Wybory na Islandii odbędą się 1 czerwca. Obecny prezydent Guðni Th. Jóhannesson zapowiedział przed kilkoma miesiącami, że nie będzie ubiegał się o kolejną kadencję. Aby zostać oficjalnym kandydatem na prezydenta, należy być obywatelem Islandii i mieć co najmniej 35 lat. Trzeba też zebrać do 26 kwietnia za pośrednictwem internetu od ok. 1,5 do 3 tys. podpisów (populacja Islandii to ok. 400 tys. osób). O podpisy walczą obecnie m.in. dwie Polki – Małgorzata Adamczyk i Agnieszka Sokołowska. Pierwsza z kandydatek nie informuje szerzej o swojej aktywności, w przeciwieństwie do drugiej, o której rozpisują się już polonijne media.

Zobacz wideo
Agnieszka Legucka: W rosyjskiej władzy geriatria wyziera z każdego kąta

Agnieszka Sokołowska ma 44 lata, mieszka na Islandii od 2007 r. z trójką dzieci i partnerem. Po przeprowadzce do tego kraju prowadziła m.in. kawiarnię, pracowała w bibliotekach. Od kilku tygodni jest inspektorką przeciwpożarową w straży pożarnej. Kandydowała w przeszłości w wyborach parlamentarnych i samorządowych.

Wybory prezydenckie na Islandii. Polka wśród kandydatów

Jak zaznaczyła w wywiadzie dla kanału „Na dywaniku u Złego Ojca” na YouTube, na Islandii przeszkadza jej m.in. „systemowy rasizm i ksenofobia”.

– Jest to bardzo mały, zamknięty naród, dla którego masowa imigracja, jaka nastąpiła w ciągu ostatnich 8-10 lat, jest pewnego rodzaju szokiem. Nie wszyscy dobrze się do tego dostosowują. Do początku lat 2000. społeczeństwo było homogeniczne, małe, bardzo ze sobą połączone ze względu na historię, lokalizację. Ciężko jest im się dostosować, zrozumieć, na czym polega tzw. multikulti i jak to powinno działać – stwierdziła Agnieszka Sokołowska. Polka zaznaczyła, że jej dzieci napotykają na różnego rodzaju problemy, bo noszą polskie imiona i nazwiska.

Sokołowska zaznaczyła, że jej start w wyborach „to nie jest żart”. – Islandczycy mają wiele dumy, jeśli chodzi o stanowisko prezydenta. To urząd, z którego zawsze starają się być dumni przed światem, przed sobą (…). Nie robię sobie z tego żartów. Przyciąga to wiele uwagi i ta uwaga jest niekoniecznie miła i pozytywna – powiedziała. Stwierdziła wręcz, że po ogłoszeniu kandydatury wylała się na nią „fala pomyj i hejtu” i reakcja islandzkiego społeczeństwa „nie była przychylna”.

„Jestem Polką, nie Islandką”

– Kocham Islandię, ale jest to trudna miłość. Nie mam klapek na oczach – podkreśliła Polka. Zaznaczyła, że w Islandii chciałaby m.in. zawalczyć z nepotyzmem.

– Każdy w jakiś sposób, jeśli nie jest spokrewniony ze sobą, to zna kogoś z dzieciństwa, z ławy szkolnej, z jakiegoś etapu życia. Te powiązania rodzinno-przyjacielskie są bardzo silne i bardzo żywe. Ciężko jest spotkać na ulicy rodowitemu Islandczykowi kogoś, kogo wcześniej nie spotkał – wyjaśniła. Według Agnieszki Sokołowskiej „nepotyzm jest rakiem jątrzącym to społeczeństwo”. – Dlatego wiele rzeczy nie działa tak, jak powinno, bo niewłaściwe osoby są na niewłaściwych miejscach z niewłaściwych powodów – zaznaczyła. Zdaniem Polki, „bardzo duża część społeczeństwa przymyka na to oczy”.

– Jestem imigrantką, Polką, nie jestem Islandką, nigdy nie będę Islandką, nie mam do tego aspiracji. Jestem obywatelką tego kraju, częścią społeczeństwa i chciałabym być łącznikiem [pomiędzy Islandczykami i imigrantami – red.] – mówiła.

Z raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju wynika, że migranci stanowią około 18 proc. mieszkańców Islandii. Polacy stanowią zdecydowanie największą, ponad 20-tysięczną diasporę. Inne narodowości stanowią grupy liczące od kilkuset do mniej niż trzech tysięcy osób. 

Udział
Exit mobile version