmniej 30 procent poparcia, o połowę więcej od drugiej z kolei koalicji SPOLU premiera Petra Fiali, to jednak nie można całkowicie wykluczyć kontynuacji obecnych rządów w jakiejś podobnej formule.
Zresztą nie tylko senator Fischer uważa, że wynik tych wyborów „może być bardzo wyrównany”. O tym, kto będzie w stanie sformować kolejny gabinet, zadecydują bowiem niezdecydowani. „Grupa niezdecydowanych wynosi od 20 do 35 procent, czyli jest naprawdę duża”, powiedział dziennikowi „Hospodárzské noviny” Pavel Ranocha, analityk agencji Kantar CZ, która co miesiąc przeprowadza sondaże wyborcze dla Czeskiej Telewizji. „Ci ludzie często podejmują decyzję w ostatniej chwili. Mają na oku na przykład dwie lub trzy partie, ale wybierają między nimi dopiero w drodze do lokalu wyborczego”, tłumaczy. Dlatego też bardzo trudno jest wystarczająco dokładnie przewidzieć jakie będą ostateczne rezultaty.
Niezdecydowani preferują blok rządowy
Według Ranochy w grupie niezdecydowanych przeważają młodzi wyborcy, którzy są raczej skłonni głosować na ugrupowania bloku rządowego. Kiedy zwycięzcy wyborów z 2021 roku obejmowali władzę, gabinet tworzyły dwie koalicje.
Pierwszą, SPOLU (po polsku RAZEM lub WSPÓLNIE) tworzą trzy partie mniej lub bardziej konserwatywne: Obywatelska Partia Demokratyczna ODS, którą 33 lata temu założył późniejszy prezydent Václav Klaus, ponadstuletnia chadecka KDU-CzSL, odpowiednik PSL w Polsce, oraz najmłodsza z nich TOP 09, którą – jak wskazują ostatnie dwie cyfry – w 2009 roku zakładał Karel Schwarzenberg.
Drugą była PirSTAN, koalicja dwóch proeuropejskich ugrupowań mniej lub bardziej liberalnych: Czeskiej Partii Pirackiej, zwanej w skrócie Piratami, oraz Burmistrzów i Niezależnych, w skrócie STAN. Piraci opuścili rząd, gdy premier Petr Fiala odwołał przed rokiem ich ówczesnego szefa, wicepremiera i ministra rozwoju regionalnego Ivana Bartosza. Nie poszło o spory ideologiczne, a błędy w cyfryzacji procedur budowlanych.
I to właśnie ci Piraci zyskują w ostatnim czasie najwięcej. Ich notowania w sondażach agencji Kantar CZ niemal się podwoiły z pięciu procent w październiku ubiegłego roku do 9,5 procenta w minionych dwóch miesiącach, a według instytutu STEM nawet przekroczyły dziesięć procent. Zdaniem Ranochy dzięki niezdecydowanym mogą zyskać w wyborach jeszcze więcej. Nie aż tak bardzo, ale także STAN i SPOLU mogą mieć lepszy wynik niż wskazywały badania.
Sęk w tym, czy SPOLU, STAN i Piraci zyskają 101 mandatów w liczącym dwustu posłów czeskim parlamencie. „Czechy potrzebują 101 demokratów. Was, którzy o tym wiecie, jest już wielu. Ale musi nas być jeszcze więcej. Przekażcie tę wiadomość dalej, proszę. Razem damy radę!”, napisał na Facebooku szef STAN Vít Rakušan.
Babisz: „Chcecie to na piśmie?”
Ale i Andrej Babisz uważa, że ANO mogłoby zdobyć tych 101 mandatów. „Być może osiągniemy taki wynik, że nie będziemy potrzebować niczyjego wsparcia”, powiedział redaktorkom gazety „Deník N”, które zrobiły z nim bardzo, bardzo długi wywiad. A gdy próbowały podważyć te marzenia, wyraził to już wprost: „Może będziemy mieli 50 procent, kto wie.”
I podobnie jak ugrupowania bloku rządowego nie wyobrażają sobie współpracy z nim, tak jak i on odrzuca koalicję z nimi. Chwilę wcześniej na pytanie, czy ANO nadal wyklucza rząd z którąś z partii byłej „koalicji pięciu”, odpowiada: „Oczywiście, jak moglibyśmy wtedy spojrzeć ludziom w oczy?”
Dziennikarki nie chcą jednak uwierzyć. Są przekonane, że jeśli Babisz chce rządzić i odrzuca współpracę z wszystkimi partiami obecnego bloku rządowego, to będzie potrzebował wsparcia co najmniej ksenofobicznej partii SPD (Wolność i Demokracja Bezpośrednia) Tomia Okamury, a może i skrajnie lewicowego bloku Dosyć!, którego wyborczą liderką jest szefowa Komunistycznej Partii Czech i Moraw Katerzina Koneczná. A te ugrupowania jako warunek stawiają referendum w sprawie wystąpienia Czech z Unii Europejskiej i NATO.
Ale Babisz mówi, że wyjście z Unii zaszkodziłoby bardziej niż wszystkie jej pomysły, takie jak rozszerzenie handlu emisjami zanieczyszczeń na mieszkalnictwo, czy Chat Control – kontrola komunikatorów, poczty elektronicznej i sieci społecznościowych. A gdy redaktorki nie ustępują, w końcu nie wytrzymuje: „Chcecie to na piśmie? Mam to tu wam napisać? Piszcie więc: Ja, Andrej Babisz, oświadczam, że nie będzie referendum w sprawie NATO ani UE”.
Milan Horaczek urodził się w Velkich Losinach koło Szumperku, u stóp Masywu Śnieżnika. Jest synem Czecha i Niemki. Po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku uciekł do RFN. Miał wtedy 22 lata. Dekadę później stał się jednym z założycieli niemieckich Zielonych, a potem ich posłem najpierw do Bundestagu, a później do Parlamentu Europejskiego. Dziś więcej czasu spędza raczej w Czechach niż w Niemczech.
– Działając w niemieckiej polityce przyzwyczaiłem się do pewnych standardów, ale tutaj jest z nimi jeszcze o nieco gorzej niż w Niemczech – uważa. – To jest „zdziczały kraj” – mówi o swojej ojczyźnie. – Patrząc jednak wstecz na tych 35 lat, człowiek nie może być rozczarowany. Większa część społeczeństwa rozwija się tu bowiem, można by powiedzieć, dość rozsądnie.
Dla Horaczka oczywiście nie jest to wszystko jedno, kto wygra te wybory. Ale też nie za bardzo podziela obawy sporej części swoich rodaków. – To są spekulacje, które wynikają z tego, co poznaliśmy, gdy Babisz był w dwóch rządach, najpierw jako minister finansów, potem zaś jako premier. Ze wszystkim, o czym nam kłamał, a co się wiązało z Agrofertem, jego koncernem rolno-spożywczym – tłumaczy.
Złudzeń co do byłego, a może i przyszłego szefa rządu nie ma. – On jest bezwzględnym, pozbawionym skrupułów kapitalistą – mówi, ale dodaje, że przynależność do tej grupy społecznej go jednocześnie ogranicza. – Jeśli chce zachować pewien poziom przyzwoitości, musi skupiać się raczej na Zachodzie niż na Wschodzie, na Moskwie i Putinie. Bo przecież musi rozumieć, że tam nie ma przyszłości – podkreśla.
Zamach na skład amunicji
Babisz sam to chyba zrozumiał już ładnych parę lat temu, gdy był premierem. Bo to akurat wtedy, w kwietniu 2021 roku, czescy śledczy odkryli, że wybuch składu amunicji w Vrbieticach na wschodzie kraju z 2014 roku, wskutek którego zginęło dwóch Czechów był zamachem terrorystycznym przeprowadzonym przez dwóch agentów rosyjskich tajnych służb SWR i GRU. O sprawie poinformował sam szef rządu, a minister spraw zagranicznych Jan Hamáczek dodał, że w reakcji na to z kraju zostanie wydalonych 18 pracowników rosyjskiej ambasady rosyjskiej, którzy zostali zidentyfikowani jako szpiedzy. 14 z nich było dyplomatami.
– To prawda, że ta reakcja była dobra – przyznaje Pavel Fischer. – Ale skoro jesteśmy przy kwestiach polityki zagranicznej, to w tej dziedzinie Andrej Babisz całkowicie zawiódł w budowaniu relacji zaufania i współpracy z Polską. A właśnie obecnie Polska jest prawdziwym liderem regionalnym, którego znaczenie w zakresie obrony, bezpieczeństwa i współpracy strategicznej można tylko podkreślić – zaznacza.
Rosyjscy trolle szukają drogi do Czech
Dziś Rosja nadal interesuje się Czechami i byłoby dziwne, gdyby było inaczej, zważywszy choćby fakt, że kraj ten ma mocno rozwinięty przemysł zbrojeniowy. Ale oczywiście ogromne znaczenie mają też istotne działania podejmowane przez Czechów w sprawie pomocy dla Ukrainy, jak choćby słynna inicjatywa amunicyjna, która uchroniła ją przed nagłym załamaniem dostaw wynikających z wyczerpania zapasów w państwach wspierających Kijów.
Dlatego Moskwa stara się oddziaływać i na te wybory, zwłaszcza poprzez rosyjskich trolli działających zwłaszcza na mediach społecznościowych. Niedawno Czesi odkryli setki fałszywych kont na Tik-Toku z rosyjską propagandą skierowaną do czeskich odbiorców. Ostatnie sondaże sugerują jednak, że i tym razem Rosja zbyt wielkiego sukcesu nie odnotuje.
Redakcja Polska Deutsche Welle
-
Reakcje zachodnich liderów na wybory w Mołdawii. „Powstrzymaliście Rosję”
-
Będą zmiany w Nowym Jorku. Burmistrz ogłasza: Nie mogę kontynuować kampanii