Wyzwiska i upokarzanie pracowniczek prokuratury Warszawa Mokotów: Jan Rybicki z weekend.gazeta.pl rozmawiał z 11 podwładnymi Marka Zagańczyka, kierownika sekretariatu prokuratury rejonowej na warszawskim Mokotowie. Miał mówić, że pracujące z nim kobiety to „tępe dzidy”, „przygłupy”, „quasimodo”. Miał też krzyczeć, mówić, że chore dziecko podwładna powinna była „przywiązać do drzewa w lesie” lub „oddać do okna życia”.
Zastraszanie pracowniczek prokuratury: Kobiety próbowały zmienić swoją sytuację w pracy. Miały m.in. pójść do ówczesnego prokuratora rejonowego Pawła Zielińskiego. Ten miał jednak zniechęcać do wszczęcia procedury mobbingowej, mówiąc, że „jak to się zacznie, pan Marek dalej będzie kierownikiem, a pani będzie jego podwładną”. Jego następczyni, prok. Monika Laskowska, gdy jedna z nich poszła z podaniem o przeniesienie, miała usłyszeć: „Kolejna? Czy wyście wszystkie powariowały?”.
Co na to sam Zagańczyk? Sam kierownik sekretariatu twierdzi, że „nie ma sobie nic do zarzucenia” i „nigdy nie krzyczał”. – Czy nazwałem kogoś „k***i” i tak dalej? Nie… Pseudonimy lub przezwiska dziewczyny nadają sobie nawzajem. Albo prokuratorom. Ja też tak mówię czasem – przekonuje. Zagańczyk ocenia, że sam był ofiarą pomówień, a „pewna pani prokurator” dopuściła się wobec niego „mobbingu i hejtu”.
Co dalej? Zagańczyk 23 września udaje się na urlop, po którym nie wróci już do prokuratury na Mokotowie. Ma jednak zacząć pracę w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Z informacji dziennikarza wynika, że obejmie tam stanowisko zastępcy kierownika sekretariatu. Zwróciliśmy się do Prokuratury Krajowej z pytaniami na ten temat.
Więcej przeczytasz w tekście Jana Rybickiego „Folwark pana Marka w warszawskiej prokuraturze. 'Widziałaś jak męczył Mariolkę? Teraz twoja kolej'”.
Źródło: weekend.gazeta.pl