Komunikat opublikowany został na oficjalnym profilu Żandarmerii Wojskowej w czwartek po południu. „Wydział Ż w Białymstoku 8.10. br. wszczął, pod nadzorem Działu ds. Wojskowych Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, dochodzenie o czyn z art. 266 kk.” – napisano.
„Jak dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów w przedstawionej sprawie. Trwa realizacja zaplanowanych czynności czynności procesowych” – dodano.
W rozmowie z Interią rzecznik Żandarmerii ppłk Paweł Durka podkreślił, że działania w sprawie opisanej przez portal Onet prowadzone są od tygodnia. Obecnie śledztwo skupia się m.in. na wykryciu potencjalnych sprawców wycieku.
Dokumenty wojskowe na wysypisku śmieci
Dokumenty na których znajdowały się między innymi mapy składów wojskowych, plany ewakuacji materiałów wybuchowych, czy też procedury operacyjne i dane osobowe pracowników jednostek trafiły w ręce dziennikarzy z anonimowego źródła. Jak przekazano, zostały odnalezione na jednym z wysypisk śmieci.
Redakcja skontaktowała się z 2. Regionalną Bazą Logistyczną, która sprawuje nadzór nad składem, z którego pochodzą dokumenty. W odpowiedzi jej przedstawiciele uznali, że są to kopie, a oryginały zostały zarchiwizowane lub zniszczone „zgodnie z obowiązującymi przepisami”.
„Ta odpowiedź nie pokrywa się z faktami. Co najmniej duża część znajdujących się u nas dokumentów to oryginały. Zawierają one pieczątki kancelarii, numery kancelaryjne, pieczęcie oficerów wraz z ich podpisami” – czytamy w artykule.
Śledztwo ws. wycieku dokumentów wojskowych
Rzecznik Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych ppłk Marek Chmiel, w odpowiedzi na artykuły, potwierdził, że gdy jednostka dowiedziała się o posiadaniu przez redakcję dokumentów, natychmiast rozpoczęła postępowanie wyjaśniające, które toczy się wewnątrz jednostki.
O możliwości popełnienia przestępstwa poinformowana została także Żandarmeria Wojskowa, która od 8 października prowadzi śledztwo, którego celem jest znalezienie osoby, która miała dostęp do tajnych informacji i mogła sporządzić ich kopie.
– Teraz będzie wyjaśniane, czy dokumenty były zniszczone zgodnie z procedurami, kto miał dostęp do takich dokumentów – mówił ppłk Chmiel.