Na początku warto zaznaczyć, że autor tego tekstu na co dzień funkcjonuje we Wrocławiu, więc mechanizmy funkcjonowania dolnośląskiej siatkówki, zna od podszewki. Co więcej, w roli wrocławskiego „słoika”, ma dodatkowy atut w postaci rozeznania w kontekście nie tylko tego, co duże, bo ze stolicy Dolnego Śląska, ale też małe – ale leżące w fundamencie tak popularnej w kraju dyscypliny.
A że siatkówka przeżywa od praktycznie dwóch dekad naprawdę złoty okres, nikogo raczej nie trzeba przekonywać. Datę początkową można wyznaczyć na pierwsze złoto mistrzostw Europy drużyny nieodżałowanego trenera Andrzeja Niemczyka, czyli rok 2003. Polki poprawiły kolejnym tytułem dwa lata później (2005), a do pań dołączyli panowie, w 2006 roku sięgając po sensacyjne wicemistrzostwo świata. I rozkręciło się na dobre.
Wrocław ma duże problemy. Siatkówka na peryferiach sportowego życia
Kiedy reprezentacja Polski pod batutą trenera Raula Lozano sięgała po srebrne krążki w dalekiej Japonii, we Wrocławiu siatkarski kibic miał jeszcze kontakt z męską siatkówką na najwyższym poziomie. W dawnej Polskiej Lidze Siatkówki, obecnie znanej jako PlusLiga, występowali siatkarze Gwardii. Trzykrotni mistrzowie Polski (1980, 1981, 1982), zdobywcy Pucharu Polski (1981), wreszcie brązowi medaliści Ligi Mistrzów (1981, wówczas pod nazwą Pucharu Europy Mistrzów Krajowych). Transformacja ustrojowa sprawiła jednak, że klub mający spore wsparcie milicyjne, zderzył się ze ścianą kapitalizmu. Początkowo wydawało się, że z Gwardii nic nie zostanie, ale ostatecznie – choć wielosekcyjny klub musiał się mocno odchudzić – oszczędzono m.in. siatkarzy i siatkarki.
Gwardia w męskim wydaniu nie zdołała jednak na tyle zaistnieć w PLS, żeby nawiązać do dawnych sukcesów Stanisława Gościniaka, Ireneusza Kłosa, Macieja Jarosza, Lecha Łasko, czy kierującego całością trenera Władysława Pałaszewskiego. Bardziej współczesne talenty wywodzące się z Gwardii to m.in. Marcel Gromadowski, Jakub Jarosz, Krzysztof Rejno czy Maciej Muzaj. Wrocławski klub spadł jednak z PLS w sezonie 2006/07 i choć w tym roku obchodzi swoje osiemdziesięciolecie, na powrót do PlusLigi trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Zwłaszcza że Wrocław ma dzisiaj zespół seniorów na poziomie II ligi, czyli trzeciego poziomu rozgrywkowego.
Dużo lepiej wygląda zderzenie ze współczesnymi realiami siatkarek dawnej Gwardii. Po przemianach, najpierw jako Impel Gwardia, później Impel, aż do dzisiejszego #VolleyWrocław, zawodniczki z dolnośląskiej stolicy na stałe wpisały się w krajobraz krajowej elity. Wrocław ma zespół w tym gronie nieprzerwanie od sezonu 2000/01. Przez klub przewinęło się mnóstwo ciekawych nazwisk. Od czasów pradawnych, legendarna Maria Śliwka (brąz IO 1964 i taki sam kolor medalu MŚ 1962), ciekawostkowo Wanda Rutkiewicz (słynna himalaistka, a wcześniej… kapitanka juniorskiej reprezentacji Polski siatkarek), a bardziej współcześnie m.in. Maria Stenzel, Agnieszka Korneluk, Zuzanna Efimienko-Młotkowska czy Katarzyna Skowrońska.
Po co ta cała wyliczanka? Dla ludzi spoza Dolnego Śląska być może Wrocław niekoniecznie musi kojarzyć się z siatkówką. I słusznie, patrząc na to, co dzieje się w ostatnich latach w kontekście klubowego dorobku. A fakt faktem, mnóstwo jest wątków, które tę dyscyplinę w dolnośląskiej stolicy osadzają.
Obecnie jednak nie tylko Wrocław, ale cały siatkarski Dolny Śląsk, ma problemy. Na ogólnopolskiej mapie pozostał już tylko wspomniane siatkarki #Volleya. Choć o ich problemach finansowych – po wycofaniu się głównego sponsora tuż przed startem ligi – było głośno. Dokładnie opowiedział o tym m.in. dla WPROST Bartłomiej Dąbrowski, trener drużyny w sezonie 2024/25. Ostatecznie jednak drużynę udało się rzutem na taśmę uratować w Tauron Lidze. Spadek zaglądał jednak we Wrocławiu głęboko w oczy.
Biorąc pod uwagę, że we Wrocławiu są takie zespoły jak: piłkarski Śląsk, żużlowa Betard Sparta, koszykarski Śląsk, czy od niedawna ekstraklasowy Śląsk w piłce ręcznej – siatkówka jest na peryferiach. To kruchy lód po którym stąpa właściwie jeden zespół. Czym innym jest szkolenie, bo młodzież – niezależnie od wyników seniorskich – to nadal krajowa czołówka. Młode siatkarki i młodzi siatkarze nie mając jednak perspektyw na przyszłość, zaczną jednak wyjeżdżać z miasta. Tak właściwie, już od dawna to robią.
Kto będzie rządził siatkówką na Dolnym Śląsku? Rywalizacja dwóch prezesów
Spoglądając na całe województwo, znajdzie się na Dolnym Śląsku jeszcze kilka ciekawych ośrodków, z naprawdę dużą historią bądź osiągnięciami. Przykłady? To właśnie w Jaworze pierwsze kroki stawiał Aleksander Śliwka, w klubie Spartakus (a jest też żeńska Olimpia). Z Ikara Legnica do Akademii Jastrzębskiego Węgla wyjechał Jakub Popiwczak. Milicz może się za to pochwalić Damianem Wojtaszkiem. Ze Strzegomiem związani byli za to bracia Andrzej i Krzysztof Stelmachowie. Do tej listy, z pewnością nie będącej pełną, dopisać warto jeszcze Oławę i Roberta Szczerbaniuka.
Spore tradycje ma też Wałbrzych. I niekoniecznie mowa o fakcie, że w tym mieście urodził się Bartosz Kurek – to raczej ciekawostka geograficzna. Dużo większe korzenie wałbrzyskie ma ojciec „Kurasia”, Adam Kurek. Chełmiec, a przez pewien czas Victoria PWZS, potrafiły mieć w swoich szeregach ciekawe postaci. Janusz Ignaczak (do dzisiaj pracujący w Chełmcu) i jego syn Krzysztof, słynny „Igła”, który szył nie tylko przed kamerą. Wypływający na szerokie wody mistrz I ligi Łukasz Kaczmarek (sezon 2014/15), pod batutą również pochodzącego z Wałbrzycha olimpijczyka (IO 1996) Krzysztofa Janczaka. Dawniejsze czasy to Bronisław Bebel (MŚ 1976), Jacek Kurzawiński, Dariusz Ratajczak, trener Ryszard Kruk i jego syn Łukasz. Zdobycie Pucharu Polski w 1993 roku przez siatkarzy Chełmca, to nie był przypadek.
A skoro Wałbrzych, to geograficznie 20 km obok leży Świdnica. Żeńska Polonia może się pochwalić swoimi słynnymi wychowankami – Dorotą Świeniewicz i Anną Werblińską.
Ta ostatnia, jeszcze jako Barańska – wraz z siostrą Bogumiłą – grały we Wrocławiu. Drużynie, w której jako prezes i trener funkcjonował i funkcjonuje Jacek Grabowski. Co ciekawe, postać będąca we wrocławskiej siatkówce od prawie 40 lat. Poza pełnieniem funkcji szefa #Volleya, członek Rady Nadzorczej Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
Grabowski na siatkówce zjadł zęby. W 2021 roku startował w wyborach na prezesa Dolnośląskiego Związku Piłki Siatkowej. Ostatecznie jednak zwyciężył jego kontrkandydat Wojciech Rozdolski. Obaj panowie spotkali się nie tak dawno podczas debaty „Gazety Wrocławskiej”, traktującej o siatkówce właśnie na Dolnym Śląsku. Debacie organizowanej przez DZPS, gdzie prezes Rozdolski pełnił rolę gospodarza, będąc obecnym w każdym z trzech paneli dyskusyjnych. Rzecz jasna nie obyło się bez mocniejszej wymiany zdań na linii obu panów, kontrkandydatów przed laty, a obecnie po prostu – wyraźnie inaczej spoglądających na siatkówkę.
Rozdolski sugerował, że „łączy i wspiera”. Grabowski widział sprawę inaczej, mając na głowie m.in. wspomniane problemy po wycofaniu się KGHM ze sponsoringu klubu. O kłopotach #Volleya swego czasu zrobiło się zresztą głośno nie tylko we Wrocławiu.
– Ja szczerze mówiąc nie odczuwam tego łączenia na swojej osobie po czterech latach. Jesteśmy w końcu klubem, który gra w najwyższej klasie rozgrywkowej, jako jedyny, podkreślam i niestety, jest długo, długo nic. Za nami jest dopiero druga liga, bo nie ma nawet pierwszej na Dolnym Śląsku, ani żeńskiej, ani męskiej. Czyli w jakiś sposób jesteśmy lokomotywą tego województwa, bronimy też jego honoru i… właśnie. Ja nie odczuwam jakiegoś wsparcia, jakiejkolwiek współpracy. A jest w czym pomagać, bo problemów jest całe mnóstwo. Nikt tego tak naprawdę nie wie, kto tego nie robi – mówił Grabowski.
To był akurat panel dotyczący infrastruktury (do obejrzenia w całości na YouTube). A raczej jej braku, bo w samym Wrocławiu nie ma obiektu dedykowanego dla siatkówki. Największe są: Hala Stulecia (opcja nierealna) oraz Orbita. Plus stosunkowo nowa hala Ślęzy Wrocław, gdzie grają siatkarze Gwardii. W Orbicie #Volley gra, ale nie trenuje. Czyli tak właściwie wszystkie mecze wrocławianki grają na wyjeździe. A trenują na co dzień dużym obiekcie, gdzie gospodarzem jest szkoła podstawowa. Brzmi absurdalnie, ale takie są realia. Dodajmy, ekstraklasowe realia…
Rozdolski, już jako prezes DZPS, wyczuł szansę na zmianę tej patowej sytuacji dla siatkówki we Wrocławiu podczas ubiegłorocznych wyborów samorządowych. Postawił jednak na niewłaściwego konia. Izabela Bodnar, kandydatka Trzeciej Drogi, przegrała z ówczesnym i obecnym prezydentem Wrocławia Jackiem Sutrykiem.
Wyszło zatem na to, że ani hali, ani relacji z szefem dolnośląskiej stolicy, nie udało się w DZPS wybudować. Rozdolski również ten zarzut – stawiany również przez autora tego tekstu w trakcie debaty – wyjaśniał.
– Jako prezes powinieneś zrobić wszystko, rozmawiać ze wszystkimi, żeby osiągnąć swój cel. Co by było gdyby pani poseł Bodnar wygrała wybory i została prezydentem Wrocławia? W tym momencie bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Minął już ponad rok od wyborów samorządowych. Prawdopodobnie dotrzymałaby słowa ponieważ to był jedyny, podstawowy warunek. Mówiłem o wsparciu dla wrocławskich klubów. Pani Bodnar była osobą, która do mnie zadzwoniła i zapytała się, jak to wygląda z mojego punktu widzenia. Wyraziłem swoje zdanie, ja nie będę tego ukrywał. To była jedyna osoba, która się tym tematem zainteresowała. Natomiast to było rok temu. Przez poprzednie trzy lata, pomimo moich prób, grzecznych próśb, niestety nie mogę spotkać się z panem prezydentem Sutrykiem. Z całym szacunkiem dla niego, ja człowieka nie znam. […] Dałbym się pokroić, żeby kluby wrocławskie miały wsparcie. I jeśli ktoś przychodzi do mnie i mówi: Panie Wojtku, jeśli wygram wybory, postawię halę, bo wiem, że ona jest potrzebna. Jak ona powinna wyglądać, czego potrzeba? Ja nie chowałem głowy w piasek, tak naprawdę podłożyłem swoją głowę, żebyście wy mieli w przyszłości gdzie grać, trenować, szkolić młodzież i swoich wychowanków – punktował prezes DZPS.
Związek za własne pieniądze hali nie zbuduje, to jasne. Może jedynie lobbować. Kadencja Rozdolskiego dobiega końca, wybory za chwilę, ale wydaje się, że postępów w relacjach z prezydentem Sutrykiem – przynajmniej na tu i teraz – nie należy się spodziewać.
Takich zgrzytów jest sporo. Jeśli wsłuchać się w głosy osób będących w siatkówce od lat, wspominane „łączenie” w środowisku, to mrzonka. No chyba że mowa o łączeniu głosów względem nowego wyglądu ordynacji wyborczej. Ale do tego jeszcze wrócimy.
– Smutne było to, jak zostałem potraktowany przez prezesa Rozdolskiego, kiedy przejmował rządy w DZPS. Pamiętam, że przyszedł do siedziby któregoś dnia, zobaczył mnie i zwyczajnie, już po wygranych wyborach, kazał się pakować. Dostałem 20 minut na opróżnienie biurka po 15 latach pracy. Poźniej zostałem jeszcze dodatkowo oskarżony o to, że kradłem bilety na Puchar Polski, które związek dostawał z PZPS. Zresztą, czego ja nie ukradłem, zdaniem pana Rozdolskiego… Oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Co więcej, dostawaliśmy bilety i otrzymywały je dolnośląskie kluby. Dzisiaj relacja DZPS z PZPS nie ma racji bytu, po prostu. Trudno uwierzyć, że tak można to było zniszczyć w kilka lat – przyznał w rozmowie dla WPROST były wiceprezes DZPS Stanisław Łopaciński, członek Komisji Licencyjnej PZPS.
O kulisach zmian na stanowiskach przy przejęciu władzy przez prezesa Rozdolskiego można się sporo nasłuchać w kuluarach. Trzeba jednak jasno przyznać, że tzw. nowe rozdanie, bywa przy zmianach naturalną koleją rzeczy.
Zaskakujące jest jednak to, że niektórzy byli „za” Rozdolskim, a po pewnym czasie przekonali się, że realia rządzenia świeżo upieczonego prezesa, są zgoła odmienne. Najlepszy przykład? Kontrkandydat w wyborach A.D. 2025. Piotr Piechota, czyli do niedawna wiceprezes DZPS. Który, jak sam przyznał, po namowach ze strony ludzi ze środowiska, zdecydował, że ma dość funkcjonowania w realiach dzielenia. Zdecydowanie bardziej wolałby łączyć.
Brzmi znajomo, prawda?
Kandydaci na prezesa DZPS odpowiadając na pytania WPROST
Problemów w siatkówce na Dolnym Śląsku jest sporo. Są też jednak plusy, o których nie można zapominać. Rozdolski do związku wszedł ze swoim „dzieckiem”, turniejem o nazwie Giganci Siatkówki. Zaczęło się w dolnośląskiej Oleśnicy (2010), następnie przenosiny do Wielunia, Kępno i powrót na Dolny Śląsk (2021), najpierw Jelcz-Laskowice, a ostatnio Twardogóra. Co ciekawe, to właśnie tam odbędą się wybory DZPS A.D. 2025.
Turniej ma sponsora głównego, firmę Tauron, do tego pokazywany jest (i będzie do 2030 roku) w TVP Sport. Wielkie siatkarskie firmy (również zagraniczne) zjeżdżają się na rywalizację przedsezonową, zarówno panie jak i panowie. Są też organizowane młodzieżowe zmagania, całość ma charytatywny charakter. Widać, że to oczko w głowie prezesa Rozdolskiego – co pokazuje, że rzeczywiście – Dolny Śląsk ma potencjał do ściągnięcia poważnych, siatkarskich firm.
Dlaczego zatem w ostatnich latach województwo omijają czy to zgrupowania kadr młodzieżowych, czy imprezy pokroju Puchar Polski? Nie trzeba głęboko szukać nieco zakurzonych przykładów. W latach 2015-2022 we Wrocławiu turniej finałowy o PP odbywał się pięciokrotnie. Do tego kwalifikacyjne zmagania reprezentacji Polski siatkarek, przez igrzyskami w Tokio, w 2019 roku. Dołożyć można również rozgrywki grupowe MŚ 2014, bo właśnie w Hali Stulecia drogę po złoto rozpoczęła męska reprezentacja Polski. Obecnie na tego typu atrakcje nie ma co liczyć, a wydaje się, że dużo istotniejsza jest szarpanina polityczna. Kto z kim, dlaczego, itd. Typowe, polskie piekiełko.
Paradoksalnie, o plusach kadencji pod przewodnictwem prezesa Rozdolskiego powiedział… jego kontrkandydat. Zadaliśmy pięć pytań zarówno obecnemu szefowi DZPS, jak i wspomnianemu Piechocie. To również prezes, ale na swoim podwórku – jako zarządający klubem IM Rekord Jelcz-Laskowice. W dolnośląskiej siatkówce od ponad dekady, co ciekawe, ścisły umysł, bo na co dzień pracujący w Politechnice Wrocławskiej.
Oto zadane pytania ze strony WPROST. Zaznaczamy, że obaj kandydaci – Rozdolski na kolejną kadencję – a Piechota na premierową, mieli niespełna tydzień na odpowiedź. Szanując świąteczny okres, w przypadku szefa DZPS, nawet wydłużyliśmy okres oczekiwania na takową.
Pytania od WPROST – Piotr Piechota, kandydat na prezesa DZPS
1. Jak spogląda Pan na obecną współpracę na linii DZPS – PZPS?
Niestety takiej współpracy – wykraczającej poza podstawowe zadania, które realizują oba podmioty – praktycznie nie ma. Dolnośląska siatkówka w ostatnim czteroleciu, z wyboru zarządzającego nią prezesa Rozdolskiego, była skazana na alienację. Brakowało imprez realizowanych we współpracy z PZPS, które były w przeszłości realizowane we Wrocławiu i innych miejscowościach na Dolnym Śląsku. Były to turnieje Pucharu Polski i zgrupowania młodzieżowych kadr Polski, które w przeszłości miałem przyjemność współorganizować w Jelczu-Laskowicach. To ekstra paliwo napędzające popularność dyscypliny w regionie i szkoda, że o takie szanse się nie zabiega i z nich nie korzysta.
Chciałbym zapewnić powrót do normalnej komunikacji DZPS z PZPS, z poszanowaniem obu stron. Dzięki temu moglibyśmy myśleć o obecności w strukturach i komisjach PZPS. Przedstawiciele dolnośląskiej siatkówki mogliby wypowiadać się w kwestiach potrzeb i problemów dyscypliny w naszym regionie. Mieliby wpływ na decyzje podejmowane w siatkarskiej centrali, mające chociażby przełożenie na kształt rozgrywek młodzieżowych i wielu innych spraw dotyczących funkcjonowania klubów zrzeszonych w DZPS.
2. Dlaczego na Dolnym Śląsku brak klubu siatkarskiego realnie walczącego o wysokie cele, czy to w PlusLidze, czy Tauron Lidze?
To szerszy problem. Przyczyny niekoniecznie należy szukać we władzach DZPS. Aby siatkówka na najwyższym poziomie w danym ośrodku zaistniała, potrzeba synergii w działaniu władz klubu, władz lokalnych oraz wsparcia sponsorów. Potrzeba także oparcia w solidnie prowadzonym procesie szkolenia młodzieży. Istotna jest jego ciągłość oraz dopływ młodych zawodników i zawodniczek, bo tylko tak można planować długofalowy projekt.Największym potencjałem na grę w najwyższych klasach rozgrywkowym dysponuje oczywiście stolica regionu – Wrocław. Ale paradoksalnie zbudowanie pozycji siatkówki jako głównej dyscypliny jest tu dużo trudniejsze niż w mniejszym ośrodku z siatkarskimi tradycjami, takim jak Wałbrzych, Świdnica czy Legnica. Konkurencja ze sztandarowymi wrocławskimi dyscyplinami, czyli piłką nożną, koszykówką i żużlem, jest obecnie bardzo trudna, zarówno na polu kibicowskim jak i sponsorskim. Szkoda, bo nie zawsze tak było.
Chciałoby się wrócić do czasów gdy siatkarze Gwardii walczyli o medale. W nie tak dalekiej przeszłości po te medale sięgał też siatkarski Impel Wrocław (obecnie #Volley Wrocław). W stolicy Dolnego Śląska potrzeba siatkówki na najwyższym ligowym poziomie, z medalowymi aspiracjami, ale to w dużej mierze decyzja władz miejskich. Siatkówka jako dyscyplina sportu drużynowego, osiągająca od lat największe sukcesy, po olimpijskim medalu siatkarzy i bardzo dobrym występie siatkarek, ma swoje 5 minut. Staje się coraz bardziej popularna i obecna w przestrzeni medialnej, publicznej.
Trzeba to wykorzystać. I mam tu na myśli nie tylko Wrocław, ale także inne czołowe dolnośląskie ośrodki siatkarskie. Władze DZPS powinny być pomostem do rozwoju siatkówki w regionie, inicjatorem działań podejmowanych z samorządami lokalnymi. Lokalne władze powinny więcej pomagać klubom m.in. w wyegzekwowaniu większej ilości godzin dostępu do hali sportowej, w tworzeniu nowych klas sportowych. Wtedy zwiększy się ilość młodzieży trenującej w klubach oraz liczba drużyn uczestniczących w rozgrywkach, a to następnie przełoży się na podniesienie poziomu rywalizacji i ogólnie poprawie stanu, pozycji dolnośląskiej siatkówki.
3. Proszę o podanie trzech najważniejszych celów na ew. pierwszą kadencję w roli szefa Dolnośląskiego Związku Piłki Siatkowej.
W minionym tygodniu na swoim profilu na Facebooku opublikowałem siedem punktów stanowiących główne założenia mojego pomysłu na dolnośląską siatkówkę. Polecam je uwadze czytelników. Najważniejszymi celami są dla mnie:
– Stworzenie pozytywnych relacji z władzami województwa, samorządu terytorialnego, lokalnymi społecznościami. Wreszcie apolityczny stosunek – gdzie najważniejsza jest przede wszystkim siatkówka. Dzięki takim relacjom, można realizować przedsięwzięcia we współpracy z Urzędem Marszałkowskim, władzami miast czy gmin. Generalnie ludźmi z terenu całego Dolnego Śląska, bo jak wiadomo, siatkówka powinna łączyć, a nie dzielić.
– Odbudowanie dobrego wizerunku we współpracy z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej. Bo tylko tak można myśleć o wzroście znaczenia dolnośląskiej siatkówki w skali całego kraju. Przede wszystkim powrót do normalnej komunikacji, z poszanowaniem obu stron. Dzięki temu można myśleć m.in. o obecności w strukturach i komisjach PZPS; współorganizacji dużych wydarzeń siatkarskich w naszym regionie czy zgrupowań kadr narodowych w ośrodkach na terenie Dolnego Śląska.
– Organizacja szkoleń dla trenerek i trenerów, skutkujących podnoszeniem kompetencji w zakresie treningu siatkarskiego oraz dziedzin mających z nimi związek. Zaznaczając, że mowa o rozwoju, kolejnym kroku, a nie budowie od zera – zachowując pełny szacunek dla obecnego potencjału w regionie. Szkolenia poświęcone m.in. części motorycznej, regeneracyjnej, odnowy biologicznej. Nacisk będzie również położony na szkolenia z zakresu wsparcia mentalnego, szeroko pojętej psychologii sportu.
4. W jaki sposób wykorzystać potencjał polskiej siatkówki w przełożeniu na działania typowo wojewódzkie, lokalne, w tym wypadku dolnośląskie?
Na pewno popularność dyscypliny może przysłużyć się w rozmowach z władzami lokalnymi w kwestii wspierania i dotowania działalności klubów. Większe środki przeznaczane w poszczególnych miejscowościach powinny się przełożyć na pozycję i wyniki dolnośląskich klubów siatkarskich.
Jako województwo możemy pochwalić się kilkoma mocnymi ośrodkami szkolącymi młodzież. Kluczowe jest, żeby najzdolniejsi zawodnicy i zawodniczki nie wyjeżdżały poza województwo. Idealne byłoby funkcjonowanie na Dolnym Śląsku kilku klubów na poziomie I i II ligi, odważnie stawiających na młodzież, zapewniających im szanse rozwoju i wejścia do seniorskiego sportu. Kluczowe jest przyciągniecie młodzieży do naszej dyscypliny sportu i w tym aspekcie popularność dyscypliny jest pomocna.
W ostatnich latach widać wzrost liczby klubów zwłaszcza na etapie minisatkówki i wczesnych kategorii młodzieżowych. Kluby korzystają z sukcesów reprezentacji drużyn klubowych, a DZPS odegrał w tym dużą rolę, zwłaszcza w ostatniej kadencji. Można jednak zrobić więcej. I to wspólnie z PZPS. Spotkania obecnych oraz byłych reprezentantek i reprezentantów Polski z młodzieżą, szkolenia trenerskie prowadzone przez trenerów reprezentacji, prowadzone np. przy okazji organizacji na Dolnym Śląsku zgrupowań młodzieżowych drużyn narodowych. To działania które mogą jeszcze poprawić sytuację.
5. Największy plus i minus prezesa Wojciecha Rozdolskiego?
W kończącej się kadencji pełniłem funkcję wiceprezesa związku kierowanego przez Wojciecha Rozdolskiego. Dlatego to pytanie jest dla mnie niezręczne. W ujęciu całościowym uważam minione 4 lata za udane. Prezes Rozdolski zbudował zespół ludzi, który zwłaszcza na początku kadencji podejmował nowe inicjatywy i rozwijał dolnośląską siatkówkę. Znalazło to odzwierciedlenie w uruchomieniu kolejnego szczebla w męskich rozgrywkach seniorskich (II liga dolnośląska), utworzeniu i rozwoju Dolnośląskiej Ligi Minisiatkówki, wzroście liczby zespołów uczestniczących w rozgrywkach.
Część współpracowników jednak w trakcie kadencji się od prezesa odwróciła – zrezygnowali z pracy dla DZPS lub to prezes zrezygnował ze współpracy. Wymienię więc dwie cechy obecnego prezesa, które uważam za obusieczny miecz. Są zarówno zaletami, jak i wadami. To stanowczość i bezkompromisowość. Cechy te oczywiście są istotne w zarządzaniu zespołem ludzkim. Ale kluczowe jest utrzymania dobrego kontaktu ze swoimi współpracownikami, a tego w mojej ocenie zabrakło. Niestety wiele decyzji strategicznych prezes podejmował, nie kierując się opinią zarządu.
Wspomniałem o pozytywach kończącej się kadencji. Były w niej także działania, które dolnośląskiej siatkówce zaszkodziły, a na pewno nie pomogły. Zamieszanie dolnośląskiej siatkówki w kwestie polityczne i walkę wyborczą o fotel prezydenta Wrocławia to największe negatywy kończącej się władzy prezesa Rozdolskiego.
Pytania od WPROST – Wojciech Rozdolski, prezes DZPS
1. Jak spogląda Pan na obecną współpracę na linii DZPS – PZPS?
2. Dlaczego na Dolnym Śląsku brak klubu siatkarskiego realnie walczącego o wysokie cele, czy to w PlusLidze, czy Tauron Lidze?
3. Proszę o podanie trzech najważniejszych celów na ew. kolejną kadencję w roli szefa Dolnośląskiego Związku Piłki Siatkowej.
4. W jaki sposób wykorzystać potencjał polskiej siatkówki w przełożeniu na działania typowo wojewódzkie, lokalne, w tym wypadku dolnośląskie?
5. Największy plus i minus kontrkandydata w wyborach na szefa DZPS, Piotra Piechoty?
Otrzymaliśmy, już po wcześniej wyznaczonym terminie, zbiorczą odpowiedź w formie maila, ze strony obecnie szefującego prezesa związku.
„Niestety, w obecnych okolicznościach, ze względu na bardzo krótki czas pozostały do glosowania, nie widzę realnej możliwości przeprowadzenia merytorycznej, rzeczowej dyskusji, która mogłaby w istotny sposób wpłynąć na jakość procesu wyborczego. Z punktu widzenia zasady równości i przejrzystości, tak istotnej w życiu publicznym i organizacyjnym, inicjowanie debaty na tym etapie mogłoby wręcz zostać odebrane jako działanie spóźnione lub selektywne. Z tego względu, kierując się zasadami transparentności oraz poszanowania dla wszystkich stron procesu wyborczego, zmuszony jestem odmówić” – odpisał prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Siatkowej.
Ocenę takiego stanowiska pozostawiamy czytelniczkom i czytelnikom WPROST.
Na koniec warto dodać, że sobotnie wybory (tj. 26 kwietnia) DZPS odbędą się w oparciu o nową ordynację wyborczą. Dokładnie opisała to w tekście wrocławskiego tygodnika „Słowo Sportowe” dziennikarka Joanna Wicherska. Takowy załączamy, gdyby ktoś chciał zdecydować się na jeszcze głębszą lekturę wszelakich kruczków.
Wyjaśniając, nowy system podziału mandatów z pewnością podgrzał i tak już gorącą atmosferę w środowisku, rodząc więcej pytań niż odpowiedzi. Obowiązujący przez kilka kadencji klucz został zmieniony przez Zarząd DZPS dokładnie 21 lutego b.r., na około nieco ponad dwa miesiące przed wyborami.
„Nowa uchwała utrzymuje zarówno prawo głosu dla klubów niezgłoszonych do rozgrywek, jak i pojedyncze mandaty dla członków zarządu i komisji rewizyjnej, rozluźniając jednak kwestie wypełniania przez kluby obowiązków innych niż terminowe uiszczanie składek” – czytamy w tekście Wicherskiej.
Czyli w nowych realiach wyborczych na Dolnym Śląsku wszyscy są równi. Niezależnie, czy grają w elicie, czy nie mają nawet drużyny w rozgrywkach seniorskich. To z pewnością jest szlachetne.
Spoglądając jednak całościowo, nieco szerzej niż tylko na własne podwórko – to sytuacja, do której zamiast szlachetnych cech – wydaje się lepiej pasować określenia per krewnych i znajomych Królika. Tak jest, prosto z powieści o Kubusiu Puchatku angielskiego pisarza Alana Alexandra Milne’a.
Czyli dużą liczbę osób, zwykle o małych wpływach, ale powiązanych z kimś ważnym.