Na skraju najstarszej pustyni świata, w pobliżu wybrzeża Atlantyku, pracuje pierwsza w Afryce instalacja, która wykorzystuje zielony wodór do oczyszczania rudy żelaza. Projekt HyIron Oshivela, zainaugurowany wiosną 2025 roku, korzysta z elektrolizera o mocy 12 megawatów, zasilanego energią słoneczną. Wodór produkowany na miejscu jest wykorzystywany do redukcji rudy żelaza bez użycia węgla czy gazu. Jedynym produktem ubocznym jest para wodna.
„Usuwanie wiązania między żelazem a tlenem to proces energochłonny” mówi magazynowi MIT Technology Review Johannes Michels, 39-letni dyrektor HyIron. „Zielony wodór to sposób, by zrobić to bez emisji dwutlenku węgla”.
Branża stalowa odpowiada dziś za około 8 proc. globalnych emisji dwutlenku węgla. HyIron chce to zmienić. Obecna instalacja produkuje 15 tys. ton żelaza rocznie, ale plan zakłada zwiększenie produkcji do 2 mln ton do 2030 roku. To wystarczająco dużo, by zbudować setki wieżowców lub dziesiątki tysięcy samochodów. Koszt: około 2,7 mld dolarów.
Zielony wodór – szansa dla kontynentu
Namibia nie jest jedynym krajem afrykańskim, który dostrzegł potencjał zielonego wodoru. Kontynent ma aż 60 proc. najlepszych lokalizacji na świecie do produkcji energii słonecznej, a kraje takie jak Egipt, Maroko i Mauretania planują przesyłać wodór gazociągami do Europy.

Namibia, położona zbyt daleko na taki transport, ma inny plan: wodór będzie przetwarzany na produkty łatwe do transportu drogą morską – jak żelazo, amoniak czy paliwo lotnicze. Rząd uruchomił strategię „Green Hydrogen and Derivatives”, która zakłada utworzenie trzech „dolin wodorowych” i produkcję 10-12 mln ton rocznie do 2050 roku. To ponad 10 proc. dzisiejszej globalnej produkcji wodoru. Do 2030 roku sektor miałby stworzyć 80 tys. miejsc pracy i zwiększyć PKB kraju o 30 proc.
„Potencjał energii odnawialnej w tym regionie jest niebywały” mówi Michels. „To miejsce może być najtańszym punktem produkcji wodoru na świecie”.

Gigantyczny projekt w Namibii. To zielony wodor
Optymizmowi towarzyszy jednak sceptycyzm. Zielony wodór wciąż jest drogi, technologia nie jest w pełni dojrzała, a popyt długoterminowy niepewny. Największy projekt, Hyphen Hydrogen Energy, istnieje na razie głównie na papierze. Wymaga co najmniej 10 mld dolarów inwestycji, czyli równowartości całego PKB Namibii.
Projekt budzi też kontrowersje ekologiczne. Jego infrastruktura ma objąć 18 proc. chronionego Parku Narodowego Tsau Khaeb, jednego z najbardziej bioróżnorodnych obszarów pustynnych w Afryce. Ekolodzy obawiają się nieodwracalnych szkód. Hyphen zapewnia, że działania będą prowadzone „chirurgicznie”, z pominięciem najbardziej wrażliwych siedlisk.
Dodatkowo, nowy port potrzebny do eksportu amoniaku powstanie tuż obok miejsca, gdzie podczas niemieckiej kolonizacji działał obóz zagłady dla przedstawicieli ludów Herero i Nama. Liderzy tych społeczności ostrzegają, że projekt może „zbezcześcić” pamięć ofiar.

Woda i energia – czy wystarczy dla wszystkich?
Produkcja zielonego wodoru wymaga nie tylko słońca i wiatru, ale też wody, a ta w Namibii jest towarem deficytowym. Już dziś wiele projektów korzysta z odsalania wody morskiej, ale to rozwiązanie kosztowne i energochłonne. Krytycy obawiają się, że przemysł wodorowy pogłębi problemy z dostępem do wody dla ludności i rolnictwa.
Namibia ma też ogromne nierówności społeczne. To drugi najbardziej nierówny kraj na świecie pod względem dochodów. Choć w stolicy, Windhoek, część dzielnic przypomina zachodnie suburbia, większość mieszkańców żyje w nieformalnych osiedlach bez bieżącej wody i prądu. Ponad 70 proc. ludności nie ma dostępu do stabilnej sieci energetycznej. Dla wielu miejscowych aktywistów kraj powinien skupić się na wsparciu najuboższych zamiast realizować drogie projekty.
„Jeśli chcecie realizować tu projekty wodorowe, najpierw rozwiążcie nasze problemy” apeluje William Minnie z Landless People’s Movement.
Po śmierci prezydenta Hage Geingoba w 2024 roku, który był głównym orędownikiem strategii wodorowej, władzę objęła Netumbo Nandi-Ndaitwah. Choć kontynuuje symboliczne wsparcie dla wodoru, uczestniczyła m.in. w otwarciu HyIron, to według obserwatorów jest bardziej skłonna inwestować w rozwój wydobycia ropy i gazu.
„To sposób na zrównoważenie ryzyka. Infrastrukturę można dzielić między wodór i paliwa kopalne” twierdzi doradca inwestycyjny Ekkehard Friedrich.
Czy wodór da ludziom pracę?
Entuzjazm społeczny rośnie, mimo wątpliwości. W regionie pustynnym wokół Arandis, dawniej zależnym od kopalni uranu, młodzi ludzie widzą w wodorze szansę. „Nie każdy znajdzie pracę, ale im więcej przemysłu przyciągniemy, tym lepiej” mówi magazynowi „MIT Technology Review” 20-letni Joel Ochurub, uczeń szkoły technicznej.

Dziś Namibia eksportuje głównie surowce: diamenty, uran, ryby. Zielony wodór i jego pochodne dają szansę na budowę nowoczesnego przemysłu, pod warunkiem, że projekty nie będą tylko montowniami dla zagranicznych koncernów. Byłaby to szansa na zbudowanie jednego z nielicznych na kontynencie centrów przemysłowych. I pierwszego na świecie zbudowanego od podstaw w oparciu o czyste technologie.
„To może się udać, ale tylko wtedy, gdy inwestorzy i rząd naprawdę zadbają o Namibijczyków” podkreśla Michels.
To będzie duży test dla Afryki i świata
Namibijski eksperyment to nie tylko test nowej technologii, ale i nowego modelu rozwoju. Czy kraj Globalnego Południa może stać się liderem zielonej transformacji? Czy uda się zbudować przemysł niskoemisyjny bez powtarzania błędów kolonialnych i eksploatacyjnych modeli?
Dla świata Namibia to poligon, który pokaże, czy zielony wodór może naprawdę działać w skali przemysłowej. Dla Afryki to szansa na nową pozycję w globalnym łańcuchu wartości. A dla samych Namibijczyków pytanie, czy wielkie inwestycje przełożą się na konkretne korzyści: wodę, prąd, pracę i godność.