Jest początek roku szkolnego. Jeden rodzic patrzy na drugiego: kogo zgłosić do trójki klasowej? Potrzebny jest przewodniczący, jego zastępca i skarbnik.
Problem może być z tym ostatnim. Choć na początku nic na to nie wskazuje.
Przekonała się o tym Katarzyna* wraz z grupą innych rodziców, których dzieci uczęszczają do jednej klasy. Wszyscy chwilę po rozpoczęciu zajęć we wrześniu wpłacili skarbnikowi wspólnie ustaloną kwotę na składkę.
Zakończenie roku szkolnego i problem
W kwietniu okazało się, że pieniędzy nie ma. – To był moment, w którym chcieliśmy opłacić wycieczkę szkolną. Z panią urwał się kontakt, więc rodzice zrobili zrzutkę raz jeszcze – opowiada Katarzyna. Gdy udało się skontaktować ze skarbniczką, okazało się, że komornik zajął pieniądze, które miała na koncie – w tym te wpłacone przez rodziców. To było około 6 tysięcy złotych.
– Pani wyraziła skruchę, ale poinformowała nas po fakcie. Mogła powiedzieć wcześniej, że ma jakieś problemy finansowe, a już na pewno powinna zareagować, gdy doszło do zajęcia komorniczego. Powiedziała nam, że zwyczajnie się wstydziła – opowiada kobieta.
Udało się podpisać ugodę między rodzicami – kobieta w małych ratach spłaca im swój dług.
Komornik, rozwód – pieniędzy nagle nie ma
– Komornik nie weryfikuje tego, skąd pochodzą pieniądze, które znajdują się na koncie – komentuje Małgorzata Marczulewska.
I dodaje, że zdarzają się też takie sytuacje, gdy skarbnikiem jest kobieta w trakcie rozwodu i „na złość” mąż blokuje jej konto. – I nie ma dostępu do pieniędzy ze składek klasowych. To podobna sytuacja, w której nieumyślnie doszło do ich zablokowania – komentuje.
Małgorzata Marczulewska jest detektywem, prowadzi też firmę windykacyjną. To dlatego zgłaszają się do niej w tej sprawie rodzice. Zazwyczaj chcą problem „zaginionych” pieniędzy rozwiązać polubownie – tak, jak w przypadku Katarzyny. Z uwagi na dobro dzieci.
Takie sprawy pojawiają się dopiero od trzech lat. Od maja tego roku miała ich już kilka. – Trudno powiedzieć, czy to dlatego, że tych kradzieży jest więcej, czy też w związku z większą świadomością rodziców, którzy bacznie przyglądają się sprawie i orientują się, że pieniędzy nagle jest mniej niż powinno być – komentuje Marczulewska.
Od kilku do kilkunastu tysięcy złotych
W jednym przypadku okazało się, że kobieta zarządzająca trójką klasową przywłaszczyła sobie pieniądze, która miały zostać przeznaczone na prezent dla nauczycielki, a także na organizację poczęstunku na okoliczność zakończenia ósmych klas. Kwota: około 15 tysięcy złotych.
– Kobieta po prostu wydała pieniądze, które jej się nie należały – mówi Małgorzata Marczulewska.
Pozostałe zgłoszenia dotyczą mniejszych kwot nieprzekraczających 5 tys. zł. To na przykład sprawa mamy, która podwyższała kwoty różnych usług, na przykład związanych z ubezpieczeniem dzieci, a pieniądze z „nadwyżki” inkasowała. Albo temat innej kobiety, która po rozliczeniu wycieczki zabrała kilka tysięcy złotych, które zostały na koncie.
Jeszcze inna po prostu uciekła z kwotą, która miała być przeznaczona na nagrody dla uczniów na koniec roku szkolnego.
„Solidny zastrzyk gotówki”
Małgorzata Marczulewska nie kryje zaskoczenia tego typu sprawami. A przede wszystkim poczuciem bezkarności ze strony oszustów.
Jak wyjaśnia, dzieje się tak najpewniej dlatego, że rodzice często machają na te kradzieże ręką. A przecież mówimy o niemałych pieniądzach – jeśli każdy rodzic wpłaci nawet 200 zł na semestr, to na koniec roku na koncie skarbnika jest już kilka tysięcy złotych.
– Jest to dla niego solidny zastrzyk gotówki – komentuje nasza rozmówczyni.
– To też problem dzieci z obu stron barykady. Jedne są okradane, a drugie – te, których rodzice przywłaszczają te pieniądze – są później stygmatyzowane, wyśmiewane. Odbija się to na nich. O tym też, a może nawet w szczególności, ci okradający rodzice powinni pamiętać – podsumowuje Marczulewska.
*imię zostało zmienione