Skąd ten rekord?
To efekt pracy ostatnich lat, w których wypracowaliśmy solidne fundamenty do rozwoju. Wszystko zaczęło się w 2021 r. od fuzji UNIQA z AXA.
Trudny proces?
Każde połączenie jest dużym wyzwaniem. Zwykle to bardzo długi proces, ale zależało nam, by przeprowadzić go możliwie szybko. Mając fuzję za sobą, mogliśmy skupić się na budowaniu rentownego biznesu.
I tak powstał rekord. 5,5 mld zł w 2024 r. ze składek, prawie o jedną piątą więcej niż rok wcześniej. Zysk brutto ponad 371 mln zł – najwyższy wynik w historii UNIQA w Polsce.
Zgadza się, ale to nie tylko efekt fuzji. Konsekwentnie realizujemy dobrze zaplanowaną strategię. Stoimy na wielu nogach. Mamy biznes detaliczny, korporacyjny, inwestycyjny, współpracujemy z bankami, prowadzimy w mieszkalnictwie. Z jednej strony jesteśmy liderem w sprzedaży internetowej, z drugiej sprzedajemy też ubezpieczenia przez agentów, jak większość rynku.
Mamy 7,5 mln klientów. To jest ogromna liczba. Można nas porównywać z największymi bankami. Dbamy o to, żeby nasi klienci mieli jak najlepsze doświadczenia we wspólnej relacji, bo wierzymy, że to buduje lojalność i satysfakcję. Ale nie osiadamy na laurach. Staramy się także pozyskiwać tych nowych. Celujemy mocno w klienta średnio zamożnego.
Zmiany klimatu nie popsują wyników?
Zmiany klimatu na pewno budują presję na wyniki ubezpieczycieli. Obserwowane w ostatnich latach anomalia pogodowe w zero-jedynkowy sposób przekładają się na koszty naszej działalności. Z drugiej strony, jesteśmy właśnie po to, żeby chronić klientów w trudnych sytuacjach. Takich choćby jak właśnie katastrofy naturalne, susze czy powodzie. Presja zatem jest, ale też potrafimy jej sprostać, czego przykładem była powódź z zeszłego roku.
Czego was nauczyła?
Przede wszystkim elastyczności. Czasy, w których żyjemy, są permanentnie nieprzewidywalne, można powiedzieć, że jedyną niezmienną rzeczą jest dziś zmiana. Ale tego typu sytuacje są bardzo mocno wpisane w naszą działalność. Mamy narzędzia do tego, by w miarę możliwości szacować ryzyko wystąpienia niesprzyjających scenariuszy, a także oceniać ich potencjalny wpływ na życie i biznes, zwłaszcza, że w związku ze zmianami klimatycznymi jest ich coraz więcej. Podczas ostatniej powodzi udowodniliśmy sobie, ale przede wszystkim naszym klientom, że w momentach prawdy stajemy na wysokości zadania. Branża wypłaciła w zeszłym roku miliardy złotych odszkodowań z tytułu klęsk żywiołowych i pokazała, że ubezpieczenia naprawdę działają.
Janos Pasztor, były doradca ONZ ds. klimatu, powiedział, że branża ubezpieczeń jest takim kanarkiem w kopalni jeśli chodzi o wpływ zmian klimatu na świat.
Zgadzam się. Jesteśmy takim kanarkiem, który już głośno o tym śpiewa, ale co z tego wynika? Patrząc na ostatnie przykłady – pandemia, powódź – widać, że zainteresowanie ubezpieczeniami wśród Polaków zaraz po takich tragicznych zdarzeniach rośnie. Ale tak szybko jak rośnie, tak szybko i spada. Po powodzi zainteresowanie ubezpieczeniami domów i mieszkań w Polsce wzrosło, ale efekt był krótkoterminowy. Ubezpieczenie jest trudnym produktem, ponieważ klienci nie widzą ochrony, dopóki nie są zmuszeni z niej skorzystać.
Czyli jak o kolejnej powodzi nic się nie mówi, to strach mija, więc nie ma sensu polisy przedłużać?
Powiedziałbym, że okres względnego spokoju usypia naszą czujność, aż do kolejnego zdarzenia. Z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że w sektorze gospodarstw domowych ubezpieczonych jest średnio 49 proc. nieruchomości. Dodatkowo, część tych domów i mieszkań posiada nieadekwatne sumy ubezpieczenia, które nie odpowiadają ich wycenie rynkowej.
Podobnym przykładem jest zresztą Covid. W pandemii ubezpieczyciele także udowodnili, że pomagają w trudnych sytuacjach, wypłacając wówczas miliony złotych odszkodowań związanych ze śmiercią na Covid-19.
Polacy zaczęli się ubezpieczać na życie?
Wtedy tak, ale, to zainteresowanie ubezpieczeniami na życie wzrosło w bardzo ograniczonym stopniu. I w dość krótkim terminie. W pandemii, podobnie jak podczas powodzi, obserwowaliśmy wzmożone zainteresowanie ubezpieczeniami, a potem wróciło ono do poziomów znanych nam z wcześniejszych lat.
Jesteśmy społeczeństwem niedoubezpieczonym?
Tak, szczególnie, jak popatrzymy na liczby. Możemy porównać Polskę do Austrii, gdzie znajduje się nasza centrala. Polacy wydają rocznie na ubezpieczenia średnio pięciokrotnie mniej niż Austriacy. Przeznaczamy przeciętnie ok. 400 euro na rok, podczas gdy Austriacy ok. 2 tys. euro.
Oczywiście to dwa różne systemy i musimy na te wyliczenia nałożyć pewne filtry, ale wnioski są ewidentne. Wciąż odstajemy w tym zakresie od krajów Europy Zachodniej.
Polak mądry po szkodzie?
Nie chciałbym psychologizować, ale w tym wszystkim jest coś z naszej mentalności. Motywujemy się do działania i myślimy do przodu dopiero wtedy, kiedy coś już się stanie. Zasadniczo planowanie przyszłości nie jest naszą mocną stroną. Wierzę jednak, że będzie lepiej. Zainteresowanie ubezpieczeniami może nie rośnie tak szybko, jakbyśmy tego oczekiwali, ale jednak zmniejszamy stopniowo dystans do zachodnich krajów.
Obowiązkowe ubezpieczenie od zmian klimatycznych dla każdego? Padł taki pomysł w Austrii, żeby każdy płacił chociaż parę euro rocznie – nieważne, że mieszka na dziesiątym piętrze daleko od wody i powódź mu mało groźna.
Ciekawy pomysł, warty wzięcia pod uwagę. Ale trzeba by go rozważyć w obrębie każdego kraju, biorąc pod uwagę uwarunkowania geograficzne, topografię czy skalę gwałtownych zjawisk pogodowych ostatnich lat.
W Polsce by nie przeszło?
Zadanie, które przed nami stoi, to ciągła edukacja klientów. Nie tylko jeśli chodzi o zakres ubezpieczenia, ale i jego sumy. Nie jesteśmy jako społeczeństwo wystarczająco ubezpieczeni.
Ciekawym obszarem są u nas ubezpieczenia na życie. W Polskiej Izbie Ubezpieczeń toczą się rozmowy na temat potencjalnych zachęt, które skłoniłyby Polaków do zabezpieczenia siebie i swoich najbliższych. Ciekawym pomysłem, wartym uwagi, wydają się ulgi podatkowe. Musimy szukać bodźców, które przekonają społeczeństwo do ubezpieczeń w dłuższej perspektywie, nie jednorazowo.
Bodźców trochę jest – pandemia, wojna, powódź. Niestabilne czasy, w których żyjemy dzień w dzień dostarczają przykładów, że ubezpieczyć się warto.
Tak, ale to są negatywne bodźce. One działają, ale krótkotrwale. Tymczasem powinniśmy rozmawiać o systemowym, działaniu państwa, żeby świadomie wspierać tych, którzy chcą ubezpieczyć swoje zdrowie i życie – choćby w postaci zapewnienia im korzyści materialnych, np. w formie wspomnianych ulg podatkowych.
Wojna jakoś zmieniła Państwa biznes?
W ograniczonym stopniu.
Strachu nie było?
Społecznie strach towarzyszy nam od początku wojny, bo ten konflikt dzieje się niemal na naszych oczach, bezpośrednio za naszą wschodnią granicą. Ale gdybyśmy mieli prognozować na podstawie reakcji czy zachowań klientów, to moglibyśmy postawić tezę, że groźba wybuchu wojny w Polsce jest mało realna.
Ubezpieczenie od skutków wojny?
Takiego produktu na rynku nie ma, bo prawdopodobnie żaden ubezpieczyciel nie udźwignąłby skutków takiego ryzyka. Ale, co ciekawe, ubezpieczenia podczas wojny potrafią dalej funkcjonować. UNIQA ma przecież swoją spółkę w Ukrainie, która, mimo konfliktu zbrojnego, kontynuuje działalność. Zapewnia ochronę i wypłaca odszkodowania nawet w tak ekstremalnych warunkach.
Co taki statystyczny Polak powinien mieć ubezpieczone?
Odwołałbym się do pewnego skrótu z naszego żargonu, czyli APK – Analiza Potrzeb Klienta. Trzeba je zbadać, bo każdy ma inne potrzeby. Co innego ubezpieczy młody singiel, a co innego głowa rodziny z trójką dzieci. Zachęcałbym do tego, żeby w życiu na chwilę się zatrzymać, pomyśleć, co się może wydarzyć, popatrzeć dookoła siebie i zrozumieć, co i jak mogę zabezpieczyć. Możliwości zabezpieczenia swojego życia lub mienia mamy multum. Trzeba tylko te możliwości dobrze dostosować.
Przykład?
Ubezpieczenia na życie. W tym roku kładziemy mocno nacisk na ofertę dla klienta indywidualnego. UNIQA jest bardzo silna w ubezpieczeniach grupowych, gdzie zapewnia ochronę ponad 800 tys. pracownikom dużych firm. Wciąż jednak czujemy niedosyt w indywidualnych ubezpieczeniach na życie.
W naszej ofercie mamy dwa różne produkty, które oferujemy w zależności od zidentyfikowanych wśród klientów potrzeb. Jeden to plan pakietowej ochrony, który obejmuje bardzo szeroką gamę różnych drobnych zdarzeń z relatywnie mniejszymi sumami ubezpieczeń. Ale mamy też plan ochronny, nasz główny produkt indywidualny, gdzie w przypadku poważnego zachorowania i problemów życiowych sumy ubezpieczeń liczone są w milionach złotych. Właściwy wybór sprowadza się do odpowiedniego zważenia ryzyka, czyli właśnie analizy potrzeb klienta.
Ktoś zaraz powie – po co mam się ubezpieczać i tak nie wypłacą, bo znajdą jakiś kruczek, i będę musiał brać prawnika, iść do sądu, latami się procesować.
Ten mit trzeba raz na zawsze obalić. W całym 2024 roku ubezpieczyciele wypłacili swoim klientom ponad 50 mld zł odszkodowań. To o 6 mld zł więcej niż w 2023 r. Wypłaty związane z klęskami żywiołowymi sięgnęły prawie 4 mld zł. To ponad 60 proc. więcej niż w poprzednim roku. To są naprawdę potężne sumy i one rosną z roku na rok.
Podobnie rosną także wskaźniki satysfakcji. W UNIQA mierzymy je na pięciostopniowej skali. Pytamy klienta o jego doświadczenia na wielu punktach styku w naszej relacji i z pewną satysfakcją muszę przyznać, że odnotowujemy dziś ponad 4,5 gwiazdki na 5. Na ten wynik składa się rocznie ponad pół miliona ocen. To jest naprawdę reprezentatywna grupa.
Ale Polakowi ubezpieczenie sprzedać trudno.
Tu nawet nie chodzi o Polaków. Same ubezpieczenia są trudnym i dosyć abstrakcyjnym z perspektywy klienta produktem. Ochrony ubezpieczeniowej nie widać, klienci jej nie czują, mimo że trwa. Ubezpieczony może latami opłacać składki, a z ochrony skorzysta dopiero wtedy, kiedy wydarzy się coś złego. Na tym polega trudność ubezpieczycieli w budowaniu relacji z klientami. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku banków, gdzie na co dzień korzystamy z ich produktów, logujemy się na konto, płacimy kartą, sprawdzamy, jak pracują nasze oszczędności, otrzymujemy kredyt np. na remont mieszkania, kupujemy samochód w leasingu etc. Tymczasem u nas klienci widzą przede wszystkim składkę, którą wpłacają, a korzyść zobaczą dopiero po szkodzie. Mimo tego, że ta korzyść trwa 365 dni w roku, bo przecież sama ochrona już nią jest. Możemy dzięki niej spać spokojniej.
Nie ma wiary w narodzie?
Podam jeden prosty przykład, który może jeszcze bardziej zwiększy świadomość, jaką wartość niosą ubezpieczenia. Chodzi o zwykłe OC komunikacyjne pojazdu. Ubezpieczenie kosztuje właściciela samochodu ok. 300 zł rocznie, podczas gdy ubezpieczyciel może pokryć koszty sięgające nawet 30 mln zł. Tym samym za kilkadziesiąt euro możemy otrzymać kilka milionów euro gwarancji.
Były przypadki, że trzeba było takie miliony z OC wypłacać?
Tak, nawet w ubiegłym roku mieliśmy takie szkody, a konkretnie szkody osobowe, np. śmierć na drodze, niezdolność do pracy po wypadku. To są zdarzenia, w wyniku których ubezpieczyciel pokrywa poszkodowanemu dożywotnią rentę. Do takich sytuacji na szczęście dochodzi coraz rzadziej, ale jednak się przytrafiają. I to wielomilionowe wsparcie gwarantujemy w zamian za kilkaset złotych rocznie.
Kilka miesięcy temu ruszyliście z kampanią skierowaną do firm prywatnych.
Mamy dosyć duży portfel klientów korporacyjnych. Jesteśmy pod tym względem czwartym największym ubezpieczycielem w Polsce. Widzimy, jak nasze firmy rozwijają się za granicą, więc w ramach całej międzynarodowej grupy UNIQA powołaliśmy w Polsce centrum kompetencyjne dla firm działających transgranicznie w naszym regionie Europy. Pomagamy zabezpieczać ich majątek, koordynujemy likwidację szkód w przypadku łańcuchów dostaw, a także ułatwiamy wypełnianie obowiązków podatkowych i prawnych, obowiązujących w krajach, na terenie których przedsiębiorstwa prowadzą działalność. Stworzyliśmy też nowy projekt – UNIQA Sustainable Business Solutions – gdzie doradzamy firmom w zrównoważonej transformacji. Wspieramy je w opracowaniu strategii ESG, raportowaniu niefinansowym czy procesie dekarbonizacji.
Pytam o te firmy, bo czytam, że wśród polskich przedsiębiorców coraz większą popularnością cieszą się ubezpieczenia od skutków błędów podatkowych, żeby chronić się przed kontrolami fiskusa.
Tak, mówimy tu o ubezpieczeniu odpowiedzialności cywilnej np. dla księgowych. To ważny i potrzebny produkt, szczególnie gdy funkcjonujemy w zmiennym otoczeniu regulacyjno-prawnym i jesteśmy narażeni na większe ryzyko popełnienia błędu.
Jest tak źle w prowadzeniu biznesu w Polsce, że trzeba się od tego ubezpieczać?
Tak źle nie jest. W mojej ocenie Polska jest dobrym krajem do prowadzenia biznesu, zwłaszcza teraz, gdy płyną środki z Krajowego Planu Odbudowy. Także w tym procesie wspieramy firmy, oferując im gwarancje ubezpieczeniowe jako jedną z form zabezpieczenia wymaganego w procesie inwestycyjnym. Ale to też dobre miejsce, patrząc z perspektywy inwestycji zagranicznych. Pod koniec 2024 roku grupa UNIQA zaprezentowała w Londynie swoją strategię na kolejne 4 lata. Polska, jako jedyny rynek, została zaproszona na to spotkanie. Pokazywaliśmy wtedy swoje rekordowe wyniki i efekty fuzji. W naszym przypadku to była bardzo opłacalna inwestycja. Z tym większą satysfakcją słuchałem wszystkich pozytywnych komentarzy na temat naszego kraju. Zdecydowanie warto inwestować w Polsce. Są zwroty na kapitale. Biznes się rozwija. Gospodarka idzie do przodu. Nam się jeszcze chce.
Deregulacja – modne ostatnio znów słowo. Coś by się przydało zderegulować w branży ubezpieczeń?
Jesteśmy silnie regulowaną branżą i ma to swoje uzasadnienie, ponieważ zarządzamy środkami finansowymi, które klienci powierzają nam w formie składek. Jesteśmy instytucją zaufania publicznego, a to wymaga mocniejszych regulacji niż w przypadku innych działalności.
Wyzwania natomiast pojawiają się wtedy, kiedy mamy do czynienia z przeregulowaniem. I nasza branża nie jest od tych wyzwań wolna. Nie chodzi przy tym o to, co regulujemy jako państwo, ale jak to robimy. Kibicujemy oczywiście wszelkim deregulacyjnym inicjatywom. To może ułatwić prowadzenie biznesu naszym klientom, a po części pewnie i nam.
Nasza rozmowa ukaże się w specjalnym dodatku „Wprost”: Top menadżerowie. Co powinien, Pana zdaniem, mieć dobry menadżer?
Otwartą głowę i elastyczność w działaniu. Czasy są dynamiczne i nieprzewidywalne. Umiejętność obserwowania zmian w otoczeniu jest dziś niezwykle potrzebna.
Dalej aktualne jest to powiedzenie, że menadżera się poznaje po wynikach?
Na koniec dnia miarą efektywności menadżera z pewnością są wyniki. Szczególnie w dłuższej perspektywie, bo nie jestem zwolennikiem zachłystywania się krótkoterminowymi efektami.
„Jak ma być wynik, to rób jak mówię”. Menadżer ma zawsze rację?
Zdecydowanie nie. W UNIQA budujemy inną kulturę. Jak najwięcej decyzyjności powierzamy ludziom na bardzo różnych szczeblach organizacji. Ludzie podejmują decyzje tam, gdzie tak naprawdę funkcjonuje biznes, gdzie rozmawia się z klientem, gdzie się podpisuje umowy. Owartość, dzielenie się odpowiedzialnością, zaufanie, wsparcie – na tych filarach tworzymy naszą kulturę pracy, która przekłada się na realne wyniki.
Pytam, bo wiele polskich firm cierpi przez mikrozarządzanie. Jak powiedział ojciec-założyciel firmy, tak ma być, bo się latami sprawdzało.
Szczególnie, jak odniósł sukces biznesowy i uważa, że skoro jego decyzje przywiodły go w to miejsce, to sprawdzą się też w przyszłości. My staramy się budować zupełnie inną kulturę. Dajemy naszym ludziom moc decyzyjną, ale za tym idzie też odpowiedzialność. To jest taki nierozerwalny związek.
Teraz trudne pytanie – co nas czeka w przyszłości? Sztuczna inteligencja zrewolucjonizuje waszą branżę?
Sztuczna inteligencja jest u nas już od lat. Uczenie maszynowe, zaawansowane modele analityki stosowane choćby w taryfikacji ubezpieczeń.
To te internetowe kalkulatory?
To zewnętrzny interfejs dla klienta, a ja mówię o całej maszynie, która jest ukryta pod spodem i która liczy składki, ocenia ryzyko. Przykładowo, żeby wyznaczyć ryzyko dla najprostszego ubezpieczenia komunikacyjnego OC, czyli żeby oszacować, jakie jest prawdopodobieństwo, że ktoś będzie miał szkodę, wykorzystujemy ponad 300 różnych zmiennych i to od lat. Bardzo mocno inwestujemy w kompetencje przyszłości wokół technologii, np. w analitykę danych, ale też w innowacyjne rozwiązania dla klientów
Ale są też nowe zastosowania sztucznej inteligencji. W 2024 roku wdrożyliśmy AI do procesu likwidacji w ramach szkód życiowych. Technologia analizuje m.in. dokumentację medyczną klienta, nawet taką napisaną ręcznie, co jest dużym wyzwaniem, i bez udziału człowieka decyduje o wypłacie świadczeń, dosłownie w kilka minut.
Technologia jest podstawą w naszej strategii. Dla młodych ludzi branża ubezpieczeń może się wydawać nieco skostniała, ale tak naprawdę jest bardzo nowoczesna. Rozwiązania chmurowe, zaawansowana analityka, sztuczna inteligencja – to się już dzieje.
Czytałem o branżowym pomyśle wprowadzenia aplikacji dla kierowców, która oceniałaby ich styl jazdy, jak szybko jeżdżą, jak hamują, jak zmieniają pasy, żeby na tej podstawie na bieżąco oceniać ryzyko wypadku i wysokość składki.
Takie rozwiązanie już istnieje, jest oparte na telematyce. Nie zrewolucjonizowało jednak rynku. Dla ubezpieczycieli to z pewnością cenne rozwiązanie, bo może dostarczyć wiele informacji, ale klienci nie do końca chcą się dzielić swoim stylem jazdy.
Dbają o prywatność?
Powiedziałbym, że ci, którzy jeżdżą bardzo dobrze, chętniej się tymi informacjami dzielą. Ci, którzy jeżdżą nieostrożnie, są bardziej powściągliwi.
Może dzięki takiej powszechnej aplikacji wszyscy jeździliby grzeczniej?
Doświadczenia z rynku pokazują, że osoby jeżdżące z taką aplikacją zachowują się nieco ostrożniej na drogach. Nie jest to może jakaś wielka różnica, ale została potwierdzona. Większy za to wpływ psychologiczny na styl jazdy ma jednak co innego.
Co takiego?
Informacja o bieżącym spalaniu. Czynnik ekonomiczny wpływa na to, jak jeździmy. Kiedy rośnie, to zdejmujemy nogę z gazu. Unikamy gwałtownych hamowań, przyspieszeń, zrywów. To działa.
Aplikacja w smartwatchu, która sprawdzałaby liczbę kroków, monitorowała pracę serca, oddech i na tej podstawie oceniała składki na ubezpieczenie zdrowotne?
Im ubezpieczyciele mają więcej danych, tym lepiej mogą dostosować produkt. Informacja o zdrowym stylu życia ewidentnie powinna się przełożyć na niższą składkę, lepszą ofertę dla klienta. Cała magia ubezpieczeń polega na tym, żeby coraz lepiej te ryzyka oceniać i dostosowywać do danego klienta. Jeśli ktoś nie dba o siebie, sięgając po szkodliwe używki, powinien płacić większą składkę niż osoba, która prowadzi zdrowy tryb życia. To też jest uczciwsze społecznie.
Mówiąc już o krótszej przyszłości i prostszym produkcie – OC będzie już tylko drożeć?
Będzie drożej.
Dlaczego?
Powód jest prosty. Rynek ubezpieczeń OC zanotował w zeszłym roku stratę techniczną na poziomie połowy miliarda złotych. Rosną koszty napraw, części, robocizny, co powoduje, że ubezpieczyciele do tego biznesu dokładają. Z drugiej strony, koszty OC są zbyt niskie. Często ubezpieczenie samochodu na cały rok wynosi tyle, ile jego jedno tankowanie.
A przyszłość UNIQA? Rekord będzie znów pobity w tym roku?
Mamy cel, żeby rosnąć szybciej niż rynek. Koncentrujemy się na utrzymaniu klientów, których zdobyliśmy w ubiegłym roku, bo to prawie pół miliona osób. Mocniej stawiamy na produkty dobrowolne dla klienta indywidualnego. W biznesie korporacyjnym chcemy pozyskiwać nowe firmy. Kontynuujemy też współpracę z naszymi partnerami – mBankiem i Providentem.
W kolejnych latach będziemy społeczeństwem bardziej ubezpieczonym?
To nie stanie się nagle, ale trend jest jednoznaczny. Świadomość i potrzeby Polaków w kwestii ubezpieczeń będą rosły. Stajemy się coraz zamożniejszym społeczeństwem. Mamy coraz więcej dóbr materialnych do ochrony. I stać nas będzie coraz częściej na ochronę tego najważniejszego dobra, czyli własnego zdrowia i życia.
Marcin Nedwidek
Prezes UNIQA
Absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz MBA na London Business School. Funkcję prezesa Grupy UNIQA w Polsce pełni od kwietnia 2021 roku. Wcześniej od października 2020 pełnił rolę prezesa Grupy AXA w Polsce. W UNIQA, oprócz roli prezesa, odpowiada też za detaliczny biznes ubezpieczeń majątkowych i na życie. Do AXA dołączył w 2018 roku. Pełnił funkcję członka zarządu i dyrektora obszaru klienta indywidualnego w części majątkowej. Wcześniej związany był z The Boston Consulting Group, gdzie odpowiadał za rozwój praktyki ubezpieczeniowej BCG w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Pracował też dla innej międzynarodowej firmy konsultingowej oraz banku inwestycyjnego w Londynie.